4.09.2017

Od Leny CD Aleca

  Siedziałam przy biurku w sali lekcyjnej, wpatrując się w rozświetlony ekran laptopa, starając się wymyślić tekst, który brzmiałby w miarę sensownie. Ale czy można pisać sensownie, o czymś co w ogóle nie ma sensu? Uderzałam końcem ołówka w swoje wargi, starając się trzymać myśli przy teraźniejszości i nie rozpamiętywać po raz kolejny sobotniego wieczoru, bo ilekroć to robiłam, na moje policzki wstępowały rumieńce, a pożądanie, które w tamtym czasie zupełnie przejęło nade mną kontrolę, zaczynało się szarpać, chcąc wydostać się spomiędzy więzów rozsądku. Przygryzłam dolną wargę, czując dokładnie ten sam ścisk w żołądku i delikatne dreszcze przebiegające po wewnętrznych stronach moich ud. Odruchowo spojrzałam na swoje nogi, przez moment miałam wrażenie, że wargi chłopaka znowu się po nich przesuwają. Oh, daj spokój. Wariujesz. Tak, wariowałam. Tyle że w sobotę, z powodu wszystkich tych cudownych pieszczot i doznań, którymi obdarował mnie Alec. Tego nawet nie dało się opisać słowami, to trzeba było poczuć. Mimowolnie delikatny uśmiech wpłynął na moje usta, gdy przygryzałam metalową końcówkę ołówka.
- Mam nadzieję, że przynajmniej się zabezpieczyliście. - Usłyszałam nagle i poczułam jak w ułamku sekundy, wszystkie wspomnienia chowają się w najciemniejszy kąt moje umysłu, wpuszczając na swoje miejsce strach, stres i zdenerwowanie. Co, kto, jak?!
  Powoli przeniosłam spojrzenie na otwarte drzwi do sali, w których stał Aiden. Szeroki uśmiech satysfakcji malujący się na jego twarzy, zdradził, że dobrze wiedział o czym mówi i chyba był nawet z tego zadowolony, jakby rozumiał wszystko co dzieje się w tym momencie w mojej głowie. Ja natomiast patrzyłam na niego, nie rozumiejąc zupełnie niczego, natomiast w moim umyśle malował się tylko jeden wielki znak zapytania pośród zupełnej pustki.
- Moja dziewczyna zachowywała się na drugi dzień w identyczny sposób. - Wytłumaczył ze śmiechem, podchodząc do ławki, przy której siedziałam. Uważnie obserwowałam, jak odsuwa krzesło, odwraca je oparciem do mnie i siada na nim okrakiem, podpierając głowę na ręce i dopiero kiedy zrobił to wszystko, uderzyło mnie jedno słowo, które wypowiedział.
- To ty masz dziewczynę? - Spytałam naprawdę bardzo zdziwiona.
- A co? Taki chłopak jak ja nie zasługuje na dziewczynę? - Zaśmiał się rozbawiony, ja natomiast poczułam się raczej zażenowana słowami, które padły z moich ust. Naprawdę, mogłaś to lepiej powiedzieć. 
- Nie, skądże? Po prostu nigdy nic nie wspominałeś... - Mruknęłam, czując coraz większe zawstydzenie pierwszym pytaniem znajomego i po cichu modląc się, by nie zadał go ponownie, bo chyba zapadnę się pod ziemię.
- Jakoś nie było okazji. - Wzruszył ramionami, uśmiechając się lekko. - Mieszka w moim rodzinnym mieście i czeka na mnie, aż skończę tą szkołę i będę mógł ją stamtąd zabrać, do jakiegoś lepszego świata.
  Skinęłam głową, pogrążając się na moment w myślach. Faktycznie z tego co wiedziałam, Aiden nie należał do ludzi z łatwą przeszłością, głównie przez rodzinę; tutaj akurat bardzo dobrze go rozumiałam. Nigdy nie opowiadał mi niczego dokładnie, ale twierdził, że odkąd jego ojciec zmarł, a matka zaczęła pijana sprowadzać do domu losowych mężczyzn, jego życie nie było już takie samo. Czasem nawet zastanawiałam się, jakby to wszystko wyglądało, gdyby w mojej rodzinie się tak stało, jednak zawsze szybko porzucałam te myśli, nawet mimo nienawiści, która we mnie siedziała.
- Żałujesz? - Nagle wypowiedziane jedno słowo, wyrwało mnie w myśli, które zaczynały schodzić na niezbyt przyjemne tory. Zamrugałam kilka razy, patrząc uważnie na niemalże rudą czuprynę, uświadamiając sobie powoli o co pyta Aiden. Żałować? Nie ma mowy, na pewno nie tego. 
- Nie. - Odparłam krótko, zgodnie z prawdą. Naprawdę nie wiedziałam, czego miałabym żałować. Alec był najlepszą osobą, jaką znałam, czułam się przy nim tak wyjątkowa, jakby poza naszą dwójką na świecie nie istniał nikt. Jego ramiona były dla mnie najbezpieczniejszym miejscem, w którym wszystkie moje troski, obawy, zmartwienia przestawały istnieć. Były miejscem, w którym nawet wspomnienia nie były w stanie mnie dopaść.
- Ciesze się. - Uśmiechnął, masując palcami policzek, jakby bolał go ząb, po czym podniósł się z siedzenia, odstawiając krzesło na swoje miejsce. - Myślę, że powinnaś go uratować od tej dziewczyny. Mam wrażenie, że jest wampirem, ten gość wyglądał na zupełnie wyczerpanego. - Ona jest czymś o wiele gorszym... Skinęłam głową, wyłączając laptopa i zbierając wszystkie swoje rzeczy do torby. Nie chciałam i nie miałam zamiaru pozwalać tej dziewczynie pozostawać zbyt długo w towarzystwie niebieskich oczu. Prędzej wróciłabym do domu z własnej woli, niż dobrowolnie zostawiła ich razem na cały dzień.
  Wyszliśmy na pusty korytarz, kierując się w stronę tarasu, bo to podobno tam Aiden widział dwójkę uczniów, gdy do mnie szedł. Po pytaniem dotyczącym godziny, po mojej głowie kotłowała się też ciekawość, skąd chłopak wiedział gdzie mnie szukać, jednak darowałam sobie już pytanie o to, będąc na to chyba zbyt zmęczoną. Po prostu szliśmy w ciszy przez korytarz, każde z nas pogrążone we własnych myślach, próbujące uciekać przed wspomnieniami, przed którymi często nie było żadnej ucieczki.
  Szłam kilka kroków za przyjacielem, więc kiedy tylko chłopak się zatrzymał przed otwartymi drzwiami na taras, wpadłam w jego plecy, odbijając się od niech boleśnie twarzą. Potrząsnęłam głową, przywracając wszystkie naruszone zmysły do ładu i zaciekawiona popatrzyłam na Aidena.
- Co się sta... - Nim skończyłam mówić, mój wzrok padł na dwie postaci na obszernym, pustym tarasie. Dwie postaci, które niemalże stykały się ustami, co gorsza jedną z nich bardzo dobrze znałam. Mój umysł natychmiast przestał działać, widząc jak Isabelle próbuje pocałować Aleca, nie zarejestrował nawet, że chłopak od niej odskoczył. Wszystkie moje zmysły skupiły się na czarnowłosej dziewczynie, którą w tym momencie miałam ochotę dosłownie rozszarpać. - Ty dziwko. - Nawet nie planowałam tego powiedzieć, te dwa słowa same wyrwały się z mojego gardła, z czego część mnie nie była zadowolona, druga natomiast wciąż wołała o słodko-krwistą zemstę na tej uczennicy. Ruszyłam gwałtownie w przód, chociaż było to raczej drgnięcie, gdyż Aiden zareagował błyskawicznie, przytrzymując mnie przy sobie.
- Lena, uspokój się. - Powiedział łagodnie i powtórzył nieco ostrzej, gdy szarpnęłam mu się mocno. Przeniosłam rozeźlone spojrzenie na niebieskie tęczówki, w których widniała czysta irytacja i coś jakby... Cień strachu...? Uścisk powoli się rozluźnił, zwracając mi wolność, którą natychmiast wykorzystałam, zbliżając się do Isabelle z niezbyt miłymi zamiarami. Jednak kiedy drobna postać skuliła się jeszcze bardziej niż normalnie, zastygłam w bezruchu tuż przed nią, obserwując ją uważnie. Przecież gdyby naprawdę chciała to zrobić, to chyba by się teraz nie kuliła tak bardzo... Coś jest nie tak. 
- Nie, proszę... Ja nie chciałam... - Zaczęła łkać, a jej ciałem prawie natychmiast wstrząsnął silny szloch. Opuściłam rękę, którą jeszcze chwilę temu miałam uniesioną do uderzenia i przyjrzałam się uważnie dziewczynie, mrużąc oczy. Uniosłam lekko głowę, wciąż spoglądając na trzęsące się ciało, czując jak tuż obok mnie staje Alec, nieświadomie stykając swoje palce z moim nadgarstkiem, co wywołało u mnie delikatny dreszcz, który w mgnieniu oka przeszedł przez całe moje ciało, niczym prąd, pozbawiając mnie większości negatywnych myśli i uczuć. Wzięłam głęboki wdech, starając się opanować drżący ze złości głos.
- Nie chciałaś? - Zerknęłam dyskretnie w tył, słysząc ciche zamykanie drzwi na taras. Aiden najwyraźniej stwierdził, że jest tu zbędny i ulotnił się dyskretnie, odcinając naszą trójkę od reszty szkoły, na wszelki wypadek. Chociaż wątpiłam, by ten wypadek się wydarzył, w końcu uczniowie mieli lepsze zajęcia niż szwendanie się po budynku.
- N-nie... Oni mi kazali... - Dłońmi zaciśniętymi w pięści przecierała zapłakane oczy. Ściągnęłam brwi, wbijając w nią ponaglające spojrzenie. Jacy oni...? - Zapłacili mi w za-zamian za to... Że będę wam p-przeszkadzać, że... Was od siebie oddalę... Ja nie chciałam, ale... P-pieniądze są mi b-bardzo potrzebne i... - Nie wytrzymałam już i złapałam Isabelle za ramiona, telepiąc nią dosyć mocno.
- Jacy oni, Isabelle? - Warknęłam, czując jak dłoń Aleca odciąga mnie za ramię. Otworzyłam oczy nieco szerzej, uświadamiając sobie co właśnie robię. W końcu moja rozsądniejsza część dobiła się do władzy i w krótkim czasie przywróciła mi właściwy tor myślenia, którego przed chwilę mi brakowało. Zwiesiłam głowę i rozluźniłam zacisk palców na jej ciele i powtórzyłam pytanie, tylko tym razem spokojniej. Jasne oczy popatrzyły na mnie pełne łez, nie kryjąc przerażenia, które się w nich znajdowało. Bała się powiedzieć czy może raczej mojej reakcji?
- W-wasi ojcowie... - Dwa słowa wystarczyły, bym puściła ją zupełnie i poczuła się tak bezsilna, jak jeszcze nigdy wcześniej. To nie mogła być prawda... On nie mógł znowu tego robić... Po mojej głowie kotłowało się milion panicznych myśli, wprawiających całe moje ciało w niekontrolowane drgania, które z każdą sekundą się nasilały. Nie, nie, nie, nie, nie... Dlaczego znowu wszystko ma się rozpaść?
- P-przepraszam... - Jęknęła dziewczyna, co natychmiast przywróciło mnie do rzeczywistości. Lena, skup się. Masz dwójkę ludzi, którymi musisz się teraz zająć. Ty nie jesteś ważna. Westchnęłam cicho i popatrzyłam na Aleca. Nie wyglądał dobrze, trochę jakby nie do końca wiedział co dzieje się dookoła niego... Potrząsnęłam szybko głową, kiedy zaświtała mi myśl, że w takim stanie przypomina własną matkę. Przestań. Najpierw trzeba było uspokoić tą dziewczynę.

~~~~~~~~~~~~~~

  Wtorek. To dopiero wtorek, a ja czuję się jakby był już co najmniej czwartek. Ta praca nad folderami, gazetką i ulotkami o naszej akademii zupełnie mnie wykańczała, zwłaszcza, że spędziłam nad nią całą niedzielę, większość poniedziałku i ponownie cały wtorek. Przez te trzy dni prawie w ogóle nie wyściubiłam nosa poza ekran swojego laptopa, na którym zapisane miałam wszystkie potrzebne rzeczy. Naprawdę nie rozumiałam dlaczego ja muszę się tym zajmować, skoro to jest szkoła dla uzdolnionych. Nie ma tutaj kogoś od grafiki, od takich tekstów, tylko mnie musieli w to wkopać? Przecież ja jestem z tego noga...
  Jęknęłam po raz kolejny i uderzyłam czołem w blat ławki. Ała... Przechyliłam głowę w stronę drzwi, za którymi ktoś krzyczał. Przez dłuższą chwilę patrzyłam po prostu na drewno, nie mając nawet ochoty podejść i sprawdzić kto i czemu tak krzyczy, jednak gdy odwracałam głowę w stronę ekranu, do sali wpadły trzy dziewczyny. Moje dobre znajome.
- Hey, Lena nie idziesz kibicować Alecowi? - Zapytała jedna z nich ze śmiechem, który ugrzązł jej w gardle, kiedy popatrzyłam na nią podejrzliwie. Wszystkie trzy miały na sobie kolory akademii, jedna miała nawet pomalowane policzki, wszystko jakby szły na mecz.
- Jak to kibicować Alecowi? - Powtórzyłam, przyglądając im się uważnie. Jednak po krótkiej chwili mnie olśniło. Zrozumiałam dlaczego przez ostatnie trzy dni zostałam zawalona pracą, którą mógł wykonać ktoś inny,  jednak przydzielono ją mi. Zacisnęłam dłonie w pięści, czując przypływ energii. - Zginą. Zginą wszyscy. - Wysyczałam przez zęby i zostawiając wszystko tak jak było, ruszyłam na boisko, wraz z wieloma innymi uczniami, którzy szli kibicować. Nawet nie chciałam wiedzieć, jak udało im się nie poinformować mnie o meczu, o którym wiedziała cała szkoła. Wszystko jedno, doigrają się. 


Alec?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz