3.19.2017

Od Briana CD Haydena

Nie radził sobie. To było bardziej, niż pewne. Nie wziął go na wychowanka tylko po to, aby mu pomóc. Po prostu mu się spodobał, a teraz nienawidził siebie za to. Przez tę pochopną decyzję musiał wziąć na siebie odpowiedzialność, która okazała się ponad siły Briana. Zabawne. To nie życie mu wszystko utrudniało, lecz on sam. Lepiej późno niż wcale. Musiał to naprawić. Uczuciami, bądź bez nich. Musiał się także dowiedzieć, dlaczego „inny” Hayden tak bardzo go nienawidził. Wszystkie odpowiedzi kryły się w przeszłości Lavella. By to zrozumieć, zmusi dzieciaka, żeby mu wszystko wyznał. Nieważne, co zrobił. Nie skarci, nie nakrzyczy. Spróbuje pomóc, bo chce. Inną opcją było też porzucenie jakichkolwiek działań, poddanie się, upicie do nieprzytomności i błądzenie po ciemnych ulicach miasta, póki nie zostanie się potrąconym, okradzionym, bądź pobitym. Ostry dyżur też był wyjściem.
Podniósł się pomimo zawrotów głowy, nie mając nawet siły krzyknąć za uciekającym Haydenem. Wróć. To nie był on. Obadał dłonią wszystkie bolące miejsca, za późno odkrywając rozcięcie na czole, z którego krew poczęła spływać po nosie oraz policzkach. Zaklął pod nosem i ruszył w drogę powrotną do akademii. Zacinający deszcz wcale tego nie ułatwiał.
Westchnął ciężko, widząc zamglone światła szkoły. Po raz kolejny oberwał, znowu w głowę. Parsknął histerycznym śmiechem. To wszystko przez to, że nie chciał Haydenowi pokazywać strachu podczas przebywania z nim sam na sam. Nawet jeśli owa osoba była skora go zabić.
Mijał uczniów z pochyloną głową, dzięki czemu mokra grzywka zakryła ranę. W swojej łazience, przed lustrem, przypomniał sobie o narzędziu zbrodni. Mógł je przecież wziąć i przypieprzyć mu dwa razy mocniej. Z drugiej strony nic by to nie dało. Ściągnął z siebie mokrą bluzę, następnie rzucił ją w kąt, ponownie opierając się o umywalkę. Grzywka zabarwiła się na bordowo.
Burza za oknem była niczym w porównaniu z emocjami, które kłębiły się w mężczyźnie. Złość, nienawiść, zadurzenie, bezsilność, chęć mordu, pragnienie niesienia pomocy. Wszystko się wykluczało. By się rozładować, zaczął kląć i krzyczeć, lecz wcale mu to nie pomogło. Spojrzał na swoje marne odbicie w lustrze. Miał ochotę zapytać się go, co powinien teraz zrobić, aczkolwiek tylko on o sobie decydował. Postanowił zrobić coś, co miał uczynić dopiero w dalekiej przyszłości. Musiał skonfrontować się z drugą osobowością Haydena.
Opuścił swój pokój z takim impetem, że drzwi same się za nim zamknęły. Szybkim i wkurwionym krokiem zaczął pokonywać korytarz. Uczniowie schodzili mu z drogi, niemalże stapiając się ze ścianami. Bez zatrzymania wparował do pokoju Lavella. Jakie wielkie szczęście nastąpiło, gdyż zastał go tuż przed samymi drzwiami. Złapał go za połacie bluzy i odepchnął od siebie wystarczająco mocno, aby ten zachwiał się, jednak uratowała go kanapa.
- Wybierasz się gdzieś? – Zapytał z lekkim uśmiechem, zamykając za sobą drzwi.
- Brian… Proszę cię, wyjdź. – Chłopak podniósł się, zaś starszy nie wytrzymał.
Podszedł doń i, bez wymierzania, podarował mu pięść na nos. Hayden opadł z powrotem na sofę, łapiąc się za uderzone miejsce, lecz Brian jeszcze nie skończył. Pomógł mu wstać na nogi, zabrał jego dłoń z okolic krwawiącego nosa, następnie prawym sierpowym przerzucił go na okoliczną komodę, z której to zrzucił perfekcyjnie ustawione rzeczy.
- Pokaż mi swoją drugą twarz. – Warknął, łapiąc go za bluzę i przerzucając na drugą stronę, tym razem na ramę piętrowego łóżka.
Lavell opadł na kolana, po czym spojrzał na starszego, gdy ten niespodziewanie go przytulił. Objął tak mocno, że ledwo mógł złapać oddech.
- Czy to uczucie cię budzi? – Szepnął do ucha młodszego, zaś ten zadrżał. – Pokochałem cię, Hayden. Dlatego też nie odejdę. Nie zostawię cię.
Zgadł. To uczucia przyjaźni, opiekuńczości oraz miłości doprowadzały tego drugiego do szału. Lavell musiał stracić kogoś nadzwyczaj dla siebie ważnego, co skutkowało DID. Został odepchnięty z ogromną nienawiścią. Udało mu się doprowadzić do planowanego spotkania z „drugim” Haydenem. Chłopak rzucił się na Briana, dłonie zaciskając na jego krtani. Kang nienawidził walczyć na podłodze, bo czuł się wtedy ograniczony. Z trudem udało mu się wydostać z śmiertelnego uścisku. Nogami odepchnął chłopaka od siebie, czym prędzej wstając. Korzystając z zajętych pozycji, kolanem uderzył w jego pierś, wystarczająco mocno, aby nie pozwolić mu za szybko stanąć na nogi.
- Wynoś się! Nie jesteś mi do niczego potrzebny! – Wrzasnął, kiedy w końcu udało mu się wstać.
Niczym byk rzucił się na Kanga, łapiąc go w pasie. Siłą rozpędu docisnął go do przeciwległej ściany. Brian wydał z siebie głuche stęknięcie. Mimo bólu objął chłopaka ramionami.
- Hayden, obudź się. – Poprosił głośno, mocniej zaciskając uścisk.
Nieznajomy dla Briana zaczął pięścią uderzać go pod lewe żebra. Niczym zaprogramowany robot powtarzał każde uderzenie, które były przyjmowane bez żadnej obrony.
- Hayden, proszę. Wiem, że mnie słyszysz. – Przytulił głowę młodszego do swej piersi, powoli osuwając się po ścianie. Nastolatek zaczął się uspokajać, zaś uderzenia nie były już tak odczuwalne.
Chłopak odsunął się nieco. Uniósł wzrok na twarz Briana, by po chwili pozwolić łzom z nich wypływać. Cichy płacz zamienił się w szloch. Hayden padł na pierś starszego, łkając.
- Jest dobrze. Płacz, ile chcesz. – Objął go jednym ramieniem, zaś wolną dłonią zaczął przeczesywać włosy wychowanka. – Nic złego się nie dzieje, bo jestem przy tobie, Hayden. Już zawsze będę.
Nie wiedział, ile czasu siedzieli w całym tym bałaganie. Płacz trwał tak długo, że Lavell zaczął się zanosić, przez co nie mógł wykrztusić nawet słowa. Brian ocierał każdą łzę, która raczyła pojawić się pod oczami. Kiedy wydawało się, iż już mu przechodzi, płacz ponownie przybierał na sile, zaś dłonie młodszego zaciskały się na kolanach Kanga, który czekał, będąc jeszcze w lekkim szoku. Zdał sobie sprawę, jak prędko zmienia się osobowość. Patrzył na siniejącą od uderzeń twarz nastolatka, co jakiś czas przesuwając po niej palcami. Odnosił wrażenie, jakoby chłopak pozwalając sobie teraz na płacz, wypluwał przezeń emocje trzymane w sercu przez te wszystkie lata swojego życia.
Wrócił do rzeczywistości, kiedy Hayden starał się wymówić chociażby imię starszego, ale bezdech skutecznie mu to uniemożliwiał. Brian ujął jego twarz w dłonie i bez pytania połączył ich usta. Szok, jaki wywołał ten gest, sprawił, że łzy przestały płynąć, oddech się unormował, a stres całkowicie zniknął. Kang po paru sekundach odsunął się nieco, patrząc z uczuciem w oczy młodszego.

- Nieważne, jak bardzo głośno będziesz mnie wyganiał, ja nie odejdę. – Pokręcił lekko głową, po czym go do siebie przytulił.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz