W tym momencie czuł się, jakby grał w taniej,
hiszpańskiej telenoweli. Cień chłopaka, którego kochał, stał przed nim. I
płakał. Przepraszał. Sen, czy koszmar? Tak ciężko było odróżnić rzeczywistość
od marzeń i pragnień.
Przepraszam.
Dlaczego tak łatwo było mu je mówić, powtarzać, niczym
mantrę? Nieszczerość.
Przepraszam, przepraszam, przepraszam…
Zbliżył się do młodszego. Powoli oraz cicho
odetchnął, na parę sekund przymykając powieki.
Zamknij się.
Postanowił zrobić coś, czego nigdy nie chciał. Ze
względu na Haydena.
Uderzył go w twarz z otwartej dłoni. Nie był to
zwyczajne wymierzenie policzka podczas kłótni. Nie kłócili się. Był to sposób
na jednoczesne uciszenie chłopaka oraz przywrócenie normalnego toku myślenia.
Lavell opuścił głowę, zaś grzywka zakryła częściowo jego twarz. Nadal było
słychać pociąganie nosem, a chude ciało nastolatka widocznie drżało. Brian
złapał go za ramiona i niemalże przerzucił na swoje łóżko.
Hayden. Nie podobny do tego Haydena, którego zapamiętał
Kang, leżał teraz w poprzek na kanarkowej kołdrze, wpatrzony zapłakanymi oczyma
w starszego. Brian wszedł na łóżko i pochylił się nad nim.
- Zamknij się? Przez te sześć tygodni zdążyłeś
zapomnieć, jak powinieneś się do mnie zwracać? – Zmrużył oczy, dłonie umieszczając
po obu stronach jego głowy, by po chwili palcami jednej z nich zacząć ocierać
mokre policzki chłopaka. – Nie płacz już.
On odszedł.
- Jestem przy tobie, więc nie masz po co ronić łez. –
Ułożył się obok niego i przytulił do swojej klatki piersiowej, niczym dziecko.
Dłonią przeczesywał jasne włosy nastolatka. – Kocham cię, wiesz? Cieszę się, że
wróciłeś cały. I już mnie nie przepraszaj, bo sklepię ci tyłek, jak powinien któryś
z twoich ojców.
Parsknięcie śmiechem poprzez płacz. Zaistniała
poprawa.
- Teraz moja kolej na opowiadanie. Masz mnie
słuchać. – Oparł brodę na czubku głowy Lavella, przymykając oczy. – Kazałeś mi
odejść. Odszedłem. Parę kroków dalej. Leżałeś na trawie, lecz nie sam. Ja też
tam byłem. Pilnowałem, obserwowałem i śledziłem, jednak nie udało mi się
uchronić ciebie przed wypadkiem. Wiesz, jak bardzo byłem przerażony, kiedy
widziałem moment uderzenia? To była najgorsza rzecz, którą widziałem w swoim
życiu. Osoba dla mnie ważna, mogła umrzeć w przeciągu kilku minut. W szpitalu
skopałem wszystkie ściany, gdy ty leżałeś na sali operacyjnej. Nikt nie dawał
ci szans na przeżycie, jednak udało się, lecz szczęście trwało przez kilka
sekund. Nadal mogłeś odejść. Zostawić mnie. Powiedziałem sobie wtedy, że jeśli
to zrobisz, ożywię cię i osobiście zamorduję. – Odetchnął, z trudem
powstrzymując łzy. Na chwilę wpatrzył się w jego zapadnięte policzki, skórę,
która straciła swą piękną barwę. – Facet, który cię potrącił był bardziej
zainteresowany swoim samochodem, aniżeli stanem zdrowia przypadkowej ofiary. Płaszczyłem
się przed nim, specjalnie dla ciebie, Hayden. Chciałem, aby chociaż tobie
odpuścił. Weekendami pracuję, wszystkie pieniądze przesyłając temu bęcwałowi,
aby tylko się odczepił. Kiedy tylko wróciłem do szkoły, zamiast się uczyć,
siedziałem zamknięty w pokoju, nie mając ochoty na spotkania z kimkolwiek, ani
nawet na wyjście na dwór. Wszystko tak cholernie mi ciebie przypominało. Tak
cholernie tęskniłem. Ile papierosów wypaliłem, alkoholu przez wątrobę przelałem…
To wiem tylko ja.
Hayden już tylko pociągał nosem. Brian musnął ustami
jego czoło, nos, a potem nieco dłużej usta. Po tym, Lavell niczym speszona
nastolatka, schował twarz w torsie starszego. W końcu go przy sobie miał. Mógł
przytulić, ucałować, słuchać jego oddechu.
- Może przed spaniem pójdziemy wziąć prysznic, hm? –
Zapytał, lecz kiedy przed dłuższą chwilę nie usłyszał odpowiedzi, wszystko
okazało się jasne.
Zasnął. Kang uśmiechnął się lekko i odsunął. Rozebrał
go prawie do rosołu. Powstrzymując swoje żądze zostawił nastolatka w samych
bokserkach. Teraz dopiero zauważył, jak bardzo schudł. Przełożył go na poduszkę
i nakrył kołdrą, nim sam się rozebrał i położył obok. Hayden od razu się przytulił,
przez co uświadomił Briana, iż był świadom tego, co z nim zrobił, jednocześnie bezczelnie
z tego korzystając.
Kochany oszukaniec.
Następnego dnia, rano.
Na zegarku w prawym dolnym rogu ekranu laptopa
pojawiła się równa godzina ósma. Lekcje zaczynał dopiero o dziesiątej, więc
mógł sobie pozwolić na odrobinę przyjemnej pracy. Kang, siedzący przy biurku
tyłem do okna oraz łóżka, był nadzwyczaj zajęty tworzeniem jednocześnie tekstu
piosenki oraz podkładu do niej. Robił inaczej, niż większość artystów.
Niektórzy mówili na to „od dupy strony”. W uszach miał słuchawki, gdyż chciał,
aby Hayden nadal spał. Powinien wszystko odespać. Sam obudził się o szóstej
rano. Okrył ukochanego szczelniej kołdrą, a sam naciągnął dresowe spodnie i
narzucił bluzę, bez koszulki. Tyle mu wystarczyło.
Pomimo skupienia, w ciemnym odbiciu ekranu zauważył,
jak młodszy wstaje z łóżka i podchodzi do niego. Kang wyjął jedną ze słuchawek,
nie odwracając się do niego.
- Dzień dobry, śpiochu. – Uśmiechnął się lekko, gdy
Hayden objął jego szyję ramionami i oparł na nich podbródek, na równi z twarzą
Briana.
Widocznie zmrużył oczy, by po chwili odczytać tekst
piosenki widoczny na ekranie:
Stojąc w milczeniu,
Nie masz nic do powiedzenia.
Nie ma dla mnie nowej drogi,
Bo nie widzę przyszłości.
Znajdę sposób na wyjście.
Nie wiemy, gdzie jesteśmy
Wpadliśmy w halucynację.
- Ciekawie brzmi. – Przyznał, prostując się. –
Szykujesz to na zajęcia?
Brian skinął głową, po czym zapisał wszystkie zmiany
i wyłączył urządzenie.
- Brian… - Specjalnie urwał, aby skupić na sobie
uwagę starszego. Ten obrócił się do niego przodem. – Czy my… Jesteśmy, no
wiesz. Razem? Że parą.
Kang uśmiechnął się lekko i usadził sobie półnagiego
Haydena na kolanach.
- My jesteśmy taką spółką osobową. Nasza działalność
opiera się na osobistej więzi wspólników, którymi jesteśmy.
Chłopak spojrzał na starszego, jak na dziwaka.
- Żartujesz sobie ze mnie, tak?
- Zawsze i wszędzie, Hayden.
Nastolatek prychnął, po czym uciekł z jego kolan
prosto do łazienki.
Tęskniłem za tobą.
Wparował do pomieszczenia tuż za nim. Złapał go za
ręce i zachłannie rzucił się na jego usta. Jakże przyjemne uczucie zagościło w
jego sercu, kiedy młodszy oddał pocałunek. Kang specjalnie przedłużał
przyjemność, aż doprowadził do tego, że Hayden stracił oddech.
- Jesteś mój, nikogo więcej. Jeśli chcesz, to możemy
nawet chodzić za ręce, ale bardziej preferuję trzymanie za pośladek.
Oczywiście nie bał się tego zademonstrować. Lavell w
odpowiedzi zassał się na grdyce swojego ukochanego, dłonie zsuwając po jego
plecach.
- A teraz, zdemoralizowany tworze wyjdź, bo chcę
wziąć prysznic. – Odsunął się od Briana, zaś ten nie odpuścił, ponownie łapiąc
go w swoje ramiona.
- Skorzystajmy z niego razem. Oszczędzimy i czas, i
wodę. – Starszy poruszył wymownie brwiami, lecz widząc spojrzenie Haydena,
przeczesał jego włosy ze zrozumieniem w oczach. – Spokojnie, piękny. Nie zrobię
nic, czego nie będziesz chciał.
Zgodził się. Szczęśliwy, jak nigdy Brian zamknął
drzwi od łazienki, a wróciwszy przed młodszego, pozwolił mu ściągnąć z siebie
bluzę. Robił to tak niepewnie, że nie mógł się przestać uśmiechać, przez co
doprowadził jego twarz do czerwoności.
Hayden siedział po turecku na pościelonym łóżku
obserwując, jak Brian zapina guziki na mankietach białej koszuli, z małymi,
czarnymi karykaturami kruków, bądź mew.
- Przyniosę ci śniadanie, które masz zjeść, bo
inaczej złoję twoją dupę tak, że cała akademia będzie słyszała krzyki bólu. – Wciągnął
brzuch i zaczął wsuwać koszulę w ciemne spodnie, nie spuszczając wzroku z
młodszego, który zrobił głupią minę. – Bo ci tak zostanie. Zamknę cię w pokoju
dla dobra mojego, twojego i innych. Masz grzecznie siedzieć i nie ewakuować się
przez okno. Jeśli tak zrobisz, zgwałcę cię.
Sięgnął po zegarek leżący na szafce obok łóżka i po
drodze musnął jego czoło z nadzwyczaj miłym uśmiechem.
- Nie możesz mnie tutaj zamknąć! – Oburzył się, a po
groźnym spojrzeniu starszego odchrząknął, aby ponownie nie unieść głosu. – Co ja
będę robił przez ten czas? Zamknij mnie chociaż w moim pokoju.
- Możesz skorzystać z mojego laptopa. Hasło to
dokładna data moich urodzin. – Widząc błysk w oczach młodszego uśmiechnął się
lekko. – Nie podejrzysz piosenek, bo są zastrzeżone innym hasłem. – Przesunął drzwi
szafy i wyciągnął z niego swoją czarną gitarę i wcisnął ją w dłonie chłopaka. –
To jest Jane. Jane, Hayden. Nie pogryźcie się.
Parę godzin później.
Metoda na uczynnego chłopca zadziałała. Kucharka
pozwoliła mu wyjść z dwoma talerzami pełnymi jedzenia. Mięso, ziemniaki, trzy
rodzaje surówek. W planach miał utuczenie chłopaka, bo wyglądał niczym kobyła przeznaczona
na rzeź. Otworzywszy drzwi jedną ręką, szerzej otworzył je za pomocą kopnięcia.
W momencie, kiedy ujrzał Haydena na łóżku, jedna z poduszek przeleciała nad
jego głową, na korytarz. Drgnęła mu brew. Plecami zamknął drzwi i odstawił tacę
z jedzeniem na biurko, zaś młodszy tak szybko ulotnił się do łazienki, że świst
poszedł. Brian doskoczył do nich i złapał za klamkę. Zaczęła się szarpanina o
wejście oraz przetrwanie.
- Otwieraj te drzwi gówniarzu – Warknął cicho,
zaczynając się już zastanawiać, w jakiej pozycji przetrąci mu cztery litery.
- Brian! Ja nie chciałem! Nie wiedziałem, że
przyjdziesz z jedzeniem! To miała być zabawa! – Chłopak ewidentnie zapierał się
nogami o framugi, byle drzwi nie zostały otwarte. – Wyjdę, tylko mnie nie bij!
Odpuścił, czekając. Lavell po paru sekundach
najpierw wysunął nos, a potem śmignął na łóżko, aby tylko uniknąć rąk oraz nóg
starszego. Oczywistym było to, że Brian tylko mu groził. Nie byłby w stanie
podnieść na niego ręki, nie licząc dnia wczorajszego.
- Za dużo tego, nie zjem tyle… - Zamarudził, gdy
dostał talerz w dłonie.
Kang zajął miejsce obok niego i westchnął ciężko.
Czuł się niemalże, jak ojciec.
- Zjedz, ile dasz radę.
To była najgorsza odpowiedź, jakiej mógł udzielić.
Chłopak nadziugał tylko w tym jedzeniu, a zniknęło tyle, co jeden widelec. Odłożył
swoje resztki i zabrał Haydenowi z dłoni sztuciec, aby za jego pomocą zacząć
karmić dzieciaka. Na szczęście bez słowa zrzędzenia brał do ust wszystko, co
Brian mu podawał.
- Czytałem, że nie chciałeś jeść i strasznie za mną
tęskniłeś.
- Czytałeś?! – Spojrzał na niego zaskoczony, dłońmi łapiąc
ziemniaki wypadające z ust.
- Nie przerywaj mi i siedź cicho, kiedy jesz. –
Zmrużył oczy, wciskając mu tym razem surówkę. – Wybaczyłem ci, nadal jesteśmy
razem, kocham cię. Nie spodziewałeś się tego. Zamiast poprosić kolegę o kontakt
do mnie, wolałeś, aby stał się szpiegiem. Zrozum wreszcie, że życie mogę sobie
ułożyć tylko z tobą, ale ty też musisz tego chcieć, inaczej dalej będziemy
sobie wzajemnie podcinać nogi. – Ostatni ziemniak i talerz był pusty. –
Widzisz, zjadłeś.
Postawił go pod swoim i ujął dłoń Haydena, by
podnieść go z łóżka. Razem opuścili pokój, w ciszy przemierzali korytarz, póki
nie stanęli przed pokojem numer jeden. Wyciągnął klucz, który był podpięty do
jego i otworzył drzwi. Przepuścił młodszego, wchodząc zaraz za nim.
- Co tydzień tutaj sprzątałem. – Przytulił się do
jego pleców, ustami muskając kark. – Wiedziałem, że do mnie wrócisz.
Chłopak stał nieruchomo, aż Brian wyczuł, że jego
ciało zadrżało. Stanął przed nim i ujrzał, jak łzy spływają po bladych
policzkach.
- O mamo – Zaśmiał się, przytulając nastolatka do
siebie. Zaczął lekko bujać się na boki, zaczynając cicho nucić melodię. Hayden
objął go nadzwyczaj mocno. – No już, nie płacz. Zobacz, co dla ciebie mam.
Podszedł do biurka i wziął z niego podwójną,
zamykaną ramkę. Podał mu ją czekając, aż otworzy. Hayden wpierw otarł łzy,
dłonie, by w końcu otworzyć prezent. Tak szerokiego uśmiechu chyba jeszcze
nigdy nie widział.
- To jedno z moich lepszych zdjęć, gdzie włosy mają
normalny kolor. – Zajrzał od góry, uśmiechając się przy tym, gdy
niespodziewanie Lavell rzucił mu się na szyję.
- Kocham cię. – Szepnął, tym samym oblewając serce
Kanga ciepłem, którego mu niemiłosiernie brakowało.
Starszy mocno objął ukochanego, by po paru sekundach
wydać okrzyk przypomnienia sobie czegoś. Wyciągnął telefon z tylnej kieszeni
spodni i podsunął pod nos młodszemu.
- Dzisiaj rano zrobiłem te zdjęcie. – Odparł, zaraz
palcem przesuwając na odpowiedni obraz. – Zobacz, jak ci się paszcza otwiera.
- Brian! Usuń to! – Chciał mu zabrać urządzenie,
lecz starszy zdążył uciec na drugą stronę kanapy oraz pokazać mu język. –
Brian!
- To będzie moja tapeta. – Uśmiechnął się
zadziornie, po czym złapał młodszego, który właśnie do niego podbiegł. –
Przebierz się. Zabieram cię do fryzjera, bo wyglądasz jak pół dupy zza krzaka.
Ja jestem umówiony na odświeżenie koloru. – Wzrok Haydena nie był zbyt
przychylny temu pomysłowi. – Spokojnie. Grzywka przetrwa.
Już godzinę później znajdowali się u znajomego
fryzjera Kanadyjczyka, który podczas golenia boków Lavella, zachwalał jego lwią
grzywę. W tym samym czasie Kang siedział na fotelu z farbą na włosach i kręcił
się w kółko, jak dzieciak.
Młodszy wszystko widział w wielkim, naściennym
lustrze.
- Mnie każesz spoważnieć, a sam zachowujesz się, jak
rozpieszczony bachor z ADHD.
Zatrzymał szaleńcze obroty i splótł razem palce
swoich dłoni, a następnie uśmiechnął się wrednie.
- Ogolić go na łyso.
- Nic nie mówiłem! – Hayden w obronie starał się
zakryć swoje ukochane włosy dłońmi, jednocześnie mając wielką ochotę zabić
swojego własnego faceta życia.
Po przyjemnej wizycie u fryzjera wybrali się na
spacer do pobliskiego skweru. Ptaki ukryte w koronach drzew rozmawiały ze sobą,
tworząc przyjemną dla uszu melodię. Szli wybetonowanym chodnikiem za ręce w
ciszy. Czasami słowa były zbędne, bo wystarczyło, że druga osoba znajdowała się
obok.
Wtem Brian zatrzymał się niespodziewanie. Puścił
dłoń Haydena i nawiązał z nim kontakt wzrokowy. Żadnego uśmiechu, błysku w oku,
nieco przeraziło młodszego. Nim zdążył otworzyć usta, Kang zrobił to wcześniej.
- Kiedy znowu zamierzasz uciec?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz