3.22.2017

Od Charlotty CD Spencera

  Ściągnęłam brwi, opuszczając spojrzenie ponownie na połyskujący blat stolika. Nie wiedziałam czy jestem bardziej na niego wściekła, że w ogóle się w to mieszał; wściekła, że zrobił coś za moimi plecami, czy może raczej wdzięczna, że dzięki niemu nie musiałam żyć z minimalną oceną. Z jednej strony naprawdę powinnam mu podziękować za to co zrobił. Jednak z drugiej mogłam sama to załatwić, zresztą miałam okropny uraz to robienia czegoś za moimi plecami. Kiedy ostatnio ktoś odstawił taki cyrk, skończyło się... Nie za zabawnie.
  Przyłożyłam stopę do krawędzi krzesła, na którym siedział Azjata i popchnęłam je najdalej jak umiałam, odsuwając go od stolika, przy okazji robiąc naburmuszoną minę.
- Nigdy więcej tak nie rób. - Warknęłam do niego, odsuwając od siebie talerzyk z ciastem i zakładając ręce na piersi.
- Czyli nie będziesz tego jadła? - Spytał z uśmiechem, z powrotem podsuwając się do stolika i wyciągając rękę w stronę talerzyka. Pisnęłam cicho i uderzyłam do w dłoń, przysuwając ciasto najbliżej siebie jak tylko się dało. Chwyciłam widelczyk i już miałam wbić go w ciasto, kiedy coś sobie uświadomiłam. Patrzył na mój taniec. Czując jak na moje policzki wpływają gorące rumieńce, natychmiast opuściłam głowę, zakrywając twarz kosmykami włosów. Niby wiedziałam, że kiedy tańczę to ludzie na mnie patrzą, jednak powiedzenie tego tak prosto z mostu, ze swobodą z jaką Hyuk to zrobił, zwyczajnie mnie speszyło.
  Po niecałej godzinie, którą spędziliśmy w cukierni, w czasie której starałam się unikać spojrzenia Spencera i skupić na czymś zupełnie innym. I może by mi się to udało, gdyby blondyn cały czas mi tego nie utrudniał, w końcu udało mi się zepchnąć myśli na inny tor. Który jednak nie okazał się zbyt przyjemny, więc wróciłam wydarzeń z rana i obmyślania jakiegoś układu; bez większego skutku.
  No więc po tej godzinie udręki, którą było uciekanie spojrzeniem od postaci chłopaka, znowu siedzieliśmy w jego samochodzie, jadąc w stronę akademii. Oparłam rękę o okno i spoglądałam znudzonym wzrokiem na przesuwające się w oddali budynki i drzewa. Na zewnątrz pociemniało odkąd weszliśmy do cukierni i to bynajmniej nie dlatego, że zbliżał się wieczór. Znaczy to też, ale główną przyczyną nagłego pociemnienia były szare chmury, zwiastujące deszcz. Nie pomyliłam się, po kilku minutach duże krople deszczu zaczęły uderzać w przednią szybę samochodu. Odchyliłam głowę w tył, wsłuchując się w rytmiczne uderzenia, po chwili dodając do tego postukiwanie palcami oraz pomrukiwanie, w które starałam wpleść się jakieś słowa, chociaż ciężko mi to wychodziło. I mniej więcej na tym upłynęła nam podróż, na moim mruczeniu, słowach wyrwanych z kontekstu i jękach żałości, kiedy coś nie chciało mi wyjść.
  Kiedy tylko dojechaliśmy wyskoczyłam prawie natychmiast z samochodu i uciekłam do akademii, dziękując chłopakowi już w biegu. Nie przejmując się mokrymi ciuchami na sobie, zwróciłam swoje kroki prosto w stronę pracowni muzycznej, gdzie pośród instrumentów schowana była moja ulubiona gitara, a przy niej jak zawsze znajdował się zapełniony urywkami tekstów szkicownik. Zdjęłam z siebie wierzchnią warstwę ubrań, która była zupełnie przemoczona i zostając w tych bardziej suchych, usiadłam na podłodze. Przez następne trzy godziny starałam się odegrać na strunach melodię, która wpadła mi do głowy w czasie jazdy.

~~~~~~~~~~~~~~

  Następnego dnia rano, już po joggingu, który opuściłam poprzedniego dnia i wizycie na stołówce, z której ukradłam sok ze świeżych owoców, udałam się do swojego pokoju. Gdy już miałam otworzyć drzwi do swojego małego królestwa, zerknęłam w stronę tych z numerem trzydzieści cztery. W sumie co mam do stracenia? Pokręciłam głową i podeszłam do nich, wahając się do momentu zastukania w drewno. Przez następne dwie minuty stałam pod tymi drzwiami i stukałam w nie rytmicznie knykciami, aż zaczęły mnie boleć. Pewnie uznałabym, że Lee jest poza pokojem, gdybym nie słyszała jakichś bliżej nieokreślonych dźwięków z wnętrza pomieszczenia.
- Chwila. - Stłumiony przez drewno głos dotarł do moich uszu. Przewróciłam tylko oczami, czekając aż właściciel numeru trzydzieści cztery łaskawie otworzy mi drzwi. Gdy w końcu się to stało zmierzyłam Koreańczyka surowym spojrzeniem od stóp do głowy, po czym zmrużyłam lekko oczy.
- Mogłeś się przynajmniej ubrać, a nie otwierasz mi w bokserkach. - Mruknęłam ponuro, przykładając jedną rękę do ciała i obierając na niej drugą, w której trzymałam kubek, jeszcze do połowy wypełniony świeżym sokiem.
- Wydarłaś mnie z łóżka. Stało się coś? - Skinął w stronę łóżka i przetarł twarz dłonią, jakby ten gest miał wyswobodzić go z resztek snu. Uśmiechnęłam się złośliwie do chłopaka, unosząc podbródek wysoko.
- Za godzinę pod moimi drzwiami. Jedziemy na basen. - Odwróciłam się, końcówkami włosów łaskocząc chłopaka po klatce piersiowej. Zerknęłam na niego jeszcze kątem oka, usatysfakcjonowana z jego zdziwionej miny. - Oszukiwałam wczoraj, jestem ci winna cały dzisiejszy dzień.
  Wytłumaczyłam krótko po czym ruszyłam do swojego pokoju. Wolałam udawać oszustwo, którego nie było niż przyznać się przed samą sobą i chłopakiem, że wolę spędzać niedzielę z nim niż samotnie. Wróciłam do pokoju, by wziąć szybki prysznic i w miarę możliwości przygotować się na dzisiejszy dzień.

~~~~~~~~~~~~~~

  Niecałe trzy godziny później wychodziłam już z damskiej przebieralni, ubrana w dwuczęściowy, czarny strój kąpielowy, kończąc jeszcze wiązanie włosów w koka. Spencer czekał już na mnie, oparty plecami o jeden z filarów podtrzymujących dach nad tym wielkim obiektem, którym był aqua park. Dokładnie widziałam jak dziewczyny w różnym wieku, siedzące na skraju basenu, wpatrują się w niego, oczarowane umięśnionym ciałem Hyuka. Uśmiechnęłam się lekko, unosząc jeden kącik ust i przeszłam obok znajomego, kierując się w stronę jednego z większych basenów. Czułam na sobie ciekawskie spojrzenia męskiej części, jak również i te zazdrosne ze strony dziewczyn.
  Woda w basenie była przyjemna, chociaż strasznie czuć było od niej chlor, ale cóż poradzić, takie uroki basenów. Mimo że była niedziela to aquapark nie był specjalnie zaludniony, ale może była to zasługa w miarę wczesnej godziny. Jednak nawet w tym niewielkim tłumie, którego nawet nie można było tak nazwać znalazła się grupka młokosów, mających może po czternaście lat, która uczepiła się naszej dwójki jak rzep psiego ogona. Szczególnie na dzikiej rzece, która od zawsze była moim ulubionym elementem aquaparków.
  Ułożyłam się na plecach tak, by mieć na oku blondyna i kiedy już miałam coś do niego powiedzieć, jeden z tych gnojków przepłynął obok chlapiąc mi wodą prosto w oczy. Warknęłam, odwracając się na brzuch, co dało okazję niewyżytym młodym do popisania się. Jeden z nich chwycił za sznureczki stroju, rozwiązując mi dolną część stanika, a kiedy wyprostowałam się zdziwiona, kolejny złapał za ramiączka, związane na szyi i pociągnął za sobą, dosłownie zrywając górną część stroju ze mnie. Natychmiast zakryłam się ręką, odchylając w tył i wymierzając złodziejowi kopniaka w twarz. Mimo dużego oporu wody, udało mi się tak wyprowadzić kopnięcie, by posłało młodego pod wodę. Skoczyłam w przód, cały czas przytrzymując jedną rękę przy swoim ciele i spróbowałam złapać czarny materiał, jednak bezskutecznie, gdyż kolejny z młokosów go pochwycił i podał przyjacielowi. Mój stanik wędrował przed siebie tak szybko, że nie miałam szans go złapać, zwłaszcza z jedną unieruchomioną ręką. Z ponurym mruczeniem, otuliłam się obiema rękami i zanurzyłam tak, by poziom wody falował mi tuż pod oczyma. Zajebisty pomysł miałaś, naprawdę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz