6.18.2017

Od Sylvaina CD Leandera

Przerwałem mu w połowie, przyciągając do siebie. Czułem jego mokre wargi, lekko smakujące chlorem. Z włosów Leandera kapały krople wody, jednak ani trochę mi to nie przeszkadzało.
Poczułem w końcu szczęście, za którym tęskniłem.
Całowaliśmy się, póki zabrakło nam tchu. Musiałem przyznać, że zakochiwałem się w tym chłopaku. Nie wiem, czy to coś, co powinienem robić, ale chciałem zaryzykować.
Gdy się odsunęliśmy, ujrzałem czerwone policzki chłopaka. Musnąłem je lekko kciukiem.
- Pójdę już - powiedziałem. - Robi się późno.
Leander pokiwał głową i razem wstaliśmy. Podniosłem z ziemi rzeczy i ubrałem się. Chłopak zrobił to samo. Ramię w ramię udaliśmy się do strefy mieszkalnej. Na korytarzach nikogo już nie było. Zastanawiałem się, która jest godzina, a telefonu niestety nie wziąłem, bo po co? Idąc zostawialiśmy za sobą mokre ślady. Zaśmiałem się.
- Z czego się śmiejesz? - zapytał Leander.
Wskazałem podłogę.
- To nasza sprawka.
Wywrócił oczami.
- Jak dziecko - mruknął, myśląc, że nie usłyszę.
- Ja ci dam dziecko! - zagroziłem i zacząłem gonić chłopaka.
Nie było to zbyt trudne, gdyż po zaledwie kilku sekundach miałem go w garści.
A dokładniej, objąłem chłopaka.
- Uważasz, że to było dojrzałe? - zapytał. Twarz Leandera znajdowała się teraz tak blisko, że czułem jego oddech.
- Może nie, ale w końcu czuję się szczęśliwy. - Uśmiechnąłem się i poszedłem dalej, ciągnąc chłopaka za sobą. - Odprowadzę cię - powiedziałem.
Szliśmy dalej, aż w końcu stanęliśmy przy drzwiach chłopaka. Spojrzałem w jego piękne oczy.
Stop.
Przeczesałem dłonią włosy i odchrząknąłem.
- Dobranoc, Leander.
- Dobranoc.
I tyle go widzieli. Wszedł do środka i zamknął drzwi.
Natomiast ja  z szerokim uśmiechem na twarzy udałem się do swojego pokoju. Brakowało mi takiego czystego szczęścia. Nie wymuszonego dla innych. Gdy wszedłem do środka, szybko się umyłem i zasnąłem, wciąż się uśmiechając.

* * *

Rano zadzwonił budzik, który sprawił, że od razu oprzytomniałem. Przypomniało mi się, że jest poniedziałek. Nie chciało mi się iść na zajęcia, ale stwierdziłem, że później miałbym wyrzuty sumienia, więc ubrałem się i wyszedłem z pokoju.
Te kilka godzin ciągnęły się i ciągnęły. Nauczyciele mówili, mówili, mówili. Niektórzy zadawali pracę domową. Jednak na tych lekcjach było coś, co mnie zmartwiło. Na żadnej z nich nie widziałem Leandera. Zastanawiałem się, czy po prostu zaspał albo czy źle się czuł.
Na zajęciach z pisarstwa nie miałem partnera. Oddałem oczywiście naszą pracę, ale bez chłopaka u boku, wcale nie była już taka satysfakcjonująca. Matematyka i Historia przeminęły bez większego zainteresowania, gdyż martwiłem się o Leandera. Następne dwie godziny miałem wolne, więc postanowiłem go odwiedzić.
Poszedłem do części mieszkalnej. Najpierw odwiedziłem swój pokój, by odłożyć niepotrzebne zeszyty. Natychmiast po tym podszedłem do drzwi pokoju Leandera i zapukałem. Nie usłyszałem żadnej odpowiedzi. Zmartwiony jeszcze bardziej, postanowiłem wejść do środka bez pozwolenia. Drzwi były otwarte.
To co tam zobaczyłem... Leander leżał na łóżku, ledwo żywy. Okna były zasłonięte i zamknięte, co sprawiło, że do moich nozdrzy dostał się zapach potu. Odsłoniłem je i otworzyłem. Następnie podszedłem do chłopaka i przyklęknąłem przy jego łóżku. Zacząłem nim lekko potrząsać.
- Leoś.., Leeeoś.
W końcu stęknął i otworzył oczy.
- Hej - powiedział zachrypniętym głosem i spróbował usiąść. Pomogłem mu.
- Co się stało?
- Naprawdę nie wiem. Źle się czuję... Nawet bardzo - mówił słabym głosem.
Poszedłem do łazienki po ręcznik, schłodziłem go wodą i przetarłem czoło Leandera.

Leander?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz