4.08.2017

Od Briana CD Haydena

W tym momencie czuł się, jakby grał w taniej, hiszpańskiej telenoweli. Cień chłopaka, którego kochał, stał przed nim. I płakał. Przepraszał. Sen, czy koszmar? Tak ciężko było odróżnić rzeczywistość od marzeń i pragnień.
Przepraszam.
Dlaczego tak łatwo było mu je mówić, powtarzać, niczym mantrę? Nieszczerość.
Przepraszam, przepraszam, przepraszam…
Zbliżył się do młodszego. Powoli oraz cicho odetchnął, na parę sekund przymykając powieki.
Zamknij się.
Postanowił zrobić coś, czego nigdy nie chciał. Ze względu na Haydena.
Uderzył go w twarz z otwartej dłoni. Nie był to zwyczajne wymierzenie policzka podczas kłótni. Nie kłócili się. Był to sposób na jednoczesne uciszenie chłopaka oraz przywrócenie normalnego toku myślenia. Lavell opuścił głowę, zaś grzywka zakryła częściowo jego twarz. Nadal było słychać pociąganie nosem, a chude ciało nastolatka widocznie drżało. Brian złapał go za ramiona i niemalże przerzucił na swoje łóżko.
Hayden. Nie podobny do tego Haydena, którego zapamiętał Kang, leżał teraz w poprzek na kanarkowej kołdrze, wpatrzony zapłakanymi oczyma w starszego. Brian wszedł na łóżko i pochylił się nad nim.
- Zamknij się? Przez te sześć tygodni zdążyłeś zapomnieć, jak powinieneś się do mnie zwracać? – Zmrużył oczy, dłonie umieszczając po obu stronach jego głowy, by po chwili palcami jednej z nich zacząć ocierać mokre policzki chłopaka. – Nie płacz już.
On odszedł.
- Jestem przy tobie, więc nie masz po co ronić łez. – Ułożył się obok niego i przytulił do swojej klatki piersiowej, niczym dziecko. Dłonią przeczesywał jasne włosy nastolatka. – Kocham cię, wiesz? Cieszę się, że wróciłeś cały. I już mnie nie przepraszaj, bo sklepię ci tyłek, jak powinien któryś z twoich ojców.
Parsknięcie śmiechem poprzez płacz. Zaistniała poprawa.
- Teraz moja kolej na opowiadanie. Masz mnie słuchać. – Oparł brodę na czubku głowy Lavella, przymykając oczy. – Kazałeś mi odejść. Odszedłem. Parę kroków dalej. Leżałeś na trawie, lecz nie sam. Ja też tam byłem. Pilnowałem, obserwowałem i śledziłem, jednak nie udało mi się uchronić ciebie przed wypadkiem. Wiesz, jak bardzo byłem przerażony, kiedy widziałem moment uderzenia? To była najgorsza rzecz, którą widziałem w swoim życiu. Osoba dla mnie ważna, mogła umrzeć w przeciągu kilku minut. W szpitalu skopałem wszystkie ściany, gdy ty leżałeś na sali operacyjnej. Nikt nie dawał ci szans na przeżycie, jednak udało się, lecz szczęście trwało przez kilka sekund. Nadal mogłeś odejść. Zostawić mnie. Powiedziałem sobie wtedy, że jeśli to zrobisz, ożywię cię i osobiście zamorduję. – Odetchnął, z trudem powstrzymując łzy. Na chwilę wpatrzył się w jego zapadnięte policzki, skórę, która straciła swą piękną barwę. – Facet, który cię potrącił był bardziej zainteresowany swoim samochodem, aniżeli stanem zdrowia przypadkowej ofiary. Płaszczyłem się przed nim, specjalnie dla ciebie, Hayden. Chciałem, aby chociaż tobie odpuścił. Weekendami pracuję, wszystkie pieniądze przesyłając temu bęcwałowi, aby tylko się odczepił. Kiedy tylko wróciłem do szkoły, zamiast się uczyć, siedziałem zamknięty w pokoju, nie mając ochoty na spotkania z kimkolwiek, ani nawet na wyjście na dwór. Wszystko tak cholernie mi ciebie przypominało. Tak cholernie tęskniłem. Ile papierosów wypaliłem, alkoholu przez wątrobę przelałem… To wiem tylko ja.
Hayden już tylko pociągał nosem. Brian musnął ustami jego czoło, nos, a potem nieco dłużej usta. Po tym, Lavell niczym speszona nastolatka, schował twarz w torsie starszego. W końcu go przy sobie miał. Mógł przytulić, ucałować, słuchać jego oddechu.
- Może przed spaniem pójdziemy wziąć prysznic, hm? – Zapytał, lecz kiedy przed dłuższą chwilę nie usłyszał odpowiedzi, wszystko okazało się jasne.
Zasnął. Kang uśmiechnął się lekko i odsunął. Rozebrał go prawie do rosołu. Powstrzymując swoje żądze zostawił nastolatka w samych bokserkach. Teraz dopiero zauważył, jak bardzo schudł. Przełożył go na poduszkę i nakrył kołdrą, nim sam się rozebrał i położył obok. Hayden od razu się przytulił, przez co uświadomił Briana, iż był świadom tego, co z nim zrobił, jednocześnie bezczelnie z tego korzystając.
Kochany oszukaniec.

Następnego dnia, rano.

Na zegarku w prawym dolnym rogu ekranu laptopa pojawiła się równa godzina ósma. Lekcje zaczynał dopiero o dziesiątej, więc mógł sobie pozwolić na odrobinę przyjemnej pracy. Kang, siedzący przy biurku tyłem do okna oraz łóżka, był nadzwyczaj zajęty tworzeniem jednocześnie tekstu piosenki oraz podkładu do niej. Robił inaczej, niż większość artystów. Niektórzy mówili na to „od dupy strony”. W uszach miał słuchawki, gdyż chciał, aby Hayden nadal spał. Powinien wszystko odespać. Sam obudził się o szóstej rano. Okrył ukochanego szczelniej kołdrą, a sam naciągnął dresowe spodnie i narzucił bluzę, bez koszulki. Tyle mu wystarczyło.
Pomimo skupienia, w ciemnym odbiciu ekranu zauważył, jak młodszy wstaje z łóżka i podchodzi do niego. Kang wyjął jedną ze słuchawek, nie odwracając się do niego.
- Dzień dobry, śpiochu. – Uśmiechnął się lekko, gdy Hayden objął jego szyję ramionami i oparł na nich podbródek, na równi z twarzą Briana.
Widocznie zmrużył oczy, by po chwili odczytać tekst piosenki widoczny na ekranie:

Stojąc w milczeniu,
Nie masz nic do powiedzenia.
Nie ma dla mnie nowej drogi,
Bo nie widzę przyszłości.

Znajdę sposób na wyjście.

Nie wiemy, gdzie jesteśmy
Wpadliśmy w halucynację.

- Ciekawie brzmi. – Przyznał, prostując się. – Szykujesz to na zajęcia?
Brian skinął głową, po czym zapisał wszystkie zmiany i wyłączył urządzenie.
- Brian… - Specjalnie urwał, aby skupić na sobie uwagę starszego. Ten obrócił się do niego przodem. – Czy my… Jesteśmy, no wiesz. Razem? Że parą.
Kang uśmiechnął się lekko i usadził sobie półnagiego Haydena na kolanach.
- My jesteśmy taką spółką osobową. Nasza działalność opiera się na osobistej więzi wspólników, którymi jesteśmy.
Chłopak spojrzał na starszego, jak na dziwaka.
- Żartujesz sobie ze mnie, tak?
- Zawsze i wszędzie, Hayden.
Nastolatek prychnął, po czym uciekł z jego kolan prosto do łazienki.
Tęskniłem za tobą.
Wparował do pomieszczenia tuż za nim. Złapał go za ręce i zachłannie rzucił się na jego usta. Jakże przyjemne uczucie zagościło w jego sercu, kiedy młodszy oddał pocałunek. Kang specjalnie przedłużał przyjemność, aż doprowadził do tego, że Hayden stracił oddech.
- Jesteś mój, nikogo więcej. Jeśli chcesz, to możemy nawet chodzić za ręce, ale bardziej preferuję trzymanie za pośladek.
Oczywiście nie bał się tego zademonstrować. Lavell w odpowiedzi zassał się na grdyce swojego ukochanego, dłonie zsuwając po jego plecach.
- A teraz, zdemoralizowany tworze wyjdź, bo chcę wziąć prysznic. – Odsunął się od Briana, zaś ten nie odpuścił, ponownie łapiąc go w swoje ramiona.
- Skorzystajmy z niego razem. Oszczędzimy i czas, i wodę. – Starszy poruszył wymownie brwiami, lecz widząc spojrzenie Haydena, przeczesał jego włosy ze zrozumieniem w oczach. – Spokojnie, piękny. Nie zrobię nic, czego nie będziesz chciał.
Zgodził się. Szczęśliwy, jak nigdy Brian zamknął drzwi od łazienki, a wróciwszy przed młodszego, pozwolił mu ściągnąć z siebie bluzę. Robił to tak niepewnie, że nie mógł się przestać uśmiechać, przez co doprowadził jego twarz do czerwoności.

~ * ~

Hayden siedział po turecku na pościelonym łóżku obserwując, jak Brian zapina guziki na mankietach białej koszuli, z małymi, czarnymi karykaturami kruków, bądź mew.
- Przyniosę ci śniadanie, które masz zjeść, bo inaczej złoję twoją dupę tak, że cała akademia będzie słyszała krzyki bólu. – Wciągnął brzuch i zaczął wsuwać koszulę w ciemne spodnie, nie spuszczając wzroku z młodszego, który zrobił głupią minę. – Bo ci tak zostanie. Zamknę cię w pokoju dla dobra mojego, twojego i innych. Masz grzecznie siedzieć i nie ewakuować się przez okno. Jeśli tak zrobisz, zgwałcę cię.
Sięgnął po zegarek leżący na szafce obok łóżka i po drodze musnął jego czoło z nadzwyczaj miłym uśmiechem.
- Nie możesz mnie tutaj zamknąć! – Oburzył się, a po groźnym spojrzeniu starszego odchrząknął, aby ponownie nie unieść głosu. – Co ja będę robił przez ten czas? Zamknij mnie chociaż w moim pokoju.
- Możesz skorzystać z mojego laptopa. Hasło to dokładna data moich urodzin. – Widząc błysk w oczach młodszego uśmiechnął się lekko. – Nie podejrzysz piosenek, bo są zastrzeżone innym hasłem. – Przesunął drzwi szafy i wyciągnął z niego swoją czarną gitarę i wcisnął ją w dłonie chłopaka. – To jest Jane. Jane, Hayden. Nie pogryźcie się.

Parę godzin później.

Metoda na uczynnego chłopca zadziałała. Kucharka pozwoliła mu wyjść z dwoma talerzami pełnymi jedzenia. Mięso, ziemniaki, trzy rodzaje surówek. W planach miał utuczenie chłopaka, bo wyglądał niczym kobyła przeznaczona na rzeź. Otworzywszy drzwi jedną ręką, szerzej otworzył je za pomocą kopnięcia. W momencie, kiedy ujrzał Haydena na łóżku, jedna z poduszek przeleciała nad jego głową, na korytarz. Drgnęła mu brew. Plecami zamknął drzwi i odstawił tacę z jedzeniem na biurko, zaś młodszy tak szybko ulotnił się do łazienki, że świst poszedł. Brian doskoczył do nich i złapał za klamkę. Zaczęła się szarpanina o wejście oraz przetrwanie.
- Otwieraj te drzwi gówniarzu – Warknął cicho, zaczynając się już zastanawiać, w jakiej pozycji przetrąci mu cztery litery.
- Brian! Ja nie chciałem! Nie wiedziałem, że przyjdziesz z jedzeniem! To miała być zabawa! – Chłopak ewidentnie zapierał się nogami o framugi, byle drzwi nie zostały otwarte. – Wyjdę, tylko mnie nie bij!
Odpuścił, czekając. Lavell po paru sekundach najpierw wysunął nos, a potem śmignął na łóżko, aby tylko uniknąć rąk oraz nóg starszego. Oczywistym było to, że Brian tylko mu groził. Nie byłby w stanie podnieść na niego ręki, nie licząc dnia wczorajszego.
- Za dużo tego, nie zjem tyle… - Zamarudził, gdy dostał talerz w dłonie.
Kang zajął miejsce obok niego i westchnął ciężko. Czuł się niemalże, jak ojciec.
- Zjedz, ile dasz radę.
To była najgorsza odpowiedź, jakiej mógł udzielić. Chłopak nadziugał tylko w tym jedzeniu, a zniknęło tyle, co jeden widelec. Odłożył swoje resztki i zabrał Haydenowi z dłoni sztuciec, aby za jego pomocą zacząć karmić dzieciaka. Na szczęście bez słowa zrzędzenia brał do ust wszystko, co Brian mu podawał.
- Czytałem, że nie chciałeś jeść i strasznie za mną tęskniłeś.
- Czytałeś?! – Spojrzał na niego zaskoczony, dłońmi łapiąc ziemniaki wypadające z ust.
- Nie przerywaj mi i siedź cicho, kiedy jesz. – Zmrużył oczy, wciskając mu tym razem surówkę. – Wybaczyłem ci, nadal jesteśmy razem, kocham cię. Nie spodziewałeś się tego. Zamiast poprosić kolegę o kontakt do mnie, wolałeś, aby stał się szpiegiem. Zrozum wreszcie, że życie mogę sobie ułożyć tylko z tobą, ale ty też musisz tego chcieć, inaczej dalej będziemy sobie wzajemnie podcinać nogi. – Ostatni ziemniak i talerz był pusty. – Widzisz, zjadłeś.
Postawił go pod swoim i ujął dłoń Haydena, by podnieść go z łóżka. Razem opuścili pokój, w ciszy przemierzali korytarz, póki nie stanęli przed pokojem numer jeden. Wyciągnął klucz, który był podpięty do jego i otworzył drzwi. Przepuścił młodszego, wchodząc zaraz za nim.
- Co tydzień tutaj sprzątałem. – Przytulił się do jego pleców, ustami muskając kark. – Wiedziałem, że do mnie wrócisz.
Chłopak stał nieruchomo, aż Brian wyczuł, że jego ciało zadrżało. Stanął przed nim i ujrzał, jak łzy spływają po bladych policzkach.
- O mamo – Zaśmiał się, przytulając nastolatka do siebie. Zaczął lekko bujać się na boki, zaczynając cicho nucić melodię. Hayden objął go nadzwyczaj mocno. – No już, nie płacz. Zobacz, co dla ciebie mam.
Podszedł do biurka i wziął z niego podwójną, zamykaną ramkę. Podał mu ją czekając, aż otworzy. Hayden wpierw otarł łzy, dłonie, by w końcu otworzyć prezent. Tak szerokiego uśmiechu chyba jeszcze nigdy nie widział.
- To jedno z moich lepszych zdjęć, gdzie włosy mają normalny kolor. – Zajrzał od góry, uśmiechając się przy tym, gdy niespodziewanie Lavell rzucił mu się na szyję.
- Kocham cię. – Szepnął, tym samym oblewając serce Kanga ciepłem, którego mu niemiłosiernie brakowało.
Starszy mocno objął ukochanego, by po paru sekundach wydać okrzyk przypomnienia sobie czegoś. Wyciągnął telefon z tylnej kieszeni spodni i podsunął pod nos młodszemu.
- Dzisiaj rano zrobiłem te zdjęcie. – Odparł, zaraz palcem przesuwając na odpowiedni obraz. – Zobacz, jak ci się paszcza otwiera.
- Brian! Usuń to! – Chciał mu zabrać urządzenie, lecz starszy zdążył uciec na drugą stronę kanapy oraz pokazać mu język. – Brian!
- To będzie moja tapeta. – Uśmiechnął się zadziornie, po czym złapał młodszego, który właśnie do niego podbiegł. – Przebierz się. Zabieram cię do fryzjera, bo wyglądasz jak pół dupy zza krzaka. Ja jestem umówiony na odświeżenie koloru. – Wzrok Haydena nie był zbyt przychylny temu pomysłowi. – Spokojnie. Grzywka przetrwa.
Już godzinę później znajdowali się u znajomego fryzjera Kanadyjczyka, który podczas golenia boków Lavella, zachwalał jego lwią grzywę. W tym samym czasie Kang siedział na fotelu z farbą na włosach i kręcił się w kółko, jak dzieciak.
Młodszy wszystko widział w wielkim, naściennym lustrze.
- Mnie każesz spoważnieć, a sam zachowujesz się, jak rozpieszczony bachor z ADHD.
Zatrzymał szaleńcze obroty i splótł razem palce swoich dłoni, a następnie uśmiechnął się wrednie.
- Ogolić go na łyso.
- Nic nie mówiłem! – Hayden w obronie starał się zakryć swoje ukochane włosy dłońmi, jednocześnie mając wielką ochotę zabić swojego własnego faceta życia.
Po przyjemnej wizycie u fryzjera wybrali się na spacer do pobliskiego skweru. Ptaki ukryte w koronach drzew rozmawiały ze sobą, tworząc przyjemną dla uszu melodię. Szli wybetonowanym chodnikiem za ręce w ciszy. Czasami słowa były zbędne, bo wystarczyło, że druga osoba znajdowała się obok.
Wtem Brian zatrzymał się niespodziewanie. Puścił dłoń Haydena i nawiązał z nim kontakt wzrokowy. Żadnego uśmiechu, błysku w oku, nieco przeraziło młodszego. Nim zdążył otworzyć usta, Kang zrobił to wcześniej.

- Kiedy znowu zamierzasz uciec?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz