6.05.2017

Od Leny CD Aleca

  Zerknęłam kątem oka na krztuszącego się chłopaka, po czym odwróciłam spojrzenie w stronę okna, łapiąc po drodze kontrolne spojrzenie Cravera, które dostrzegłam w lusterku. Spokojnie czekałam, aż Alec przestanie kaszleć, spoglądając na przesuwające się za oknem krajobrazy. Każdy kolejny kilometr przybliżał nas do akademii, a ja z każdą kolejną minutą byłam coraz mniej pewna, że chce tam wracać. Że chce spotkać tych wszystkich ludzi, którzy oczekują, że nadal będę tą samą osobą, że nadal będę się uśmiechać, ze wszystkimi rozmawiać. Że będzie tak jakby nic się nie stało, bo przecież dla nich tak jest, oni niczego nie wiedzą. I nigdy się nie dowiedzą, tego byłam pewna.
- Nie mogłam pozwolić, żeby mówiła tak o... moim chłopaku. - Rzuciłam obojętnym tonem, nie odwracając głowy od szyby. Uniosłam lekko jedną brew, widząc w bocznym lusterku, zadziorny uśmiech nauczyciela, który mimo skupienia na drodze, najwyraźniej słuchał nas dość uważnie.
  Po krótkiej chwili na ręce, która spoczywała spokojnie na moim kolanie, poczułam delikatne uściśnięcie. Spojrzałam na swoją dłoń, na której zaciskały się palce szatyna. Powoli podniosłam na niego wzrokiem pełnym niezrozumienia i chociaż widziałam dokładnie, tuż przed oczami jego uśmiech, wiedziałam, że nie wszystko jest okej. Że coś jest nie tak. A przecież wiedziałam co. Tylko, że nie potrafiłam się zmusić, by cokolwiek to dla mnie znaczyło, by nie było obojętne tak jak wszystko inne. Nie umiałam...

~~~~~~~~~~~~~~~~

  Przeniosłam powoli spojrzenie z bramy wjazdowej na czarny ekran telefonu, który trzymałam w ręce; dostałam go tymczasowo od dyrektora z uwagi na to, że mój własny uległ... uszkodzeniu. Od mojego... naszego powrotu do akademii minęło już dziesięć dni, w ciągu których zdarzyło się kilka rzeczy, których nie chciałam. Między innymi codzienne spotkania z panią Rambert oraz jakimś innym mężczyzną, który nie uczył w szkole, a podawał się za psychiatrę. Dobrego psychiatrę. Zmarnowane dwie godziny z każdego dnia w zamkniętym pomieszczeniu z tą dwójką, która uparcie próbowała ze mną porozmawiać, czemu ja byłam stanowczo przeciwko i milczałam, unikając ich wzroku. Zresztą tak samo jak wszystkich innych, z czego wyjątek stanowił Alec i Craver, z którymi od czasu do czasu zamieniałam kilka lakonicznych zdań, nie mając większej ochoty na przeciąganie tych sztucznych konwersacji.
  Uciekałam jak najdalej od wszystkich pytań, które mnożyły się w zastraszającym tempie, otulając mnie szczelniej niż powietrze. One mnie atakowały, ze wszystkich stron. Większość uczniów akademii, mniej czy bardziej zaznajomionych ze mną, dopytywała powodu mojego zniknięcia, zmiany i tego wszystkiego co się działo. A działo się naprawdę wiele, gdyż przez cztery dni z rzędu po budynku buszowała policja w sprawie mojego ojca, ojca Aleca i Noah'a (w końcu się za niego wzięli?). Musiałam przyznać, że męczyły mnie te ciągłe przesłuchania, funkcjonariuszy zapewne też, bo nie dowiadywali się ode mnie zbyt wiele, mimo iż byłam najbardziej zamieszana w to wszystko i teoretycznie wiedziałam najwięcej. Chociaż to nie było znowu takie najgorsze...

~~osiem dni wcześniej~~

  Środek lekcji, a ja zamiast być na angielskim, szwendałam się po korytarzach akademii. Dlaczego nie siedziałam grzecznie w ławce, słuchając nauczyciela i notując każde jego słowo, jak na przykładną uczennicę przystało? Pani Rambert stwierdziła, że dodatkowe dwa dni przerwy mi się przydadzą na ponowne zaaklimatyzowanie się w szkole, więc nie musiałam być na lekcji, w przeciwieństwie do Aleca. I było mi to naprawdę na rękę, ponieważ krąg obojętności w mojej głowie rozrósł sie tak bardzo, że objął już chyba wszystko co było możliwe. Łącznie z niebieskookim chłopakiem i jego przygnębieniem, na które nie umiałam nijak zareagować. Niestety lub stety.
  Otworzyłam powoli drzwi na stołówkę, przekraczając jej próg bez pośpiechu, jednocześnie ogarniając szybkim spojrzeniem puste wnętrze. Prawie puste wnętrze. Szybko cofnęłam wzrok na jedną jedyną postać, która moim widokiem była tak samo zszokowana jak ja jej. Drzwi zamknęły się z cichym kliknięciem, który wyrwało Aidena z szoku. Chłopak drgnął, jakby chciał do mnie podejść, a może odwrócić się i uciec? Jednak w ostatniej chwili coś go powstrzymało. 
- Lena...? - Drżący głos przywędrował do moich uszu, sprawiając, że przechyliłam delikatnie głowę w bok, mierząc chłopaka uważnym spojrzeniem. - Wszystko w porządku z tobą...?
  Te słowa uderzyły we mnie niczym grom z jasnego nieba. Cofnęłam się o krok, aż otwierając szerzej oczy z niedowierzania. Poczułam się jakby ktoś właśnie wbił mi nóż w brzuch, przekręcając go przy tym kilka razy. Dlaczego to zrobił? Dlaczego to tak zabolało? Dlaczego znowu zdradziła mnie osoba, której zaufałam...? 
  To były dokładnie te same słowa, wypowiedziane tym samym tonem, które usłyszałam, kiedy tylko mój rozmówca podniósł słuchawkę, gdy dzwoniłam do niego z telefonu Cezarego. I byłam tego całkowicie pewna. I ta pewność bolała...
  Zaczęłam kręcić głową, cofając się w stronę drzwi, przez które jeszcze chwilę temu weszłam. Aiden szybko zrozumiał, że domyśliłam się wszystkiego i poczerwieniał na policzkach, najwyraźniej zawstydzony tym faktem. 
To ty mnie zdradziłeś... - Szepnęłam, nawet nie przejmując się tym, czy chłopak mnie usłyszał, czy może jednak nie. Nie liczyło się to już dla mnie, chciałam po prostu jak najszybciej stamtąd wyjść. Wyjść i już więcej nie widzieć go na oczy...


~~teraz~~

   Zacisnęłam dłoń na obudowie telefonu, przymykając powoli oczy, próbując w ten sposób pozbyć się niechcianych myśli, które natrętnie krążyły po moim umyśle. Żałowałam, że przez ten tydzień unikałam wszystkich lekcji, na których powinien być także Aiden. Pomijając już fakt, że w większości były to moje ulubione lekcje, nie miałam okazji z nim porozmawiać. Nawet zamienić słowa. On nie miał okazji się wytłumaczyć, chociaż nie byłam pewna, czy chcę słuchać jego tłumaczeń, dlaczego to zrobił. Bo to co zrobił było okropne i bolesne. Wydał mnie mojemu własnemu ojcu, mimo iż wiedział jak bardzo go nienawidzę. 
  Przetarłam dłonią twarz, powracając myślami do wydarzeń sprzed godziny, które mimo że tak nieodległe, wydawało mi się, że od teraźniejszości dzieliła je już wieczność.
  Stałam przed lustrem poprawiając kosmyki jasnych włosów, które uparcie opadały mi na oczy. Od dawna się tak nie stroiłam, ale w końcu stwierdziłam, że trzeba się podnieść i chociaż w tym najmniejszym stopniu zadbać o swój wygląd. Chociażby dla Aleca. Poprawiłam spódnicę, odwracając się odruchowo do okno, gdy tylko doszły mnie stamtąd znajome głosy.
