4.29.2017

Od Huntera CD Baekhyuna

Spojrzałem na chłopaka, przybity bardziej niż wcześniej. Jaki sens miała ta rozmowa? Co za różnica kto, komu wybacza, skoro niczyje przeprosiny nie wskrzeszą Josha. Im dłużej wpatrywałem się w pełną współczucia twarz Azjaty, tym głębszą odczuwałem pustkę.

Jak człowiek ma poradzić sobie z utratą najbliższej osoby? Kiedy nie masz niczego poza nią... Czy da się zwalczyć ból po jej stracie? Jesteśmy w stanie powiedzieć "jest dobrze" i ruszyć naprzód?
Wraz z nią, umiera część nas - kłamstwo. Umieramy cali, nasza dusza odchodzi razem z ciałem ukochanej osoby, by już nigdy nie wrócić na swoje miejsce. Zastępuje ją tajemniczy twór, zjawa, otaczająca nas osłoną nadziei i miłości, którą i tak zniszczy pierwsza burza.
Czas leczy rany - kolejne kłamstwo. Coś takiego jak czas, nie istnieje. To ludzki wymysł, który pomaga nam sprawdzić jak blisko śmierci jesteśmy, pomaga nam przygotować się na najgorszy dzień życia i chociaż wiemy, że nadchodzi, jesteśmy wobec niego obojętni. Czas, to nieprzejednana przestrzeń, która pcha nas wciąż na przód, nie goi ran, a jedynie sprawia, że o nich zapominamy. Jest jak plaster ~ to co pod nim, staje się niewidoczne. 
Jak więc stłumić te rany, które nie zniknął? Czy drugi raz możemy kochać tak samo? Może miłość jest tym plastrem, którego szukamy. Jeśli tak... To ta pierwsza, była tą jedyną, bo w końcu nic jej nie uleczy, jedynie zakryje.
Ludzie mówią "pierz to" bo nie rozumieją, bo mają dość.
A Ty?
Ty błądzisz gdzieś między snem, a jawą, tęsknotą, a depresją, miłością, a obsesją. Pewien jak nigdy, że już nie będzie tak samo.

Image result for grant gustin cry gif- To moja wina... - pociągnąłem nosem, czując jak piekąca łza okala mój policzek, spływając, aż do brody. - To ja namówiłem go, by poszedł Cię wtedy przeprosić, a nawet jeśli nie o to chodzi, to również ja powinienem być tym, który zatrzymałby tę całą zabawę nim doprowadziła ona do tragedii. - spuściłem wzrok, nie mając odwagi spojrzeć na rozmówcę - Przepraszam - wycedziłem, przez zaciśnięte zęby. Baek nic nie powiedział, ułożył dłoń na moim ramieniu, jakby czekając aż sam skończę swój monolog. Ściągnąłem brwi rzucając mu pełne żalu spojrzenie - Nie chciałem, żeby tak to się skończyło. Nie chciałem, żeby ktoś ucierpiał. Nie chciałem.. Ja... - mój głos zaniósł się niepohamowanym szlochem, więc zamilkłem by nie wybuchnąć przy nim płaczem. Siedzieliśmy w kompletnym milczeniu, pogrążeni we własnych myślach, zbyt przerażeni by wyrazić je na głos.
Ta historia jeszcze się nie skończyła.
- Jestem pewien, że to nie był wypadek - szepnąłem przykładając kciuk do górnej wargi. Zbity z tropu skośnooki spojrzał na mnie, oczekując wyjaśnień - Josh... Był zamieszany w lewe interesy, to było wiele lat temu, ale narobił niezłego bałaganu... Myślisz... Myślisz, że to możliwe, że przypuścili oni na niego atak? - moje wargi drgnęły przy ostatnim słowie. Powstrzymałem się od dalszych wyjaśnień, niepewny w jak wiele sekretów dziewiętnastolatka mogę wtajemniczyć Baekhyuna, który wyglądał teraz na przerażonego.
Wielkie źrenice wpatrywały się we mnie wzrokiem tak oczywistym, że udzieliły mi odpowiedzi na wszystkie moje pytania. Nie mogłem prosić go o pomoc, zgodziłby się z poczucia winy, a jego strach jedynie by wszystko zepsuł.  Na twarzy chłopaka żal i współczucie mieszało się z obawą, że wpakuję go w ogromne niebezpieczeństwo, które zrani jego, lub jego bliskich.
Przełknąłem nerwowo ślinę, obserwując jak jabłko Adama chłopaka unosi się i opada w podobnym geście.
- Ja... - wyrzuty sumienia ogarnęły moje ciało tak nagle, że zrobiło mi się niedobrze - Zapomnij o tym - chwyciłem chłodny nadgarstek by wyciągnąć go wraz z resztą chudego ciała z pokoju. Mrok, który nas ogarnął na korytarzu uniemożliwił mi widok. Na ślepo doszukałem się jego ramion, na których zacisnąłem kościste palce - Ja wiem kto to był - powtórzyłem, w amoku - Ale Ty nie możesz wiedzieć. Więc nieważne jak bardzo możesz tego chcieć - wypuściłem powietrze z płuc, otaczająca nas mgła tajemnicy była tak gęsta, że dałoby się ją przeciąć nożem - Nie mieszaj się w to - wysyczałem tak cicho, jakbym zdradzał mu właśnie największy sekret, po czym zwyczajnie zawróciłem do swojego pokoju, zatrzaskując chłopakowi drzwi przed nosem.

Przykleiłem plecy do białego drewna, łapiąc gwałtowne hausty powietrza.
 Dopiero teraz mogłem na spokojnie przetworzyć informację, że wiem, kto był zabójcą Josha. Wiem, kto się do tego przyczynił. Wiem, że przyjdzie kolej i na mnie. 
Przycisnąłem czubki palców do grzbietu nosa.
- Wariujesz Hunter, kompletnie ocipiałeś. - mentalnie zdzieliłem siebie po twarzy. W głowie moje myśli wirowały dookoła wszystkiego rozsypując dookoła porządek, jaki budowałem wokół siebie od dnia pogrzebu Josha. - No i gdzie jesteś jak Cię potrzebuję - osunąłem się na ziemię, przytłoczony bezradnością jaka padła na moje ramiona. Erich i jego jak widać nigdy nie dawali za wygraną i nie poprzestaną na tej jakże połowicznej zemście na mnie i na Joshu. Odkleiłem plecy od zimnej farby, podsuwając sobie kolana pod brodę.
Muszę powstrzymać tą falę agresji, jeśli nie chcę by zachowanie ów gangu motocyklowego doprowadziło do jeszcze większej tragedii, niż ta szerząca się w Kalifornii cicha wojna między "orłami", a "wilkami" każdy przeciwnik wybijał powoli siebie nawzajem.
Więc czy ja chciałem być tym, który to zakończy? Uwieńczając to co przez tak wiele lat próbował osiągnąć chłopak mogłem zdobyć wszystko na czym nam zależało, lub też siebie i wiele niewinnych istnień pociągnąć do bolesnej odpowiedzialności, tej, która niczym śmierć wędrowała po świecie, zbierając ofiary. Zacisnąłem ręce wokół kostek czując tą cholerną niemożność. Każdy najmniejszy ruch pchający mnie w stronę Ericha był jak jeden paragraf w umowie z cierpieniem.
Cierpieniem, które pociągnie mnie prosto do zemsty, nieuniknionego końca wszystkiego i zbrodni tak tragicznej w skutkach, że do końca życia będę z nimi walczył.
Bo niby w imię miłości...
Dźwignąłem się, a podłoga zaskrzypiała pod moim ciężarem. Odrętwiałe ciało  z ogromnym trudem przyjęło nagły ruch, zgrzytając i kurcząc mięśnie w niemiłosiernym bólu. Podszedłem do biurka, na którym stał mój szkolny plecak, wywalając z niej całą zawartość, książki, zeszyty, masa śmieci z hukiem uderzyły o ziemię, rozpływając się po całej podłodze. Rzuciłem im ostatnie spojrzenie i odsunąłem jedną z szafek.
To śmieszne, kiedy jesteś żyjącym w ciągłym strachu człowiekiem robisz wszystko by sobie i swoim bliskim załatwić ochronę, wprowadzasz trochę normy w ich życie by na końcu.
... No tak, na końcu chuj wszystko strzela.
Odkleiłem przyczepiony taśmą do góry półki scyzoryk wrzucając go do plecaka, wraz z grubą bluzą i naszytym na nią symbolem.
Nierówne przejścia igłą i nicią sugerowały, że symbol był szyty ręcznie, na szybko i amatorsko. Uśmiechnąłem się na widok małej dziurki na ramieniu, niesamowite, że wiążą się z tym szczegółem jakiekolwiek wspomnienia, wepchnąłem telefon do kieszeni, a czarny przedmiot zarzuciłem na plecy i nabierając do płuc ostatnie podmuchy spokojnego powietrza, opuściłem pokój. Przemierzając korytarz przemieszczałem się w kompletnej ciszy, oddany tylko własnym myślom podążałem po kolorowych dywanach, nie oczekując spotkania żadnej znajomej sylwetki gdy zbyt pogrążony w planowaniu zderzyłem się z czymś znacznie większym niż stojące obok ścian doniczki. Z przerażeniem uniosłem wzrok ku górze oczekując spotkania z nauczycielem, który z impetem wywali mnie raz na zawsze z murów tej szkoły.
No dobra, przesadzam.
Wkopie mnie do pokoju.
Jednak przeciw wszystkim przypuszczeniom i wszystkim przeciwnościom losu, przede mną stał nie kto inny, a sam Baekhyun. Wydałem ze swojego gardła głuchy pomruk, patrząc ze złością na wyższego.
- Co Ty tu robisz? - mruknąłem, Azjata zmierzył mnie czujnym spojrzeniem.
- A Ty? - sprytna zagrywka. Na końcu języka miałem wyjaśnienie swojej ucieczki, ugryzłem się jednak w niego w ostatniej chwili i rzucając chłopakowi poirytowane spojrzenie minąłem na korytarzu, który zrobił się jakby węższy. Dusząca bliskość drugiej osoby ponownie mnie przytłoczyła, czułem się jak osamotniony w walce, każda rozmowa stanowiła ryzyko. Ostatni raz obejrzałem się za siebie, jednak wysoka sylwetka dawno zatonęła w ciemnej, nocnej otchłani.
Nie mieszaj się w to Baekhyun, to nie Twoja sprawa.
Opuściłem szkołę bez żadnych innych przeszkód tracąc pojmowany sens własnych przekonań.
Image result for rain gifDlaczego to robię? Czy to nadal potrzeba zemsty? Czy teraz poszukiwanie wrażeń? Przekonanie o własnej odwadze? Co chciałem tym udowodnić? Że umiem pomścić śmierć ukochanej osoby?
Chciałem zakończyć to co rozpętał Erich? Jak? Chciałem go zabić?
Uniosłem brodę nieco wyżej pozwalając kroplom szalejącego deszczu spaść na moją twarz, zostawiały one mokre ślady na rozpalonej twarzy.
- Idę z Tobą na wojnę Erich. Jeden z nas z niej nie wróci. - odgarnąłem do tyłu mokrą grzywkę i rzucając bramie przede mną mordercze spojrzenie, ruszyłem, gotów przemierzyć jej wrota.

~*~

Jaki był plan?
Plan był taki, że go nie było. Erich był "szychą" w tym jego posranym świecie, więc samo znalezienie go, będzie mnie wiele kosztowało. Pierwszym miejscem w jakie zamierzałem się udać była opuszczona przychodnia. Ja i Josh, często spotykaliśmy się tam z grupą, chociaż kiedy orły wypowiedziały im wojnę... Wątpiłem by ktokolwiek zaczął tam jeszcze chodzić.
Jak za starych, dobrych czasów wyciągnąłem z kieszeni mapę miasta, zatrzymując się pod dachem pierwszego, napotkanego sklepu. Wszystko było pozamykane, więc za jedyne źródło światła służyła mi latarka, przesuwałem po przytrzymywanej przez mój łokieć mapie, palcem, próbując zapamiętać krętą drogę na miejsce.
Niesamowite, że tak szybko o wszystkim zapomniałem.
Dojście na miejsce zajęło mi blisko dwadzieścia minut i ku mojemu zaskoczeniu w kilku pokojach nadal paliło się światło. Więc jeszcze nie odeszli? Siedzieli tutaj przez dwa lata, czy może przejęli już po nich to miejsce.
Wątpię, co jak co, ale ta przychodnia miała znaczenie, wiele się w niej wydarzyło.
Wiele złego.
Zaintrygowany, na palcach podszedłem bliżej, bacznie przyglądając się poruszającym cieniom postaci, które krzątały się między podświetlonymi oknami. 
Zakurzone drzwi, nic się nie zmieniły, jakbym jeszcze wczoraj zamykał je po raz ostatni. Nieprzyjemne w dotyku zaskrzypiały głośno, dając obecnym znak, że ktoś naruszył ich teren. Musieli być jednak wyjątkowo zaćpani, bo licząc sekundy oczekiwałem, aż wyskoczą ze swojej kryjówki gotowi dokonać najgorszego, nic jednak nie nadeszło. Zyskując nieco pewności siebie, postawiłem do przodu pierwsze kroki.
Im wyżej się wspinałem, tym głośniej słyszałem znajome głosy.
Nie było wśród nich Ericha. 
Lucy, Amanda, Damian... W głowie rozpoznawałem mowę byłych przyjaciół zbliżając się do pokoju, przez którego ściany dobywały się dźwięki. 
Sala 61
To zabawne, ale właśnie w niej poznałem Josha... Więc, to nie przypadek, że w niej byli.
- Ten skurwysyn ma to na co zasłużył. Wydał nas i... - niestety nic więcej nie dane mi było usłyszeć, bo głośny huk przewracanych rzeczy przemknął przez korytarz ogarniając nim wszystkie sale.
Kurwa.
Odwróciłem się za siebie, uprzedzając przekleństwa i zryw moich towarzyszy by ujrzeć burzę czerwonych włosów.
Kurwa, kurwa, kurwa, co on tu robił?!
- Cholera jasna Baek, uciekaj! - zdążyłem krzyknąć nim drzwi od sali się otworzyły, a z ust całej trójki padło zszokowane "Hunter". Puściłem się sprintem przed siebie, w pełnym biegu łapiąc łokieć Baekhyuna, który ledwo utrzymał równowagę, również się rozpędzając. Wypuściłem go z zapewne bolesnego uścisku dopiero po schodach, gdy goniący nas zwolnili tempo.
Adrenalina w moim ciele buzowała, przez co zrobiło mi się blado przed oczami, a odruch wymiotny był trudny do powstrzymania. Stukot butów trójki oprawców odbijał się echem w mojej głowie, nie pozwalając racjonalnie myśleć. Od wyjścia dzieliła nas ostatnia prosta, a oddech był coraz trudniejszy do złapania. Obaj wybiegliśmy z pomieszczenia, skręcając w lewą stronę za budynkiem. Chwyciłem chłopaka mocno za ubrania, jedną ręką do siebie przyciągając, drugą zakrywając mu usta, gwałtowne hausty przez nos dmuchały mi w dłoń, łaskocząc ją.
- Uspokój się - szepnąłem we włosy chłopaka, napinając wszystkie mięśnie. Rozejrzałem się dookoła nasłuchując choćby szmeru.
Nic.
Pobiegli w drugą stronę.
Gwałtownie odepchnąłem od siebie starszego Azjatę.
- Ty pojebany idioto!

Baekhyun?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz