4.06.2017

Od Aleca C.D Lucii

   Rozejrzałem się dookoła i szybko doszedłem do wniosku, że widok z tego miejsca zapierał dech w piersiach. Chłód przewiewał moje ubrania i włosy, wprawiając je w ledwo widoczny ruch. Światła najwyższych budynków odbijały się w okularach Lucii, gdy na nią spojrzałem.
   – A wracając do tego norweskiego. Wzięłaś sobie do serca to, co powiedział Seagal?
   Odpowiedź poprzedziła zmęczonym westchnięciem.
   – Po co miałabym brać do siebie słowa kolesia, który mnie w ogóle nie zna? – Zawsze byłem za tym, by nie interesować się tym, co inni o tobie myślą. Szczególnie, że mnie nie znają, jednak w tej chwili dołożyłem wszelkich starań, by zburzyć ten tęczowy mur, zważywszy na fakt, że Seagal to przede wszystkim nauczyciel, czyli ktoś, kto względnie powinien wiedzieć dużo o zachowaniach uczniów.
   – To nauczyciel. Jest szkolony, wie, jak czytać z twarzy, z zachowania. Więc jak ty byś siebie określiła?
   –  Dziewczyna z wszechstronnymi zainteresowaniami, a ty jak byś siebie określił, hm? – spytała mnie o to samo, a ja nawet nie potrzebowałem sekundy namysłu, by odpowiedzieć beznamiętnie:
   – Tajemniczy gość, o którym nigdy się za wiele nie dowiesz. – Po czym uśmiechnąłem się z widocznym sarkazmem. Kątem oka dostrzegłem, jak Lucia przewraca oczami. Całkiem zrozumiałe. Jeszcze trochę, a dowie się, jaki błąd popełniła, zadając się ze mną... chociaż nie uchodzę za żadnego świrusa.

***

   Kiedy przechadzaliśmy się pustym korytarzem, musiałbym być kompletnie ślepy, by nie dostrzec wiszącej na tablicy ogłoszeń informacji. Podszedłem bliżej, nie dbając o fakt, czy dziewczyna w ogóle idzie za mną, a następnie wczytałem się głęboko w treść. Narysowane sylwetki tańczących postaci mówiły same za siebie. 
   – Alec, co tam znalazłeś? – Poczułem obecność Lucii obok siebie, i nagle znikąd podskoczyliśmy jak oparzeni, gdy dobiegł nas męski, całkiem znany głos. 
   – Wiedziałem, że was tu znajdę. – To był Nat Craver i tak naprawdę widząc go poczułem zaledwie najlżejszy ślad zaskoczenia. Sprawiał wrażenie, jakby od paru dobrych godzin skrywał się za rogiem i szukał momentu, w którym się pojawimy. 
   Cravera znałem dobrze i on najwidoczniej mnie też. Nie chodzi mi tu o moment, gdzie porusza wymownie swoimi brwi, gdy widzi mnie z Leną. Czasami nawet przyłapywałem się na myśli, że wie o tym, co się dzieje między nami i nieraz rozumie z tego więcej niż ja sam.
   – Myślicie już nad tym konkursem? – Dołączył do nas, łącząc ręce za plecami i uśmiechając się życzliwie to do mnie, to do Lucii. – Świetnie współpracowaliście na zajęciach. Pokazaliście coś innego niż tango czy cha cha. Spróbujcie.
   Faktycznie, z nią tańczyło mi się naprawdę dobrze i to był jedyny fakt o niej, który nie podlegał dyskusji. Istniał jednak pewien aspekt, sprawiający, że obawiałbym się w ogóle brać udział w czymś takim. Stres, nerwy, pot i krew są nieuniknione, a ja uświadomiłem sobie, że tak naprawdę, żeby z kimś lepiej tańczyć, trzeba go lepiej poznać. Same stwierdzenie, że dobrze mi z nią idzie, nie wystarczało, by zniszczyć wewnętrzny mur, oddzielający optymizm od realizmu.
   Walić. 
   Cravera już tu nie było. Rozpłynął się w powietrzu.
   – Jutro próba, dziewiąta rano, wolna lekcja. Nie spóźnij się.
   Powiedziałem w chodzie, oddalając się z każdym słowem i czując wzrok dziewczyny na swoich plecach. Co zaszkodzi spróbować?

Lucia? Omg nie przyznaje się do tego :')

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz