4.06.2017

Od Leny CD Aleca

  Przeniosłam spojrzenie na czarnowłosą postać podpływającą powoli do Aleca. Zmrużyłam delikatnie oczy, dosłownie czując jak dobry humor i wszystkie pozytywne uczucia jakie w sobie miałam, uciekają ze mnie, ustępując miejsca irytacji, złości i... Zazdrości? Wydałam z siebie zduszony pomruk niezadowolenia, odwracając głowę, jednak wciąż kątem oka obserwując dziewczynę. Czy ona naprawdę go śledziła? Przewróciłam ukradkiem oczami, gdy Isabelle witała się z niebieskookim, posyłając mu niewinny uśmiech.
  Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, jednak przeszkodziły mi wibracje, rozchodzące się po mojej prawej nodze, a których źródłem okazał się mój telefon. Wyciągnęłam urządzenie z kieszeni i przyjrzałam się numerowi, z którego ktoś do mnie dzwonił. Zupełnie nie kojarzyłam tego numeru, jednak z nieodbieraniem niezapisanych numerów, skończyłam już kilka lat temu, więc tylko przesunęłam palcem po ekranie, odbierając połączenie.
- Tak? - Mruknęłam, odwracając się plecami do chłopaka i dziewczyny w basenie, w razie gdyby dzwonił ktoś, kogo nie mam ochoty słuchać.
- Lena? Gdzie jesteś? - Spytał mężczyzna po drugiej stronie i nim zorientowałam się, że to Michel, minęło dobre piętnaście sekund zupełnej ciszy. W końcu jednak z mojego gardła wyrwało się krótkie oh, świadczące o moim zdziwieniu. To była chyba jedna z ostatnich osób, którą podejrzewałabym o dzwonienie do mnie i znajomość mojego numeru, chociaż ten prawdopodobnie uzyskał od mojej siostry.
- Na basenie, coś się stało? - Zerknęłam kątem oka w stronę Aleca i Isabelle, mając coraz większą ochotę czymś rzucić w tą dziewczynę; ona naprawdę działała mi na nerwy. Szybko odwróciłam spojrzenie, błagając w duchu mężczyznę, by dał mi powód do szybkiego opuszczenia tego miejsca. I chyba podziałało.
- A możesz wyjść na chwilę przed budynek? - Uśmiechnęłam się delikatnie do siebie, mrucząc na znak zgody, po czym odwróciłam się do szatyna i dałam mu znak, że zaraz wrócę i szybkim krokiem oddaliłam się do drzwi, prowadzących bezpośrednio do holu.
  Micheletto nie kazał długo na siebie czekać, gdyż już po dwóch minutach pojawił się przed wejściem, witając mnie szerokim uśmiechem. Uważnie przyjrzałam się jego wojskowemu mundurowi, kiwając głową i ciesząc się w środku, że nie dał mi nawet chwili do włączenia myślenia, ponieważ byłam pewna, że niesforne myśli natychmiast pobiegłyby w stronę Isabelle, którą, jakby nie było, wbrew sobie zostawiłam z Aleciem.
- I jak się trzymasz? - Skrzyżował ręce na klatce, spoglądając na mnie uważnie. Ściągnęłam brwi, mrużąc lekko oczy i również przyjęłam zamkniętą postawę.
- Marika cię nasłała? - Spytałam, siląc się na przyjemny ton i w miarę szeroki uśmiech. Nie chciałam być niemiła dla mojego, domniemanego, przyszłego szwagra, mimo że złość, która wezbrała we mnie na sam widok czarnowłosej dziewczyny, wciąż kotłowała się po moim wnętrzu, pustosząc coraz większą część mojego umysłu, dlatego zmusiłam się do uśmiechu.
- Jeszcze nie - zaśmiał się, sięgając dłonią do mojej głowy i mierzwiąc mi włosy - ale pewnie za jakiś niedługi czas, jeszcze przed moim wyjazdem, będzie kazała mi do ciebie zajrzeć. - Umilkł na chwilę, przyglądając mi się uważnie. - Długo masz jeszcze zamiar ukrywać przed tym chłopakiem prawdę o ojcu?
- O co wam wszystkim chodzi? - Warknęłam, mrużąc oczy, jednak już po krótkiej chwili uspokoiłam się, kręcąc głową. - Niczego nie ukrywam przed Aleciem. A już na pewno nie prawdy o ojcu, my po prostu nie rozmawiamy na takie tematy.
- Ale gdybyś mu powiedziała o tym, to lepiej zrozumiałby twoje zachowanie. - Jego głos, mina i cała postawa ciała w jednej chwili spoważniały, dając mi do zrozumienia, że nie jest zadowolony z mojego postępowania. Sama nie byłam, biorąc pod uwagę ostatnie kłamstwa. Nie chciałam nikogo okłamywać, tym bardziej nie chciałam kłamać patrząc w niebieskie oczy. Cholernie nie chciałam okłamywać Aleca. Więc dlaczego to robiłam...?
- Moje zachowanie? - Prychnęłam po chwili ciszy.
- Pewnie się domyślasz, że tak było ze mną i z Mariką. Dopiero kiedy wytłumaczyła mi co działo się u was w domu, zrozumiałem dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej...
- Ale ja nie zachowuję się jak ona. - Rzuciłam ostro, wchodząc mundurowemu w słowo. Przez chwilę staliśmy w zupełnej ciszy, co jakiś czas mijani tylko przez pojedyncze auto. Nie lubiłam, kiedy ktoś mieszał się w moje życie i to jak postępuje, nawet jeśli ten ktoś miał rację. I nawet jeśli ja o tym wiedziałam. Czasem byłam chyba zbyt uparta, by zmieniać postępowanie, które prowadziło do złego, z czego nierzadko zdawałam sobie doskonale sprawę. Człowiek to naprawdę skomplikowane stworzenie, postępujące często wbrew racjonalnemu myśleniu i logice.
- Wiem. Ty budujesz mur uśmiechu wokół siebie, kryjąc się za nim zawsze i wszędzie. - Powiedział spokojnie. Wydałam z siebie ciche westchnięcie pomieszane z krótkim parsknięciem.
- Łatwiej być kimś pozytywnym niż zamartwiać się wszystkim dookoła. Po pewnym czasie nawet sam zaczynasz wierzyć, że jest dobrze. - Wzruszyłam tylko ramionami i popatrzyłam w stronę wejścia na basen. - Muszę już iść. - Powiedziałam i odwróciłam się na pięcie, z zamiarem szybkiego powrotu do wnętrze wielkiego budynku, jednak Micheletto miał inne plany.
- Lena. - Nim zdążyłam się zorientować co się dzieje, palce mężczyzny zacisnęły się na moim łokciu, odwracając mnie przodem do niego i przyciągając, tak że w jednej sekundzie, zostałam ściśnięta w mocny uścisku. - Nie okłamuj go. Ja zrozumiałem, dlaczego Marika to robiła, ale on nie musi być tak wyrozumiały.
  Przez cały czas, a cały ten uścisk trwał może z dwadzieścia sekund, patrzyłam szeroko otwartymi oczami wprost przed siebie, widząc jedynie rozmazany obraz, w którym nie potrafiłam rozróżnić ani jednego kształtu.
  Szłam brzegiem basenu, kierując się w stronę Aleca, który właśnie wynurzał się z chlorowanej wody. Starałam się nie myśleć zbytnio o tym, co usłyszałam od Michela, ale nie było to takie proste, gdyż wszystkie myśli, którymi próbowałam zamaskować poczucie winy, kryły się przed głośnymi krzykami sumienia. Zwolniłam kroku mijając się z czarnowłosą dziewczyną, która patrzyła na mnie swoimi niewinnymi oczkami. I wtem jakaś para dzieciaków wyrosła jak spod ziemi. Krzyczeli coś do siebie, przepychając się między mną a Isabelle.
  Obydwie zostałyśmy odepchnięte w przeciwnych kierunkach, czarnowłosa miała jednak to szczęście, że poleciała prosto na filar, ja natomiast prosto do basenu. Ostatnią rzeczą jaką zobaczyłam, była dłoń dziewczyny wyciągnięta w moją stronę, jakby chciała mnie złapać i uchronić przed wpadnięciem w chlorowaną otchłań.
  W ułamku sekundy, gdy otuliła mnie mokra ciecz, przyniosła ze sobą także wspomnienia z wakacji.
  To było chyba na Chorwacji, pod wodospadami, gdzie można było pływać. Była wyznaczona granica, odległość, na którą bezpiecznie można było się zbliżać do hektolitrów spadającej wody. Postanowiłam z siostrą podpłynąć właśnie do tej liny, wyznaczającej dozwolony basen. Dno było kamienne, więc skakałyśmy po wielkich kamieniach, cały czas utrzymując głowy nad powierzchnią, jednak z każdym następnym krokiem, poziom wody się podnosił. Ale my byłyśmy wtedy za głupie, by to spostrzec, by rozumieć zagrożenie jakie niesie ze sobą utrata dna pod stopami. Dokładnie pamiętałam ten ostatni krok, skok, ostatnią chwilę uśmiechu, który zniknął natychmiast gdy poszłam pod wodę. Z paniki złapałam wtedy siostrę za ramię i ją również wciągnęłam pod powierzchnię. To była tylko chwila, ułamek sekundy, w którym obie mogłyśmy stracić życie. A jedyną osobą, która uratowała nas wtedy, a konkretniej mówiąc Marikę, gdyż mnie jakoś udało się wydostać na płytszą wodę samej, był zupełnie obcy człowiek. I chociaż ojciec był wtedy z nami, jedyne co zrobił to opieprzył nas od góry do dołu za głupotę i dał szlaban. 
  Wspomnienia pochłonęły mnie do tego stopnia, że nawet chlor dostający się do moich otwartych oczu, zupełnie mi nie przeszkadzał. Wpatrywałam się po prostu w oddalającą się powierzchnię, pamiętając jak bardzo szarpałam się, gdy tonęłam na wakacjach. Wyciągnęłam dłoń przed siebie, mając nadzieję, że jeszcze dosięgnę powierzchni, czegoś co wyciągnie mnie z tego dna.
  Powieki ciążyły mi z każdą sekundą coraz bardziej, obraz rozmazywał się i traciłam powoli świadomość, do momentu, gdy jakiś ciemny kształt pojawił się tuż nade mną, otulił mój nadgarstek, ciągnąc mnie w górę, ku powierzchni. Alec...? 
  Gdy tylko wynurzyłam się ponad falującą powierzchnię, nabrałam powietrza do płuc tak gwałtownie, że to aż zabolało. Czy ja przez cały ten czas nie oddychałam? Oparłam policzek na ramieniu Aleca, który przytrzymywał mnie przy sobie jedną ręką, drugą natomiast sięgając w stronę brzegu. Usiadłam na brzegu z pomocą chłopaka i zaczęłam przecierać oczy, które teraz niemiłosiernie mnie piekły od tego cholernego chloru. Czułam jak dłonie Aleca zaciskając się na moich udach, posłałam więc mu tylko delikatny uśmiech, informujący, że wszystko jest w porządku.
- Nic ci się n-nie stało? - Zatroskany, dziewczęcy głos zadźwięczał tuż koło mojego ucha. Odwróciłam głowę w tamta stronę i napotkałam jasne oczy, przysłonięte nieco przez czarne pasma. Pokręciłam powoli głową, przyglądając się jej zmartwionej minie i nie wiedząc do końca, co powinnam myśleć o tym, co właśnie się stało. Teoretycznie Isabelle chciała mi pomóc, przynajmniej tak mi się wydawało, jednak... Wciąż kręciła się wokół Aleca, a to nie odpowiadało mi jeszcze bardziej. Szatyn wyszedł na brzeg, podciągając się na rękach, tuż obok mnie, jakby drabinka była zbyt daleko, by do niej podpłynąć. Przesunęłam powoli spojrzeniem po całym jego ciele, zatrzymując się na szwach na nodze, które wciąż przypominały mi o tamtej nocy. Przeszedł mnie silny dreszcz; nie byłam pewna czy z powodu zimna, czy może jednak była to zasługa wspomnień, które w jednej chwili zagarnęły mnie w swoje chłodne objęcia.
- Chodź. - Mruknął Alec, pomagając mi wstać i prowadząc w stronę męskiej szatni. Gdyby tylko moje nogi nie trzęsły się jak osika i ledwo utrzymywały mnie na normalnej wysokości, zaparłabym się piętami, by tam nie wejść, jednak w takiej sytuacji w jakiej aktualnie się znajdowałam, nie miałam większego wyjścia.
- Czemu mnie tam prowadzisz...? - Jęknęłam, kiedy dochodziliśmy do białych drzwi z napisem szatnia męska.
- Bo mam ręcznik i rzeczy na zmianę, a ty nie masz nic. - Odpowiedział, wpychając mnie za drzwi, za którymi pod prysznicami stało kilku mężczyzn. Ich zdziwione i nieco skrępowane spojrzenia wylądowały natychmiast na mnie, a ja wbiłam swoje spojrzenie w mokre kafelki i dalej dałam się prowadzić chłopakowi w stronę szafek, w których pochowane były rzeczy.
  Stałam ze spuszczoną głową, wpatrując się w swoje nagie stopy i starając się jednocześnie ignorować fakt, że jestem w męskiej szatni, gdzie w każdej chwili mogę zobaczyć to, czego bardzo nie chciałabym zobaczyć. Noga nadal trzęsły mi się i martwiłam się, czy lada moment nie wyląduję twardo za posadzce, jednak jakimś cudem udawało mi się wytrzymać w prostej postawie. Zaczęłam miętosić dolną część swojej bluzki między palcami, gdy nagle cały obraz, wszystko co widziałam zostało mi zasłonięte przez jakiś czerwony, miękki materiał. Moja głowa zaczęła bezwładnie poruszać się we wszystkie strony, kiedy Alec wycierał mi włosy swoim ręcznikiem. Byłam naprawdę ciekawa, w co takiego niebieskooki ma zamiar mnie wpakować, żeby jednocześnie ubrać też samego siebie. Po dłuższej chwili byłam względnie sucha, przynajmniej na głowie, więc szatyn popchnął mnie w kierunku przebieralni, wciskając w rękę, nieco mokry już, ręcznik.
- Ściągaj z siebie te mokre ubrania.
- A... ale wszystkie...? - Popatrzyłam na niego nieco wystraszona tym pomysłem.
- Nie, tylko połowę. No pewnie, że wszystkie. - Powiedział, po czym jakby lekko się zmieszał, uświadomiwszy sobie jakie słowa właśnie padły z jego ust. Poczułam jak policzki mi czerwienieją, więc tylko zatrzasnęłam się w kabinie i... Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, jednak po krótkiej chwili coś odblokowało się w mojej głowie i szybko zdjęłam z siebie mokre rzeczy, przez które było mi okropnie zimno. Otuliłam się ręcznikiem i uchyliłam lekko drzwi, wypatrując Aleca, jednak jedyna osoba jaką zauważyłam to jakiś starszy pan, bardzo zdziwiony moim widokiem. Poczerwieniałam na twarzy w ułamku sekundy i zatrzasnęłam drzwi, starając się wymyślić jakiś lepszy sposób, by zawołać niebieskookiego i jednocześnie nie zwrócić na siebie uwagi całej szatni, ale to chyba było niewykonalne.
  Podskoczyłam, kiedy ktoś zapukał delikatnie w drzwi, jednak od razu uspokoiłam się i wyjrzałam na zewnątrz, słysząc znajomy głos. Zdziwiona popatrzyłam na ubrania, które chłopak dosłownie wepchnął mi w ręce. Szara bluza i... Spodenki? Naprawdę...? 
- No, a co z tobą...? - Szepnęłam, przyglądając się jego ubraniom w moich dłoniach.
- Mam zapasowe. - Posłał mi jeden z tych swoich uśmieszków, od których nogi mi się uginały. Chociaż teraz i bez tego ledwo stałam na nogach.
  Kilkanaście minut później siedziałam na drewnianej ławeczce przy szafkach i otulona bluzą Aleca, czekałam aż chłopak się przebierze i będziemy mogli wrócić do akademii. Przyglądałam się swoim dłoniom, których tylko palce wystawały poza rękaw szarego materiału i błądziłam myślami miedzy różnymi wydarzeniami z poprzednich dni, wyłapując różne szczegóły, które początkowo umknęły mojej uwadze, a których teraz nijak nie potrafiłam powiązać z czymkolwiek. Luźne szczegóły, które nie wnosiły zupełnie nic, a jednak sprawiały, że czułam się nieco lepiej i moje ciało nie trzęsło się aż tak. Ale jednocześnie gdyby ktoś pytał, nie byłabym w stanie wskazać co to za szczegóły i którego wydarzenia lub wydarzeń się one tyczą.
- To co? Idziemy? - Zapytał, stając przede mną w spodenkach do kolan i bluzce bez rękawów. Poczułam jak ogarnia mnie poczucie winy.
- Ale będzie ci zimno... - Mruknęłam, próbując wstać, jednak już po chwili znowu siedziałam na ławce, nie wiedząc co właśnie się stało.
- Nie możesz iść? - Zapytał, a ja tylko pokręciłam głową, spoglądając ponownie na szwy na jego nodze. Dlaczego to musiało się wtedy stać? Gdybyś nie poszła za nim to by się nie stało, dlaczego jesteś taka głupia? A jeśli wtedy byś za nim nie poszła i stało się coś o wiele gorszego...?
  Z krótkiego rozmyślania wyrwał mnie widok pleców Aleca. Tak, jego plecy. Stał, a raczej kucał odwrócony do mnie plecami i mówił coś, czego zupełnie nie potrafiłam zrozumieć. Rany, co się ze mną działo?
- No chodź. - Powtórzył po raz kolejny, zerkając na mnie. Po krótkiej chwili, w której nie ruszyłam się nawet na milimetr, chłopak złapał mnie za dłonie i pociągnął do siebie, zaplatając je sobie na szyi. Potem chwycił mnie za uda i wstał, unosząc mnie ponad ziemię. Otuliłam go mocniej i rękami i nogami, bojąc się, że się ześlizgnę i zrobię mu większą krzywdę niż do tej pory. Jako że basen nie był jakoś bardzo daleko od budynku akademii, Alec uparł się, że wrócimy na piechotę, nawet jeśli ma mnie nieść przez całą drogę, a ja nie mam nic do gadania.

~~~~~~~~~~~~~~~~~

  Niecałą godzinę później leżałam na łóżku w pokoju chłopaka, przytulona do jego boku i próbowałam się wewnętrznie zmusić do wstania i wzięcia się za zdjęcia, których w dalszym ciągu nie zrobiłam. Ale byłam zbyt zmęczona, by ruszyć chociażby palcem. Zresztą obecność Aleca tuż obok była mi bardzo na rękę, w dodatku wciąż byłam w jego bluzie, co potęgowało to dziwne uczucie szczęścia i jeszcze czegoś innego. Poprawiłam poduszkę pod głową, wtulając się bardziej w bok szatyna.
- Muszę iść zrobić te zdjęcia, bo dyrektor mnie zabije... - Mruczałam do siebie, coraz mniej zrozumiałym głosem. - Przynajmniej zrobiłam te potrawy, ale w sumie to one tam zostały i lamy je zjedzą i w ogóle tragizm, nie?
  Alec zaśmiał się cicho, pochylając się nad moją twarzą. Czułam jego ciepły oddech na policzku, od którego po całym moim ciele rozchodziły się przyjemne, delikatne dreszcze.
- Śpij, jesteś zmęczona. - Powiedział cicho, całując mnie w ucho, na co tylko się zaśmiałam i po chwili zupełnie straciłam poczucie czasu, zasypiając wtulona w jego bok, jego bluzę i poduszkę. Wszystko tak cudownie nim pachniało.

~~~~~~~~~~~~~~~~~

  Przesunęłam dłonią po twarzy, zsuwając z policzków, łaskoczące mnie kosmyki włosów. Wzięłam głębszy wdech, wsłuchując się w dość  głośne śpiewy ptaków za oknem. Naprawdę miło było leżeć w pokoju Aleca i jeszcze mając go tuż obok, jednak musiałam w końcu się podnieść i zająć tymi zdjęciami, które miałam dostarczyć następnego dnia. Przy akompaniamencie śpiewających za oknem ptaków, podniosłam się powoli do siadu i rozejrzałam po pustym pokoju. Ciekawe, gdzie poszedł Alec... Leniwie przesunęłam spojrzenie na zegar, wiszący na ścianie i zastygłam na dobre pół minuty.
  Ale... Jak to już dziewiętnasta?! Zamrugałam kilka razy z nadzieją, że jednak coś mi się przewidziało, ale nie. To był suchy fakt, dochodziła siódma po południu, a ja nadal miałam do zrobienia mnóstwo zdjęć. Zerwałam się nagle, chcąc jak najszybciej odnaleźć aparat i zrobić zdjęcia, póki mam do dyspozycji jeszcze ostatnie promienie słoneczne, jednak nie zwróciłam uwagi, że niebieskooki przykrył mnie kocem, w który od razu się zaplątałam i runęłam na podłogę, nakrywając się wszystkim co było na łóżku. Po chwili rozległy się kroki, otworzenie drzwi i ponownie kroki, jednak tym razem bliżej mnie. Ciekawe jak to wytłumaczę, jeśli okaże sie, ze to nauczyciel...
  Czyjaś ręką ściągnęła koc z mojej głowy, elektryzując mi przy okazji włosy. Uśmiechnęłam się lekko, czując ulgę i jednocześnie jakieś zawstydzenie, tym co się przed chwilą stało. Ale chłopakowi to chyba nie przeszkadzało, gdyż uśmiechał się szeroko, kucając tuż przede mną.
- Może nie robię tak dobrych zdjęć jak ty, ale... - Wystarczyły mi pierwsze słowa, by zrozumieć o czym mówi i ułamek sekundy, by wyplątać się z nakryć i dosłownie skoczyć na Aleca, oplatając go rękami wokół szyi. Przechyliłam naszą dwójkę w tył, sprawiając, że właściciel pokoju wylądował na plecach, a ja na nim, wciąż przytulając go mocno.
- Jak ja ma ci dziękować, Alec...? - Spytałam cicho, całując go kilkukrotnie w policzek.

Alec?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz