Pierwsza lekcja... ale nie moja. Jako że pracownia pisarska była po części biblioteką, w czasie, kiedy oni mieli lekcję, ja schowałam się w kącie z książką i udawałam, że czytam. Prawda jest taka, że chciałam jak najwięcej zapamiętać.
Łatwiej byłoby po prostu zapisać się na pisarstwo, prawda? No cóż... Nie zawsze można mieć to, co się chce. Tak mawia moja matka. Szkoda, że jej samej to nie dotyczy.
Spojrzałam na zegarek - minuta do końca lekcji. Wejście tutaj było łatwe. Po prostu zjawiłam się jakieś dwadzieścia minut przed lekcją. Ale wyjście będzie trudniejsze. Nie lubię się spóźniać, ale historia chyba będzie musiała poczekać.
Dzwonek zadzwonił. Sala opustoszała prawie do końca, ale został jeden chłopak. Chwila... Czy on naprawdę poprawia sobie włosy? Nawet ja tak o to nie dbam. Może powinnam?
Uznałam, że jest niegroźny i przeszłam przez środek sali "przypadkiem" zahaczając o jego gładzącą włosy rękę.
- Ej! - krzyknął w moją stronę.
Powoli obróciłam się wokół własnej osi.
- Tak? - zapytałam słodkim jak miód głosem.
- Wiesz, istnieje takie słowo jak "przepraszam". - Wyraźnie próbował nie wyprowadzić się z równowagi. Widać było, że często to robi, ale... chyba nie w takich sytuacjach.
- Rzeczywiście, a o co chodzi? - zapytałam.
Tylko czekałam, aż pęknie. Ech... Tak już ze mną jest.
Maddox?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz