4.18.2017

Od Leny CD Aleca

  Siedziałam przy biurku, próbując skupić się na wypracowaniu z norweskiego, które pan Seagal zadał całej klasie tego dnia. Tematem pracy, którą mieliśmy napisać było sprzedawanie niezdrowej żywności w sklepikach szkolnych. Przez większość czasu, gdy siedziałam przed białym ekranem, zastanawiałam się, dlaczego dziewięćdziesiąt procent tematów takich wypracowań jest zupełnie bez sensu i raczej w normalnym życiu ich nie wykorzystamy. Po około dwudziestu minutach przeniosłam się na strony internetowe szukając jakichś informacji o bezsenności i walce z tym, jednak w krótkim czasie moje poszukiwania zostały przerwane przez przyjście Aleca.
  Cztery słowa, które chłopak wypowiedział zadziałały na mnie jak paralizator. Mój puls gwałtownie skoczył w górę, a całe ciało znieruchomiało, wlepiając niedowierzający wzrok w niebieskie tęczówki. Jak to... mój ojciec tu jest...? Przecież Alec nie miałby powodu mnie okłamywać, więc... Ale co on tutaj robi?
  Przesunęłam powoli spojrzenie na ekran swojego laptopa, wsłuchując się w echo słów ojca szatyna, które usłyszałam poprzedniego wieczoru. Czyli on naprawdę chciał znowu zniszczyć mi życie. I był gotów pojechać nawet na inny kontynent, by to zrobić. Niewiarygodne. Niewiarygodne ile ten człowiek jest w stanie zrobić, by uprzykrzyć mi życie. Pokręciłam głową, przypominając sobie nagle o obecności Aleca, która na moment wypadła mi z pamięci. Odwróciłam się do chłopaka z lekkim uśmiechem na ustach, pod którym kryło się całe moje zmartwienie i strach, którego nawet nie starałam się specjalnie ukryć. Nie chciałam kłamać, patrząc w niebieskie oczy, które ilekroć na mnie patrzyły, napełniały mnie uczuciem szczęścia, szczególnie, gdy widziałam w nich małe iskierki. Ale jednocześnie byłam świadoma, że skoro mój ojciec się tu pojawił, to wszystko wkrótce się skończy.
  Sposób w jakie błękitne tęczówki na mnie patrzyły, sprawił, że podniosłam się z krzesła i podeszłam do chłopaka, wyciągając dłoń do jego policzka. Uśmiechnęłam się delikatnie, przeciągając kciukiem po gładkiej, sinej skórze tuż pod niebieskimi oczami. Nawet mimo tych kilku godzin snu, które znacznie poprawiły jego wygląd, dało się zauważyć niedoskonałości, które były wynikiem zbyt małej jego ilości. Umięśnione ręce otuliły mnie szczelnie, dając poczucie bezpieczeństwa, spokoju i odcięcia się od świata zewnętrznego, pełnego zmartwień i strachu. Jednak wciąż byłam świadoma, że tuż za moimi plecami czają się problemy, których nie mogłam odkładać na później. Na krótką chwilę wtuliłam się mocno w ciało Aleca, wdychając jego zapach i starając się go zatrzymać w płucach na jak najdłużej. Odliczyłam do pięciu uderzenia serca szatyna i niechętnie odsunęłam się od niego, opuszczając bezpieczne schronienie, którym były dla jego mnie ramiona.
- Sprawdzę co się dzieje, a ty tu zostań. - Posłałam mu pokrzepiający uśmiech, opuszczając swój pokój, do którego wróciłam po niecałych dziesięciu minutach, gdyż okazało się, że nasi ojcowie w międzyczasie opuścili budynek w celu naradzenia się co zrobić ze swoimi niesfornymi dziećmi, podobno tak nas nazwali.
  Wróciłam do pokoju, gdzie Alec siedział na skraju łóżka, tupiąc nerwowo obiema nogami w drewnianą podłogę. Był pochylony, opierał łokcie o kolana, więc początkowo mnie nie zauważył, dopiero kiedy odchrząknęłam cicho, uśmiechając się do niego. Podniósł się prawie natychmiast, podchodząc do mnie i łapiąc za ramiona, jakby bał się, że stało mi się coś złego, w ciągu tych krótkich kilku minut.
- I co? - Intensywnie wpatrywał się w moje oczy, próbując doszukać się w nich jakiejś odpowiedzi, jednak pokręciłam tylko głową, gładząc go delikatnie po policzku.
- Spokojnie. Pojechali do jakiejś kawiarni czy coś obgadać co zrobią czy coś takiego... - Wzruszyłam ramionami, przykładając dłonie do klatki piersiowej chłopaka. Przez cienki materiał dokładnie czułam jego wyrzeźbione mięśnie, które od razu przywróciły wspomnienia z tamtej pamiętnej nocy, co oczywiście wymalowało rumieńce na moich policzkach.
- Spokojnie? Lena, czy ty nie... - Nie skończył, gdyż szybko przyciągnęłam jego twarz do swojej, stając na palcach i złączając nasze usta w długim pocałunku, który chociaż na chwilę pogrążył nas w czymś, co nie było zmartwieniem.
- Wszystko będzie dobrze, zaufaj mi. - Uśmiechnęłam się delikatnie, stając ponownie na płaskich stopach. Widziałam w jego oczach, że chce mi uwierzyć, a jednak w błękicie czaiła się niepewność, która nie pozwoliła mu być pewnym moich słów. Zwiesiłam głowę, nie przestając się uśmiechać i pokręciłam nią powoli, wsuwając ostrożnie dłonie pod koszulkę Aleca. Poczułam pod opuszkami palców jego ciepłą, gładką skórę, przez którą przeszedł dreszcz, gdy tylko zetknęła się z moimi chłodnymi palcami.
- Lena... - Ciche westchnięcie drżącego głosu sprawiło, że popchnęłam go mocniej w stronę łóżka, dusząc w gardle śmiech. Szatyn runął plecami na moje łóżko, cały czas obserwując mnie uważnie niebieskimi tęczówkami.
- Oj cicho... - Mruknęłam, kładąc się obok niego, tyle że głowę miałam nieco wyżej. Przeczesałam palcami jego włosy, widząc dokładnie jak przymyka powieki, obejmując mnie w talii i przyciągając do siebie. Oparłam głowę na ręce, spoglądając łagodnie na ziewającego chłopaka. - Powinieneś się przespać.
- Nie mogę, musimy...
- Nie dyskutuj, bo cię stąd wykopię. Idziesz spać i już. Musisz.

~~~~~~~~~~~~~~~~~

  Alec zasnął szybko, dużo szybciej niż się tego spodziewałam, ale może to zasługa tego, że wciąż bawiłam się jego włosami, przytulając go do siebie. Przyglądałam się spokojnej twarzy chłopaka, niezakłóconej żadnym zmartwieniem czy złym snem i widząc to odczuwałam błogi spokój i radość. Jednocześnie nasłuchiwałam kroków dobiegających z korytarza, na którym panowała zupełna cisza.
  Nie do końca wiedziałam ile czasu już tak leżę, wpatrzona albo w szatyna, albo w zdjęcia na ścianach. Jakby jednak nie było, ta rozmowa zajęła im dość długo, gdyż słyszałam jak uczniowie rozchodząc się do swoich pokojów życząc sobie dobrej nocy. Nosz... Ile można rozmawiać. Irytowało mnie to przeciąganie czegoś, co i tak nastąpi.
  Drgnęłam, słysząc na korytarzu szybkie kroki, których echo rozchodziło się między pokojami. Podniosłam się szybko, jednak na tyle delikatnie by nie zbudzić śpiącego Aleca i podeszłam do drzwi, uchylając je w momencie, gdy pan Craver chciał zapukać. Popatrzyłam an niego pytającym spojrzeniem, chociaż podświadomie dobrze wiedziałam co nastąpi dalej.
- Dyrektor cię wzywa. - Powiedział tylko, na co ja skinęłam głową i wyszłam ze swojego pokoju, zamykając cicho drzwi. Proszę, Alec nie obudź się...
  Wizyta u dyrektora przebiegła dokładnie tak jak się spodziewałam, bez mojego najmniejszego udziału wszystko zostało postanowione i zatwierdzone. Oczywiście zdaniem mojego ojca o wszystkim wiedziałam, a przecież nie wiedziałam nawet, że jest w szkole i pewnie gdyby Alec mi o tym nie powiedział, dowiedziałabym się dopiero, gdy kazałby mi się pakować. Zresztą podobnie było i teraz; spiesznym krokiem wracałam do swojego pokoju w towarzystwie ojca, jeszcze kilka sekund temu uśmiechniętego od ucha do ucha, prawiącego komplementy na lewo i prawo, teraz zdenerwowanego do granic możliwości, mordującego samym spojrzeniem. Po prostu świetnie... 
- Nie licz, że tu wrócisz. Spakuj najpotrzebniejsze rzeczy, resztę zostaw. - Powiedział głosem, od którego ciarki przeszły mi po całym ciele. Zacisnęłam dłonie w pięści, jednak nic nie powiedziałam, nie chcąc pogarszać swojej sytuacji. Ale jak on w ogóle śmiał? Pieniądze za które się tutaj dostałam należały w całości do dziadka, on nie wyłożył na to ani grosza i jeszcze miał czelność mówić mi, że tutaj nie wrócę? Jakby cokolwiek od niego zależało...
  Otworzyłam cicho drzwi, wślizgując się do pokoju i od razu wyłapując wzrokiem rzeczy, które na pewno musiałam ze sobą wziąć. Przez chwilę nawet patrzyłam na wciąż pogrążonego we śnie chłopaka, jednak tylko zaśmiałam się cicho na ten absurdalny pomysł. Szybko spakowałam do większej torby najważniejsze rzeczy, kilka ubrań i rzecz jasna aparat na sam wierzch. Rozejrzałam się jeszcze, by sprawdzić, czy na pewno wszystko mam i wtedy mój wzrok padł na album, który dostałam od chłopak na urodziny. Wzięłam go do ręki, czując jak zalewa mnie fala wspomnień i jednocześnie bólu, że muszę to wszystko zostawić. Natychmiast zakryłam usta dłonią, tłumiąc szloch, który mną wstrząsnął. Przycisnęłam album do tułowia, spoglądając smutno na Aleca, który w ułamku sekundy rozpłynął się wśród moich łez, spływających gęsto po policzkach. Cholera, Lena, ogarnij się... Pokręciłam głową, biorąc nierówny oddech i otworzyłam księgę na losowej stronie pełnej zdjęć. Przesunęłam po nich drżącymi palcami, próbując się jakoś uspokoić, chociaż nie do końca mi to wychodziło.
  Otarłam oczy wierzchem dłoni i sięgnęłam do torby, szukając tego pamiętnego zdjęcia, od którego wszystko się zaczęło. Zawsze nosiłam je przy sobie i miałam nadzieję, że chłopak o tym wiedział i zrozumie co oznacza zostawienie jej przeze mnie. Położyłam sklejoną fotografię na rogu strony i zamknęłam powoli album, czując jak bardzo nie chcę tego robić. Nie chcę wyjeżdżać, nie chcę zostawiać Aleca... Nie chcę zostać bez niego, przecież on był dla mnie... Wszystkim... Powodem do uśmiechu, powodem dla którego rano wstawałam z łóżka, moim szczęściem, kimś kto uczynił moje życie szczęśliwszym, lepszym... On mnie uczynił lepszą. Był kimś bez kogo już nie wyobrażałam sobie dnia... I tak po prostu miałam teraz...
  Delikatne stukanie w drzwi zwróciło moją uwagę. Ojca na pewno się nie spodziewałam, bo on waliłby w drewno, jakby chciał obudzić zmarłych, to musiał być ktoś inny. Zarzuciłam pasek od torby na ramię i podeszłam po cichu do drzwi, otwierając je. Zdziwiona przez dłuższą chwilę przyglądałam się Nat'owi, który ewidentnie wyglądał na zmartwionego.
- Coś się stało...? - Spytałam szeptem, zamykając drzwi. Starałam się by mój głos brzmiał normalnie, jednak nie byłam pewna czy to mi wyszło.
- Lena co się dzieje? - Zacisnął palce na moich ramionach, zaglądając mi w oczy, jakby próbował z nich coś wyczytać. Ten gest sprawił, że znowu zachciało mi się płakać, jednak ostatkami sił się powstrzymałam, spuszczając głowę. Pokręciłam tylko głową, słysząc jak z prawej strony dochodzą do moich uszu głośne kroki. Znajome kroki. 
- Lena. - Warknął mój ojciec tak niespodziewanie, że oboje z nauczycielem drgnęliśmy gwałtownie. Przymknęłam powieki, uśmiechając się krzywo.
- Niech pan go pilnuje, proszę... - Szepnęłam do nauczyciela, odwracając się powoli w stronę swojego rodziciela. Nie chcę. Cholernie nie chcę... - On musi tutaj zostać, choćby nie wiem co...
  Ruszyłam powoli w stronę ojca, zostawiając pana Craver'a samego przed drzwiami mojego starego pokoju. Dołączyłam do zniecierpliwionego rodzica, który nawet na mnie nie patrząc ruszył w stronę wyjścia. Odkąd tylko się pojawił, zastanawiała mnie jedna istotna rzecz.
- Dlaczego właściwie mam wracać? - Spytałam, patrząc na niego spod ściągniętych brwi. Nienawidziłam go. Tak strasznie go nienawidziłam. 
- Na pogrzeb dziadka. - Odparł zadowolony, natomiast ja aż przystanęłam na moment, nie mając pewności czy to żart.
- Nie wolno kłamać. - Postanowiłam podejść, go od tej strony, on jednak tylko spojrzał na mnie z wymalowaną satysfakcją na twarzy i odpowiedział.
- Ale ja nie kłamię.
  Zatrzymałam się w pół kroku, szeroko otwartymi oczami patrząc na mężczyznę w garniturze, który zupełnie nie przejmował się tym, że właśnie zmarł jego teść. Ale jak to... Nie, to niemożliwe. Niemożliwe, niemożliwe. Runęłam bezwładnie na ziemię, uderzając kolanami w zimną posadzkę. Dziadek, jedyna osoba w rodzinie, która naprawdę we mnie wierzyła od samego początku. Jedyna osoba, w której miałam wsparcie i była teraz.... Martwa...?
- Żałosne. Naprawdę się dziwię, że tak głupia dziewczyna jest twoją córką. - Ojciec Aleca, znowu.
- Nie wiem, pewnie ta dziwka mnie z kimś zdradziła. Niemożliwe, żeby to była moja córka. - Prychnął mój kochany tatuś. A ja siedziałam na swoich nogach, wpatrzona nienaturalnie szeroko otwartymi oczami w szarą posadzkę i nawet nie potrafiłam podnieść spojrzenia na dwóch mężczyzn, którzy bez skrępowania mnie poniżali. Już nawet nie miałam sił słuchać tego co dalej mówili, a mówili wciąż i wciąż, śmiali się, kpili i szydzili, zupełnie nie przejmując się tym, że jestem tuż obok nich. Odnosiłam nawet wrażenie, że to iż słyszę ich słowa, sprawia im większą przyjemność.
- Dobra, muszę się zbierać już. Daleka droga do domu. - Uśmiechnął się i uścisnął wdzięcznie rękę znajomego. Jeszcze mu ją ucałuj. Po chwili stanął przede mną i chwytając mnie za ramię, szarpnął do góry, zmuszając do wstania. Zdusiłam jęknięcie bólu w gardle i posłusznie ruszyłam za ojcem, spuszczając głowę. Nie chciałam na nich patrzeć, nie chciałam, żeby patrzyli na mnie. Mijając drugiego mężczyznę, na pożegnanie dostałam od niego tylko triumfujące oznajmienie swojego zwycięstwa, które niestety osiągnął. Skuliłam się nieco, zaciskając mocno powieki i czując jak od środka coś mnie rozrywa. Nie jesteś go warta. 


~~~~~~~~~~~~~~~~~

  Przez cały pogrzeb stałam wpatrzona w zieloną trawę, na którą co jakiś czas spadały krople deszczu. Nie płakałam, nie miałam już sił by płakać, więc po prostu stałam i patrzyłam, nie mogąc zrozumieć dlaczego akurat on musiał umrzeć. Dlaczego dziadek? Boże, dlaczego nie mogłeś odebrać życia ojcu, tylko akurat dziadkowi...? Dlaczego zabrałeś mi kogoś, kto we mnie wierzył? Jedyną osobę, która  od zawsze uważała, że mam jakąkolwiek wartość? 
  Marika stojąca obok mnie z parasolem, szturchnęła mnie lekko, dając znak, że trzeba już iść. Ale ja nie chciałam iść. Chciałam tu zostać. Wolałam zostać na cmentarzu w deszcz niż wracać do domu. Do budynku, który nawet nie zasługiwał na to miano. Wysunęłam rękę z jej uścisku i podeszłam bliżej grobu, który kilka sekund temu został zamknięty. Krople wody spływały mi po twarzy, mieszając się z wolna ze słonymi łzami, których z każdym kolejnym wdechem było coraz więcej i więcej.
- Chodźmy już... - Szepnęła siostra, ciągnąc mnie za rękę. Dlaczego...

~~~~~~~~~~~~~~~~~

  Czwarty z kolei dzień siedziałam w swoim pokoju, nie wyściubiając nosa poza drzwi, gdzie wyjątkiem było wyjście do łazienki. Nie miałam nawet ochoty widzieć się z własnym rodzeństwem, więc gdy tylko przychodzili do mojego pokoju, wypędzałam ich w tempie natychmiastowym. Potem czułam się z tego powodu jeszcze gorzej, więc zamykałam się coraz bardziej. Wpadłam z błędne koło, czego byłam w pełni świadoma, jednak nie miałam na tyle sił, by cokolwiek z tym zrobić.
- Lena, znowu nic nie zjadłaś? - Marika weszła do mojego pokoju, od razu kierując swój wzrok na talerz z jedzeniem, który przynosiła mi regularnie. Była jedyną osobą, której obecność tolerowałam na tyle, by zaraz jej nie wyrzucić. Wzruszyłam tylko ramionami, szczelniej otulając kolana. Dziewczyna westchnęła ciężko, przysiadając tuż obok mnie.
- Dziadek Eustachy nie byłby zadowolony z ciebie, wiesz? Schudłaś, zmizerniałaś, oczy ci zmatowiały... - Stwierdziła, po dłuższym przyglądaniu mi się. Mruknęłam ponuro, odwracając wzrok najdalej jak tylko mogłam. Westchnęła zrezygnowana i położyła głowę na oparciu łóżka, spoglądając w sufit. - Wiesz... Dziadek przed śmiercią powiedział, że teraz może już odejść, bo wie, że zostawia cię w dobrych rękach... - Poczułam jak przez całe moje ciało przechodzi nagły paraliżujący ból. Nie przypominaj mi... - I wiesz co? Miał rację, bo ten cały Alec... - Marika, błagam... - Wyglądałaś przy nim na szczęśliwą, pełną życia i...
- Przestań! - Zawołałam słabym głosem, unosząc głowę z kolan. Miałam już dość tego jej gadania, jak to przy Alecu mi dobrze nie było. Wiedziałam o tym bardzo dobrze... Podniosłam się z łóżka i zaczęłam wyrzucać siostrę w pokoju, potrącając przez przypadek talerz, który huknął o podłogę, rozbryzgując dookoła jedzenia, które na nim było. Cofnęłam się o krok, doskonale zdając sobie sprawę czym grozi zrobienie niepotrzebnego hałasu. Ale skoro i tak miałam oberwać...
- Wynoś się stąd! - Wrzasnęłam na siostrę, pchając ją ku drzwiom, które po chwili otworzyły się z impetem uderzając o szafkę, na której leżał aparat. Przerażona patrzyłam, jak ten kołysze się zbyt blisko krawędzi. - Rozwalisz mi aparat. - Warknęłam na ojca. Błąd. Marika tylko śmignęła obok mężczyzny, uciekając z pokoju jak najdalej się dało. Gdybym tylko mogła i miała siłę, zrobiłabym to samo, ale niejedzenie prawie niczego od czterech dni dawało się we znaki.
  Rodzic popatrzył zaciekawiony na przedmiot, który starałam się bezskutecznie ochronić, po czym wziął go do ręki, oglądając z każdej strony. Popatrzył na mnie, nieco zmrużonymi oczami. Chyba strącony talerz już go nie interesował.
- Więc jest dla ciebie ważny, tak? - Nawet się nie waż, ty... - Zobaczymy jak poradzisz sobie bez niego. - Grzmotnął polaroidem prosto w ścianę. Osłupiała patrzyłam jak urządzenie rozpada się na kawałki i spada na ziemię. To był... Prezent od dziadka... Momentalnie przeniosłam spojrzenie na mężczyznę, ściągając brwi i zaciskając dłonie w pięści. Pożałujesz.
- Nie miałeś prawa! - Krzyknęłam na całe gardło, czując jak złość dodaje mi sił, których brakowało mi od kilku dni. Skoczyłam w jego stronę, wykonując szybkie machnięcie ręką, które pozostawiło na jego twarzy cztery czerwieniące się pomału linie.
- Zapominasz kto tu rządzi, mała dziwko. - Złapał mnie za gardło, zaciskając na nim palce i rzucił w bok jak zwykłą, szmacianą lalkę.
  Starałam się nie ruszać, w czasie gdy siostra grzebała igłą przy ranie nad lewym okiem. Całe szczęście od zawsze chciała być lekarzem, a że odstała się na odpowiednie studia i miała teraz praktyki w szpitalu, wiedziała już co nieco o tym jak zaszywać rany takie jak ta na moim czole.
- Mogłaś się nie odzywać, to by nawrzeszczał na ciebie i byłoby po sprawie. - Mruczała, zawiązując koniec nici w supełek i sięgając po opatrunek, który miał przykryć kilka szwów. - A tak to patrz co zrobił... Pieprzony skurwiel.
  Spojrzałam na ścianę i resztki mojego aparatu, leżące na blacie biurka. Nie chciałam tutaj wracać. Nigdy nie chciałam ani przez chwilę. Często prosiłam Boga, by nie kazał mi tu wracać, ale jak widać stało się inaczej. Zaczęłam się zastanawiać co dzieje się u Aleca, czy wszystko u niego w porządku, odezwało się też poczucie winy, że go okłamywałam, bo gdybym od samego początku mówiła mu prawdę, może to wszystko potoczyłoby się inaczej... Lub zwyczajnie by cię zostawił. 
- Naprawdę powinnaś coś zjeść, Lena. Schudłaś, nie wyglądasz dobrze... A co jeśli Alec się pojawi? - Podparła się pod boki i spojrzała na mnie, unosząc jedną brew. Przez moment patrzyłam jej w oczy, jednak po chwili odwróciłam wzrok, szepcząc cicho.
Alec już nie wróci... Dlaczego nie powiedziałam mu, że go kocham...? Odrzuciłby cię, szmato. 


Alec? ;_;

3 komentarze:

  1. Czekam na odpiske! XD Kokie czeka! XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciiiiiiichaaaaaaj tam XDDDDDD
    lepiej napisz coś drugą postacią, dziecko :v

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam pisać z Falisławą, ale właścicielka sie nie odzywa XD A ty mnie nie uciszaj tylko pisz! XD

    OdpowiedzUsuń