  Patrzyłam przez dłuższą chwilę na chłopaka odwróconego do mnie plecami, starając sobie uświadomić kto to taki. Jednak po chwili mieniąca się w promieniach słońca ruda czupryna odwróciła się do mnie, spoglądając prosto w okno, centralnie w moje oczy, jakby czuł mój wzrok na sobie i wiedział, że go obserwuję.
  Drgnęłam, by po chwili zerwać się gwałtownie z miejsca i wybiec z pokoju, trzaskając drzwiami i w biegu zakładając trampki. Zupełnie nie myślałam o tym co robię i dlaczego to robię, po prostu biegłam przed siebie, niemal łamiąc sobie nogi na schodach. Ale w tamtym momencie ważne było co innego. Wypadłam przed budynek szkoły, od razu kierując swoje kroki w stronę podjazdu, gdzie zatrzymałam się niecały metr od Aidena, patrząc na niego nieodgadnionym wzrokiem, dokładnie takim jakim często Alec obdarzał swoje otoczenie.
- Nie musisz wyjeżdżać... - Powiedziałam chłodno, nie potrafiąc zdobyć się na cieplejszy ton głosu. Coś w środku mnie blokowało, jakby niewidzialna ściana, za którą zamknięte były wszystkie uczucia, które wcale nie tak dawno okazywałam z niemałą przyjemnością. Dlaczego właściwie to tak bardzo się zmieniło...? Dlaczego nie potrafiłam nawet udawać, że cokolwiek czuję?
- Muszę, Lena. - Uśmiechnął się delikatnie, zaciskając mocno palce na paskach od dość dużej torby podręcznej. Podkrążone, lekko zaczerwienione oczy zdradzały, że nie spał dobrze przez ostatnie noce i pewnie gdybym była w normalnym stanie, poczułabym się za to odpowiedzialna, jednak teraz sumienie było najwyraźniej zamknięte razem z wszelkimi uczuciami. - Nie potrafiłbym ci teraz spojrzeć w oczy... Nie po tym, co zrobiłem. - Blady uśmiech zniknął po chwili z jego ust, ja natomiast nieświadomie zaczęłam kręcić głową, próbując przekonać wewnętrznie samą siebie do wypowiedzenia jeszcze jednego słowa. Do zrobienia jednego kroku, wykonania gestu, cokolwiek. Ale wszystko to co mogłoby sprawić, że zrobiłabym jakiś ruch, było poza moim zasięgiem.
  Przeniosłam spojrzenie na bramę, którą niecałą godzinę temu Aiden opuścił teren akademii, zapewne już na zawsze. I od tamtego momentu nie ruszyłam się z miejsca nawet na krok. Nie byłam z tego zadowolona, nie chciałam tego, nawet mimo tego co mi zrobił, nie chciałam, żeby wyjeżdżał, żeby opuszczał akademię.
  Westchnęłam cicho i spojrzałam na wibrujący w mojej dłoni telefon, jednocześnie nasłuchując zbliżających się kroków od strony wejścia. Gdy tylko na jasnym ekranie rozświetlił się znajomy numer, po krótkim namyśle przesunęłam palcem po gładkim szkle, odrzucając szybko połączenie. Nie mam ochoty z nią rozmawiać. 
- Kto dzwonił? - Pogodny głos zadźwięczał mi tuż obok ucha, w które chwilę później Alec mnie pocałował. Odwróciłam się do niego powoli, spoglądając w niebieskie, nieco wyblakłe już tęczówki. Może i zamknęłam się w sobie, ale mój dar spostrzegawczości nie przepadł bez wieści, więc dobrze widziałam co działo się z chłopakiem od naszej wizyty w jego domu. I mimo iż starała się udawać przede mną czy też przed wszystkimi, że wszystko jest okej, ja wiedziałam, że tak nie jest. Te małe iskierki zniknęły z jego oczu, odkąd usłyszał od matki, że ma po prostu wyjść. I nieważne jak cholernie chciałam mu pomóc, nie byłam w stanie. Nie potrafiłam nawet złapać go za rękę, spojrzeć w oczy i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Bo sama już w to nie wierzyłam. Nie wierzyłam, że jeszcze kiedyś będzie tak jak było. Dla mnie to po prostu było nierealne.
- Mama. - Odparłam bez mrugnięcia okiem, mimo że miałam w świadomości to, że nie powinnam tego mówić. Ale obojętność na wszystko i wszystkich zrobiła swoje.
  Momentalnie łagodny uśmiech zniknął z ust szatyna, nie pozostawiając po sobie ani śladu, tak jakby nigdy go tam nie było. Spuścił głowę, tak żebym nie mogła dostrzec jego oczu, chociaż nawet pomimo tego, wiedziałam co się z nim dzieje. Odruchowo chciałam zrobić krok w tył, ze strachu, a może z poczucia bezsilności? Jednak nim to zrobiłam, pod Aleciem ugięły się kolana, a ten poleciał prosto na mnie, ściągając naszą dwójkę na podłoże, w które uderzyłam mocno odsłoniętymi kolanami. Umięśnione ręce otuliły mnie szczelnie na wysokości biustu, w który niebieskooki dosłownie się wtulił, chowając w nim twarz.
  Patrzyłam na niego z uniesionymi brwiami i rękami spuszczonymi wzdłuż ciała. Nie wiedziałam co zrobić ani jak się zachować, ani nawet co powiedzieć. Po prostu klęczałam tam na twardych kamykach, przyglądając się swojemu chłopakowi z szokiem i dezorientacją wymalowaną na twarzy.
- Lena, proszę... Wróć do mnie, proszę cię... - Wymruczał w materiał mojej bluzki przez co ledwo go zrozumiałam, jednak kiedy tylko sens jego słów dotarł do moich uszu, coś we mnie pękło. Zaczęło pękać. Ta niewidzialna ściana, za którą kryło się wszystko to co tworzyło tamtą mnie.
  Nie mogę być obojętna na wszystko. Nie kiedy Alec mnie potrzebuje. On mnie nie zostawił, więc ja jego też nie mogę. 
  Spuściłam powoli głowę, przymykając powieki i delikatnie przytulając chłopaka do siebie, jakbym nie była pewna tego co właśnie robię. Bo tak właściwie nie byłam pewna, dziwnie się czułam obejmując go i przeczesując delikatnie palcami gęste włosy, chociaż przyznać musiałam, że tęskniłam za tym. Cholernie mocno tęskniłam. 
- Alec, spokojnie... Jestem z tobą cały czas, przecież wiesz... - Przesunęłam palcami po jego policzku, nie do końca wiedząc co powinnam dalej zrobić. Westchnęłam cicho, przytulając go mocniej do siebie.

~~~~~~~~~~~~~~~~

  Resztę poprzedniego dnia spędziliśmy w mieście, próbując oderwać się od nieprzyjemnych myśli i zmartwień i w sumie nawet nam to wyszło, chociaż mimo tego ciepłego gestu z mojej strony, reszta nie za bardzo się zmieniła.
  Natomiast kolejny dzień nie mógł zacząć się lepiej. Obudził mnie ból brzucha, którego powodem oczywiście był okres, bo jakżeby inaczej? Chociaż z drugiej strony powinnam być za niego wdzięczna, zważając na to, że się nie zabezpieczyliśmy. I w sumie dopiero teraz uświadomiłam sobie, jaką głupota to było i jak wielkie ryzyko ze sobą niosło. Ale w takich momentach człowiek nie myśli o przyszłości, żyje chwilą.
  Ubrałam się szybko, pomrukując co raz ponuro i przed wyjściem wzięłam dwie tabletki przeciwbólowe, co do których działania byłam pewna, że nie doświadczę, jednak warto było chociaż spróbować. Chociaż i tak najbardziej chciałam znaleźć się w ramionach swojego chłopaka i najchętniej przesiedziałabym w nich całe pięć dni albo i dłużej...


Alec?
Końcówka totalnie do dupy, ale i tak mi wybaczysz :* pseplasam ._.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz