4.02.2017

Od Leny CD Aleca

  Popatrzyłam zła na chłopaka, czując jednocześnie zawstydzenie, które ukazało się na moich policzkach w postaci rumieńców. Każde wspomnienie poprzedniego wieczoru wywoływało u mnie rumieńce i przyjemne ciarki rozchodzące się po całym moim ciele. Ogarnij się, stoisz na środku korytarza! Spuściłam głowę, ukrywając uśmiech rozbawienia własnym zachowaniem. Jednocześnie było ono tak żenujące, że rumieńce z policzków rozchodziły się na całą moja twarz.
- Co? Zawstydziłaś się? - Szepnął, schylając się do mojego ucha. Parsknęłam krótko, kręcąc głową i ruszając powoli w stronę przebieralni, gdyż następną lekcją jaką mieliśmy w planie, było wychowanie fizyczne.
- Klara jest polką. I jest piękna, czyż nie? - Zerknęłam na niego, ignorując wcześniejsze pytanie. Jednocześnie zastanawiałam się kogo mogłabym poprosić o pomoc przy moim projekcie, trafiła mi się Japonia. Nie mogłam narzekać, bo zawsze fascynował mnie ten kraj, te wszystkie tradycje i język, ale nie miałam o nim zielonego pojęcia. Chociaż byłam pewna na dziewięćdziesiąt procent, że do akademii chodzi ktoś stamtąd.
- Nie znam. - Mruknął, przesuwając palcami po moim ramieniu, wywołując tym ciarki, które przeszły przez całe moje ciało niczym prąd. Odchrząknęłam, poprawiając kosmyki włosów i popatrzyłam przed siebie, dostrzegając między uczniami niepewne spojrzenie Isabelle. Same czarne kosmyki okalające tę niewinną twarz sprawiły, że zapaliła się w mojej głowie czerwona lampka ostrzegawcza. Sięgnęłam ręką w tył, łapiąc dłoń Aleca i pociągnęłam go szybko przed siebie, splatając nasze palce. Bez słowa minęliśmy dziewczynę, która nie zdążyła się nawet odezwać i chyba została niezauważona przez niebieskie tęczówki.
  Szatyn nie stawiał żadnego oporu, nie próbował nawet wyswobodzić swojej ręki z mojego nikłego uścisku, dlatego cały czas ciągnęłam go za sobą, mijając najróżniejszych uczniów. Zatrzymaliśmy się dopiero, gdy jedna z moich dobrych koleżanek zastąpiła nad drogę, informując, że dyrektor chce widzieć naszą dwójkę u siebie w gabinecie. Otworzyłam szerzej oczy, przyglądając się dziewczynie z różowymi pasemkami, starając się odgadnąć, czy wie o co chodzi, jednak na darmo. Marsha nie miała pojęcia czego pan Truman może od nas chcieć, mówiła tylko, że to ważne. Zerknęłam na chłopaka, ale on też nie miał najmniejszego pomysłu. Wspólnie stwierdziliśmy, że im szybciej dowiemy się o co chodzi, tym lepiej, więc skierowaliśmy się do gabinetu dyrektora.
  Pięć minut później staliśmy już w gustownie umeblowanym pomieszczeniu, czując na sobie surowe spojrzenie dyrektora akademii, poszukując w głosie powodu, dla którego zostaliśmy tu wezwani. Mężczyzna z brodą przyglądał się naszej dwójce, opierając się łokciami o biurko zawalone papierami, które szczególnie przykuły moją uwagę. Starałam się dostrzec co to za dokumenty, jednak z mojej wysokości niewiele byłam w stanie zobaczyć, zwłaszcza, że nie mogłam nawet wyciągnąć głowy w górę, ale wydawało mi się, że to są czyjeś akta. Chyba jednego z uczniów szkoły, jednak pewności nie miałam.
- Ciesze się, że tak szybko do mnie przyszliście. - Odezwał się w końcu, posyłając naszej dwójce przyjazny uśmiech. - Lena, jak ci idzie robienie zdjęć? - Momentalnie skamieniałam. Zupełnie o tym zapomniałam... Uśmiechnęłam się lekko, czując jak oblewa mnie zimny pot stresu.
- Bardzo dobrze. - Skłamałam, uświadamiając sobie jak dużo czasu zmarnowałam w ostatnim tygodniu. I nie mam tu na myśli czasu spędzonego z Aleciem, bo to był dobrze wykorzystany czas.
- To świetnie. Liczę, że dostane je do niedzieli. - Mrugnął do mnie porozumiewawczo, dając znak, ze dobrze wie, że zdjęcia stoją w miejscu. Spuściłam głowę, czując się, jakbym właśnie została przyłapana na jakiejś kradzieży lub coś podobnego. Ugh, okropne uczucie. Musiałam poświęcić sobotę na zajęcie się fotografowaniem, w końcu dyrektor i cała akademia, chcąc nie chcąc liczyła na mnie. - Alec, wiem, że masz sporo na głowie własnych spraw związanych ze szkołą i nie tylko, ale chciałbym cię prosić o pewną przysługę...
- Tak? - Szatyn postąpił krok w przód, najwyraźniej na polecenie Trumana, który po chwili ciszy, odezwał się ściszonym głosem.
- Chciałbym, żebyś przez najbliższy tydzień pomagał Isabelle. - Momentalnie podniosłam głowę, wbijając spojrzenie w siwą czuprynę. Co?! - Wiem, że już jej pomagałeś z matematyką, ale ona nie tylko z tym ma problem. Byłbym też bardzo wdzięczny, gdybyś zapoznał ją z kilkoma osobami, gdyby znała kogoś oprócz ciebie na pewno czułaby się tutaj raźniej. - Dlaczego sama nie może kogoś poznać? Jest niemową czy jak? 
- Wydaje mi się, że zwraca się pan do nieodpowiedniej osoby... - Zaczął niepewnie, jednak dyrektor mu przerwał.
- Jesteś najodpowiedniejszą osobą do tego Alec. - Ściągnęłam brwi i podeszłam do chłopaka, splatając palce naszych dłoni, wolną ręką natomiast przesunęłam po przedramieniu, przyciągając ja tym samym do swojego ciała. Naprawdę nie chciałam, żeby Isabelle znowu kręciła się wokół Aleca. Cholernie tego nie chciałam. Spokojny wzrok dyrektora spoczął na moment na mnie, po czym powrócił do chłopaka i kontynuował, zupełnie nie przejmując się moim niezadowolonym spojrzeniem. - Zresztą Isabelle prosiła o ciebie. - Wszystko jasne. - A ja proszę ciebie.
  Dziesięć minut później tłumaczyliśmy panu Craverowi powód naszego spóźnienia. W każdym razie Alec tłumaczył, ja wciąż błądziłam myślami wokół czarnowłosej i tego, że znowu będzie w pobliżu chłopaka. I byłam zła. Wściekła. Dlaczego los ma takie beznadziejne poczucie humoru i ponownie zsyła na nas tą dziewczynę? Nie dość już popsuła między nami? I teraz co? Ma się to znowu powtórzyć? Kpiny. 
- No dobra, to zmykajcie się przebrać. - Odparł nauczyciel, a liczba mnoga, której użył, przywróciła mnie do rzeczywistości.
- On nie ćwiczy. - Powiedziałam chłodno, prostując się i spoglądając na zaskoczonych mężczyzn. Mieli identyczne miny.
- Nie ćwiczę? - Chłodne oczy zabłyszczały zdziwieniem i niemą prośbą o zgodę.
- Nie ćwiczy?
- Nie. - Warknęłam i morderczym spojrzeniem zmierzyłam obu, odwracając się na pięcie. Więcej protestów nie urządzali, najwyraźniej czując pewien rodzaj respektu przed kobiecym złym humorem. Nie byłam z siebie do końca zadowolona, bo zachowywałam się w tym momencie jak typowa kobieta podczas okresu, jednak zdenerwowanie spowodowane planami na przyszły tydzień i troska o nogę szatyna, która nadal nie była w pełni sprawna, nie szły ze sobą w parze i utworzyły wybuchową mieszankę.

~~~~~~~~~~~~~~

  Około szesnastej staliśmy na peronie w towarzystwie Michela, Mariki, jej córeczki i dziadka. Zupełnie wypadło mi z głowy, że to dzisiaj wracają do Polski. No a przynajmniej moja siostra, dziadek i siostrzenica. Micheletto podobno miał do załatwienia jeszcze parę spraw tutaj i miał dołączyć do swojej ukochanej dopiero za kilka dni. I mimo że z tego co mówił, miał napięty grafik całego dnia, to był tam z nami i czekał na pociąg, którym moja rodzina miała się zabrać na lotnisko. Swoja drogą, pociągiem na lotnisko, dziwne rzeczy tutaj mają.
  Uśmiechnęłam się do siostry, żartując jak to zwykle robiłyśmy przy pożegnaniu.
- Pozdrów mamę.
- Tate też? - Uśmiechnęła się, pokazując wszystkie swoje zęby, ja natomiast posłałam jej wzrok mówiący, że dobrze wie co ma zrobić. - No co ty? Przecież nasz kochany tatuś bardzo się ucieszy, gdy dowie się, że go pozdrawiasz. - Mimo że mówiła do mnie, jej wzrok spoczywał na chłopaku, stojącym obok mnie. Czy ona naprawdę...? Zmrużyłam oczy i podeszłam do niej, przytulając ją mocno.
- Czy ty sprawdzasz, czy Alec wie o ojcu? - Szepnęłam w prost do jej ucha.
- Nie powiedziałaś mu. - Ledwo powstrzymałam się przed piśnięciem, jej oddech strasznie łaskotał mnie w ucho.
- Nie było okazji. - Skłamałam kolejny raz tego dnia.
- Okłamujesz go. - Przesunęłam spojrzenie w jej stronę, trwając przez moment w ciszy. Naprawdę go okłamywałam...? Nie.
- Omijam pewne tematy. Nie chcę go niepotrzebnie martwić. - Delikatnie wzruszyłam ramionami, odsuwając się od niej powoli.
- Kiedy mu powiesz? - Zdążyła jeszcze szepnąć do mojego ucha. Uśmiechnęłam się delikatnie, stając ponownie przy boku chłopaka, który był tematem naszej krótkiej rozmowy.
- Kiedy nadarzy się stosowna okazja. - Powiedziałam głośno z lekkim uśmiechem. Marika natomiast nie uśmiechała się, widać było, że nie jest zadowolona z mojej decyzji, ja jednak wiedziałam... Miałam nadzieję, że postępuje słusznie. Przeczucie. 
- O czym rozmawiałyście? - Alec nachylił się do mnie, gdy machaliśmy odjeżdżającemu pociągowi. Wzruszyłam lekko ramionami i zerknęłam na niego z pogodnym uśmiechem wymalowanym na moich ustach.
- Próbuje namówić mnie do zmiany aparatu. - Skłamałam. Kolejny raz. Staczam się... I mimo że się uśmiechałam, to czułam się jeszcze gorzej niż poprzednio, gdy musiałam okłamać siostrę czy dyrektora. Bo tym razem okłamywałam kogoś kogo darzyłam uczuciem, kogoś kto mi ufał.

~~~~~~~~~~~~~~

  Ten wieczór zgodnie z zaleceniami pana Cravera, spędziliśmy na basenie. To faktycznie był dobry sposób, by Alec wzmocnił swoją nogę. Woda stawiała większy opór, więc nie było wielkich szans, by nadwyrężył nogę, mógł za to ją wyćwiczyć bez większego zmęczenia. Stałam na brzegu basenu, obserwując uważnie jak chłopak przepływa enty z kolei basen. Od początku na jego twarzy nie widziałam grymasu, który świadczyłby o bólu nogi, który mu dokucza. Jedne niezadowolenie błękitnych oczu brało się z faktu, że chlorowana woda dostawała się w dużych ilościach do jego ust, co zapewne nie było najprzyjemniejsze.
- Ma chłopak szczęście. - Usłyszałam nagle z jednej strony czyjś głos. Odwróciłam głowę w tamtą stronę i napotkałam spojrzenie ciemnych, śmiejących się oczu, należących do młodego ratownika w czerwonych bokserkach. Przechyliłam lekko głowę w geście niezrozumienia, więc chłopak szybko pośpieszył z wyjaśnieniami. - Trenuje go taka piękna dziewczyna. - Uśmiechnął się, mierząc mnie spojrzeniem. Również spuściłam wzrok na sukienkę, którą miałam na sobie. Nie miałam zamiaru pływać, tylko pilnować szatyna, więc nawet nie kłopotałam się, by założyć strój. - Tylko pozazdrościć.
  Parsknęłam śmiechem, wybijając mężczyznę i kierując się w stronę brzegu basenu, przy którym zatrzymał się Alec. Kucnęłam przy krawędzi, spoglądając na falującą powierzchnię wody.
- Zmęczony?
- Nie bardzo. - Odparł krótko, po czym chwycił mnie za nadgarstek i wciągnął do basenu, do którego z głośnym piskiem wpadłam.

~~~~~~~~~~~~~~

  Następnego dnia koło jedenastej siedziałam w sali, gdzie odbywały się zajęcia kulinarne i przygotowywałam wszystkie potrzebne składniki do przygotowania typowych potraw polskich. Moje menu skupiało się głównie na słodkich rzeczach, gdyż do reszty potraw ciężko było znaleźć mi składniki.
  W sali jak i w całej szkole panowała zupełna cisza, zresztą czego można było się spodziewać po sobocie? Większości uczniów nie było nawet w budynku, część jeszcze spała, a reszta... Ciężko było mi powiedzieć. Ustawiłam kilka owoców na płaskim talerzu i sięgnęłam po aparat, pochylając się, by być na równi z blatem kuchennym. Wyostrzyłam obraz na kolorowe skórki bananów, jabłek i pomarańczy, zastygając w jednej pozie. I gdy już miałam zrobić zdjęcie, ktoś otworzył drzwi. Uniosłam się nieznacznie, co zmieniło główny obiekt fotografii, którym stał się Alec, stojący w drzwiach. Zaśmiałam się, wyprostowując plecy i przyglądając się zdjęciu, które wysunęło się z polaroidu.
- Ty to zawsze się wepchniesz w kadr... - Mruknęłam, nie zdradzając głosem czy jestem zadowolona z tego faktu czy też nie.
- Przecież to lubisz. - Uśmiechnął się podchodząc do mnie, a ja zrobiłam mu kolejne zdjęcie, na którym był uśmiechnięty. I to było chyba to, co radowało mnie najbardziej, kiedy go widziałam. Jego uśmiech, który potrafił w jednej chwili poprawić mi humor i naprawić wszystko. Bez względu na to co to było i kto to zniszczył.
- Kto tak powiedział? - Uśmiechnęłam się, mrużąc oczy i cofając się pomału.



Alec?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz