Przyszedł czas pierwszej od tak dawna lekcji norweskiego. Wystarczyło przejście przez próg, by przebiegł mnie dreszcz, by otuliła mnie ta dziwna, ale jakże znajoma atmosfera, która wywoływała poczucie tęsknoty. Tak, tęskniłem za szkołą. Ten charakterystyczny zapach zamknięty w czterech ścianach sali. Cichy powiew wydostający się z okna, które zawsze otwiera Seagal, nawet gdy uczniowie wracają w poniedziałek do szkoły i narzekają, że akademia jest wystarczająco ochłodzona. Jak to miałem w zwyczaju, postąpiłem parę kroków, by dostać się na sam koniec sali. Na mojej twarzy zagościłby chociaż cień uśmiechu, gdyby nie fakt, że Lena wyglądała jakoś inaczej. Siedziała oparta łokciami o blat ławki, pozbawiona chęci, by chociaż unieść na mnie niebieskie oczy. Stanąłem torsem do jej pleców, zawisłem nad nią, nie powściągając się przed objęciem rękoma jej twarzy. Z cichym mruczeniem odchyliłem ją lekko do tyłu, by złożyć pocałunek w okolicy jej policzka i żuchwy.
– Siadaj... – Westchnęła z przeszywającym chłodem w głosie, który sprawił, że zatrzymałem się w miejscu. Gdyby Seagal nie rozkazał mi gestem dłoni usiąść, zapewne nadal tkwiłbym w tej samej pozycji.
– Wyglądasz...
– Jak gówno? Wiem – mruknęła, przez cały ten czas patrząc głęboko przed siebie, na tablicę, wodząc wzrokiem za ręką nauczyciela, która szurała kredą po powierzchni.
W odpowiedzi moja brew powędrowała pytająco ku górze. Zupełnie nie wiedziałem jak to skomentować, mimo że moje usta były rozchylone. Chyba bardziej ze zdumienia niżeli gotowości do udzielenia odpowiedzi.
– Nie to miałem na myśli. – Sięgnąłem do plecaka, by wyjąć potrzebne książki, a jednak moja uwaga bardziej skupiała się na dziewczynie, której wyraz twarzy próbował przewiercić dziurę w moim wnętrzu.
Kolejnej odpowiedzi nie otrzymałem. Miałem w głowie tyle różnych niebezpiecznych domysłów, że musiałbym poświęcić więcej niż godzinę lekcyjną, by stwierdzić, która jest choć odrobinę zbliżona do realiów rzeczywistości. Boże, Alec, daj jej czas... Zabrałem się za przepisywanie tematu i zignorowałem fakt, że jestem całkowicie w tyle z norweskim, co skutkuje tym, że ledwo pamiętam krótkie sformułowania. Zero notatek, zero wiedzy, mniej niż pięćdziesiąt procent szansy na zaliczenie tego przedmiotu. Dopiero teraz odczuwałem widoczne efekty całej naszej podróży. Co by było, gdybym naprawdę pojechał do psychiatryka? Nie spowodował tego wypadku, nie dotarł do Leny. Ta myśl nagle wyswobodziła się spomiędzy tysiąca innych i znów nie potrafiłem jej po prostu zignorować. No bo świadomości, że jechałeś z mordercą, nie da się zwyczajnie puścić na wiatr. Z nią trzeba się nauczyć żyć, jak z innymi wydarzeniami, które niedawno obchodziły swój koniec. A jednak wciąż czułem intensywne kłucie gdzieś po lewej stronie klatki piersiowej, gdy udało mi się poświęcić chwilę na uświadomienie sobie, jak wiele rzeczy zdążyło ulec długotrwałym zmianom. Byłem tak narwany, że myślałem, iż zdołam wszystko naprawić na przestrzeni paru dni, może tygodnia.
Potrząsnąłem głową, jakby pewien, że to pomoże mi pozbyć się kipiącego nadmiaru myśli; one całkiem zniknęły, gdy zatrzymałem wzrok. Lena już przez dłuższy czas obejmowała rękę wokół brzucha, a jej mina sugerowałaby, że ma ochotę kogoś zwyzywać. Jeśli ja mam być tą ofiarą, to milczenie jest złotem. Kopalnią złota w Grasbergu, do cholery. Byłem pewien, że jej cięte, chłodne niczym lód niebieskie spojrzenie wystarczy, bym uzupełnij roczny zapas bycia obiektem, na którym można się swobodnie wyżyć. Jednak czułem coś więcej niż zmartwienie, gdy widziałem grymas bólu na jej twarzy i żadne jej zachowanie nie dawało mi prawa do zignorowania tego.
– Coś nie tak? – szepnąłem, utrzymując swój najzwyklejszy wzrok na tablicy.
– Po prostu... okres. – Otworzyła książkę, machając ręką na swoją dolegliwość. Czy to można nazwać dolegliwością? Spojrzałem na klasę spod przymrużonych powiek, pogrążony w głębokim zamyśleniu. Wstyd przyznać, ale gdy mowa o miesiączce to nie znam się na niej tak, jak w zwyczaju mają to kobiety. Po prostu wiem, że boli i trzeba być wyrozumiałym. Po kiego mi więcej!
– Proszę pana, mogę wyjść na moment? – Wyrwała się Lena, podniosła rękę ku górze i bez odpowiedzi nauczyciela wstała z ławki. – Dziękuję...
Jąkałem się jeszcze chwilę, oparty o drugie krzesło i nie wiedząc co mnie podkusiło, zwróciłem na siebie cenną uwagę Seagala, którego twarz wyrażała tylko to, jak bardzo nudzi go tymczasowe życie. Nawet gdyby klasę obiegło dziesiątki szeptów, normalnie doprowadzających przeciętnego nauczyciela do czerwoności, on wzruszyłby ramionami i dalej sprawdzałby dziennik. Nie od dziś wiadomo, iż jego dewizą jest „Uczysz się dla siebie, nie dla mnie. Więc słuchasz też dla siebie”.
– Mogę pójść z nią? – Kącik moich ust zadrżał w niewidocznym uśmiechu.
Ciemnowłosy mężczyzna spojrzał sceptycznie, co spotkało się z zaledwie najlżejszym wyrazem protestu na mojej twarzy. Jego wzrok ugasił ostatnią iskrę zapału, która definiowała moje zachowanie i z siłą usadził mnie z powrotem na siedzeniu.
– Ale ja... też mam potrzebę – wydukałem już nieco spokojniejszym tonem. Dalej jednak spotykałem na sobie wzrok mówiący nic z tego, Alec. Więc nic z tego.
***
Jednak jak to miałem w zwyczaju, udało mi się schować wszystkie myśli w jednym zamknięciu i spokojnie przebyć pełen efektów trening. Nigdy nie czułem takiego oderwania od rzeczywistości, jak właśnie tam, na boisku. To tak, jakbyś żył w piekle, wśród karmazynowych języków ognia i na moment przyszłoby Ci pływać w morzu. Alec, nie tylko jesteś wariatem, ale masz też autyzm? Prychnąłem, kręcąc się po korytarzach, by wkrótce spotkać się z frontowymi drzwiami akademii. Wokoło panowała złowroga cisza; tylko moje stopy odbijały się szerokim i głośnym echem, zarysowując swoje granice na ścianach. Wyszedłem na zewnątrz, czemu towarzyszył kolejny huk ciężko zamykających się drzwi.
***
– Jeszcze podpaski – dopowiedziałem, w czasie gdy kobieta kasowała każdy produkt z osobna. Potem odwróciła się za siebie z tymi samymi pokładami entuzjazmu i sięgnęła wyższej półki, nagle przerywając:
– Jakie?
– No normalne. – Wzruszyłem ramionami, zbity z tropu.
– Nocne czy dzienne? Normalne, znaczy dzienne, tak? – Jej głos wydawał się teraz minimalnie poruszony, a to zdawało się być miłą odmianą w stosunku do jej cichych, nużących pomruków. W odpowiedzi zerknąłem tajemniczo spod lekko przymrużonych powiek, uważając, że to pytanie, na którym niezwykle łatwo się wyłożyć.
– To jest jakaś różnica?
– Duża.
– Jest pani kobietą – oparłem dłonie o blat, pochylając się do przodu i tym samym zapoczątkowując dyskusję, wraz z cichym, zmęczonym westchnieniem, które opuściło moje płuca. – Nie mam zielonego pojęcia, co kupić, dlatego niech pani mnie o nic nie wypytuje, bo równie dobrze mógłbym kupić wkładki do butów i je pomylić z rozłożoną podpaską bez tych śmiesznych skrzydełek... więc co pani poleca? – Po szybkim i beznamiętnym ciągu słów, spytałem się z lekkim uśmiechem, tak niewinnym, że można by było posądzić mnie o morderstwo.
Kobieta zbadała mnie nieodgadnionym spojrzeniem; mógłbym rzec, że nawet zdziwionym, lecz to, co było dla mnie naprawdę ważne, to to, że postanowiła wyjąć z półki potrzebną rzecz. W żółwim tempie kasowała produkt, regularnie lustrując mnie swoim wzrokiem, a ja tylko stałem i czekałem, poruszając się nerwowo w oparciu o blat.
***
– Chcesz coś obejrzeć, kochana? – Rozłożyłem żartobliwie ręce z zakupami, w drugiej dłoni ściskając koc, i w tej pozie dałem jej do zrozumienia, że oczekuję ciepłego przywitania.
Dziewczyna położyła ręce na klamce i rozchyliła szerzej drzwi, zapraszając mnie do środka. Przywitanie oczywiście pominięte! To już nawet nie coś, co wywoływałoby u mnie jakiekolwiek emocje. Powiedziałem sobie, że zacznę się do tego przyzwyczajać, ale nie w taki sposób, bym nie mógł w odpowiedniej chwili się tego wyprzeć. To się właśnie zwie zrozumieniem. Nie tylko w stosunku do osób dotkniętych pewnymi sprawami, ale również te owe sprawy, które wciąż uderzały o brzeg naszego życia niczym spieniona fala.
– A moją czekoladę masz?
– Mam, ale nie oddam za darmo. – Wskazałem swój policzek, uśmiechając się nad wyraz szyderczo.
(Lena? ;-; )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz