3.17.2017

Od Aleca C.D Leny

   Na tle mojej bezczynności upływały minuty, godziny. Godziny, które przeradzały się w bezlitosne dni, naznaczone dziwną, wyniszczającą mnie pustką. Nie odzywałem się do nikogo, nie będąc proszonym; robiłem notatki jak grzeczny chłopak, którego najlepszy przyjaciel nie dotarł na zajęcia. I to ciągnęło się dla mnie bez końca. Brakowało mi Jej uśmiechu, Jej słów, widziałem, jak ciągle przed moimi oczami rozpościerała się ta sama uśpiona twarz, która wydawała się nigdy nie powrócić do swego dawnego wyrazu. Cały tydzień zmuszał mnie do przemyśleń, i wówczas próbowałem sobie uświadomić ważną rzecz: kim jest dla mnie Lena? PrzyjaciółkąDobrą przyjaciółką, mimo że nasza znajomość nie trwa zbyt długo. Czas to tylko liczby. Ta tęsknota czyniła mnie słabym. Do pustki nie sposób się przyzwyczaić; nawet, gdy skryjesz ją na dnie umysłu, ona zawsze wraca z podwojoną siłą, jakby chciała cię ukarać za to, że próbowałeś o niej zapomnieć.
   Cholernie długi, przeciągający się tydzień. Tydzień najróżniejszych, szarpiących się ze sobą uczuć. I to stawało się dla mnie nie do zniesienia, ale nie w takim stopniu, że chciałem się tego jak najszybciej pozbyć. Coś w mojej głowie podpowiadało mi cichym, nie głośniejszym od oddechu głosem, że wszystko się zmieni. A ja uczyłem się, żeby ufać temu, co słyszę wewnątrz siebie.
   – Talbot? Wszystko gra? – Do rzeczywistości przywrócił mnie Nat Craver, który potrząsnął moim ramieniem. Uświadomiłem sobie, że jestem sam w klasie, reszta już dawno poszła, a ja utkwiłem myślami właśnie w tym momencie. Nauczyciel stał w drzwiach, patrząc się na mnie z niepokojem. Szlag, dlaczego zwracam na siebie uwagę...  
   – Tak, wszystko gra. Zamyśliłem się – wyznałem bez najmniejszego śladu przejęcia w głosie, by tylko móc bez uzasadnienia opuścić tę salę i uciec z zasięgu jego spojrzenia. I myślałem, że brak kontaktu wzrokowego to wszystko załatwi, ale jak bardzo się pomyliłem, kiedy Craver ręką zagrodził mi drogę. Jego wzrok wyrażał wiem, o co chodzi i wiem, że nie jest okej. Ręką wskazał na ławkę, a sam powędrował wgłąb sali i stanął na tle bladej, zielonej tablicy.
   – Naprawdę muszę iść... – Westchnąłem, nie odnajdując sobie żadnej namiastki siły, by dalej prowadzić tą rozmowę. Ale przyłapałem się na myśli, że być może gdy wszystko powiem, poczuję się lepiej. Kamienie, które obciążają moje ramiona w końcu pękną i rozpadną się w garść pyłu.
   Nie, Alec. Nie możesz. 
   – Nie, synu, zostajesz. – Głos miał przejęty, nawet bardzo. Marszczył brwi, a ja za każdym razem, gdy patrzyłem na niego, dostrzegałem większe zastanowienie i skupienie w tych brązowych oczach. Szarpałem się między myślami czy zostać, czy po prostu powiedzieć jakąś tandetną wymówkę i wyjść.
   – O co panu chodzi? – Podniosłem wzrok, w którym zawarłem to, co teraz czuję. Cała frustracja, cały smutek i tęsknota, ukrywająca się w ciemniejszych odcieniach niebieskich oczu. Tego nie sposób ukrywać. Nie, gdy jest tego zbyt dużo.
   – Myślę, że chodzi o Lenę. Wiem, co jej się przydarzyło. Ale wiem też, że ją tam zaniosłeś, i to musiało być naprawdę trudne przeżycie. – Usiadł na skraju biurka, nakładając dłoń na nadgarstek lewej ręki.
   W oka mgnieniu poczułem taki ból, jakby cały smutek i żal najbardziej skrywany w czeluściach umysłu, właśnie zebrał się w jedno i uderzył w mój centralny punkt. Słyszałem mocne bicie mojego serca w swojej głowie, gdzie wciąż trwało echo wydarzeń, o których wspomniał nauczyciel. To wszystko teraz powróciło. I tym razem nie dałem rady tego ukryć; spuściłem nisko głowę, przymknąłem oczy i westchnąłem po cichu. Ogarnął mnie głuchy żal.
   – Mówi pan, jakby Lena nie żyła. Proszę, dam sobie radę. – Traciłem ochotę na rozmowę, ale niespodziewanie czułem cholernie wielką potrzebę, żeby wyrzucić z siebie wszystko. Nikt nie jest zdolny, żeby wszystko dusić. – Panie Carver?
   Podniósł wzrok, jakby zaskoczony tym, że właśnie przemówiłem.
   – Dlaczego to tak boli? – Nie wiedziałem, jak ubrać ubrać w słowa to, co naprawdę próbuję przekazać. Gdy zadałem pytanie, słyszałem jak pustka żyjąca wewnątrz mnie nasila się. Nie troszczyłem się nawet o głos, który załamywał się z każdą sekundą. Nie rozumiałem tego, co teraz czuję.
   Ale Craver uśmiechnął się, i miałem wrażenie, że to najżyczliwszy uśmiech spośród wszystkich nauczycieli. Widziałem w nim, że zna odpowiedź; banalnie prostą i oczywistą, ale widocznie nie dla mnie.
   – Bo jest dla ciebie ważna, a ty czujesz, jakbyś ją tracił. I to ci nie pasuje. Ot cała filozofia – ciągnął – istnieje też uczucie, które nie każdy potrafi zrozumieć i poszanować. Ty jeszcze go nie odnalazłeś, ale rozwija się w tobie. Czuję to.
   W odpowiedzi uśmiechnąłem się, ale to był uśmiech pełen żalu i rozpaczy. Nie było tam żadnego szczęścia, ono dawno zniknęło. Wyglądałem, jakbym przyznawał rację Craver'owi i nie próbował się w żaden sposób spierać, a naprawdę po prostu nie potrafiłem tego skomentować. Wszystkie moje uczucia to był w tej chwili jak jeden, pulsujący z bólu kłębek.
   – Ranię ją, nic nie robiąc. – Odwróciłem wzrok. – Gdy była odurzona, spytała się, dlaczego znowu ją odrzucam. Wcale nie chcę jej odrzucać, taki po prostu jestem. Nie potrafię tego zmienić.
   – Nie zmieniaj się – wytłumaczył. – Obserwuję ją, i jako nauczyciel wiem, że Lena jest wyjątkowa. Pokazuje się jako uśmiechnięta, wiecznie pozytywna osoba, która przede wszystkim potrafi dostrzec coś więcej, niż ktoś, kto mija cię na korytarzu. Ale wewnątrz to smutna i wrażliwa dziewczyna, która szuka prawdziwego przyjaciela. Przeżyła dużo i to, co piszę na lekcjach w postaci wypracowań, rozważań, to jej własne uczucia. Ktoś taki jak ona nie potrafiłby cię szybko przekreślić. – Na tym słowie przerwał, patrząc, jak na mojej twarzy odmalowuje się smutek.
   To, co powiedział Craver nie pomogło mi uporać się z dylematami, a stworzyło ich tonę więcej. Poczułem tylko jeszcze większy żal i rozpacz, bo domyślałem się po spędzonych z Leną momentach, że osoba szczęśliwa jest szczęśliwa tylko pozornie. Zawsze skrywa coś za tym swoim perlistym uśmiechem, gotowym na poznawanie wszystkich dookoła. I resztki mojej pozostałej radości rozpłynęły się pośród poczucia winy, gdy uświadomiłem sobie, że nie zrobiłem nic, by okazać Lenie choć trochę wsparcia. Żeby dodać jej myśli, że ma mnie. Zawiodłem, i bez względu na to, jak długo próbowałem przywołać wspomnienia, które by mi zaprzeczyły, czułem jak obezwładnia mnie głębokie przygnębienie. Całe moje wnętrze to był kąsający niczym jad ból. I musiał mnie uświadomić Craver, bo sam nie dawałem sobie rady. Jestem takim idiotą.
   – Przemyśl wszystko, Alec. – Łagodny głos nauczyciela wyrwał mnie z odległego świata uczuć. Nadal nie wiedziałem, co począć, ale doszła do mnie sugestia, że powinienem więcej robić, niż myśleć. I to był więcej niż trafny wniosek. Tęsknota uświadomiła mi, jak bardzo mi kogoś brakuje. I jak bardzo powinienem doceniać to, że jest ze mną. Koniec myślenia na dzisiaj, Alec. A pomimo tej próby przekabacenia własnego mnie na inną stronę, wciąż wiedziałem, że noc to będzie pora, kiedy wszystkie moje myśli z powrotem zapragną o sobie usłyszeć.
   – A ja wiem, że tajemnica i chłód, którą próbujesz ludziom przekazać w swojej postawie, mimice, jest tylko przykrywką. Cwaną przykrywką. Ale pewnego razu zdejmiesz ją przed kimś, kto na to zasługuję. – Z tym słowem uśmiechnął się, opuszczając salę.

***

   Po okołu pięciu minutach sam zdecydowałem się wyjść z pomieszczenia, by w nim nie nocować. Korytarz był już kompletnie pusty, jak zawsze, kiedy kończyłem zajęcia tak późno. Jedyne co dochodziło do moich uszu to echo własnych butów. I te niczym niezmącone milczenie nie zwiastowało żadnej zmiany. Miałem zamiar zrobić notatki, gdyby Lena się obudziła. Przesiadywałem w pokoju większość swojego wolnego czasu, nie jedząc, nie rejestrując żadnego pozytywnego uczucia sprzed tych feralnych wydarzeń. I zrozumiałem, że chcę, by powróciły natychmiast
   Dotknąłem klamki, gdy usłyszałem dźwięk. Spojrzałem w tamtym kierunku, czując, jak moje tętno diametralnie zwalnia, a czas wokoło przestaje posuwać się naprzód. Zza rogu wyłaniała się postać; była słaba i wymęczona, jej ręka ciągle podpierała się ściany, jakby w oka mgnieniu miała stracić ostatnie, podtrzymujące ją siły. Widziałem blond włosy, które pamiętałem jak żadne inne; miłą twarz, w tej chwili wymagającą pocieszenia i energii. Poczułem, jak ogarnia mnie wszechobecne szczęście przeplatane z ogromną ulgą. Lecz oba te uczucia skalało ciężkie poczucie winy, jakim siebie darowałem. Coś wewnątrz mnie zwyczajnie zapłonęło i sprawiło, że moje nogi same ruszyły naprzód, z każdą chwilą niecierpliwiąc się jeszcze bardziej na kontakt z przyjaciółką. Objąłem ją tak mocno, jakbym nie widział jej więcej niż tydzień; pragnąłem od raz usłyszeć jej głos, zobaczyć uśmiech. Tego brakowało mi najbardziej na świecie. Bezustannie przytulałem ją bliżej siebie, czując, jak cały żal wypływa ze mnie... w postaci jednej, wymykającej się z mojego oka słonej łzy. Zacisnąłem powieki, chcąc za wszelką cenę utrzymać emocje na wodzy, ale brakowało mi Leny jak cholera. Dopiero widząc ją w takim stanie uświadomiłem sobie wszystko to, co powinienem od początku robić, i nie chodzi tu o zmianę. Chodzi to o zwyczajne docenianie tego, że Lena jest przy mnie. I choć wcześniej nie potrafiłem tego wyrażać, teraz dokładałem wszelkich starań, by poczuła wsparcie. Ten jeden raz niech wie, że komuś na niej zależy. 
   Dlaczego to takie skomplikowane. Nie miałem ochoty wypuszczać jej ze swoich objęć przez kolejny tydzień; odnosiłem nawet piękne wrażenie, jakbyśmy zostali tylko my, a reszta świata osuwa się w przepaść druzgocącej niepamięci.  Z każdą upływającą chwilą chciałem jeszcze dłużej czuć jej obecność, ale wszystko się kiedyś kończy.
   Pchany przez czystą ulgę ułożyłem dłoń na przedramieniu dziewczyny, drugą odgarniając ostatnie kosmyki blond włosów z jej czoła, a na koniec złożyłem tam troskliwy i opiekuńczy pocałunek, wypełniony całymi zasobami radości spowodowanej faktem, że ją widzę, i przede wszystkim, że się obudziła. Jest już bezpieczna.
   – Cholera, tak strasznie tęskniłem... – Sam nie wiedziałem, co sprawiło, że ulotnił się ze mnie cały smutek. Jakby wykonana czynność właśnie pozwoliła mi dać upust wszystkim drzemiącym emocjom, których sam nie potrafiłem zrozumieć. Chwilę później stałem wpatrzony w jeden punkt, oswajając się z myślą, że ona tu jest, przy mnie, a na mojej twarzy odmalował się ślad ulgi.
   – Alec? – Wyczerpanie widniejące na jej twarzy zakuło mnie w serce. – Z...zostawiłbyś mnie? Uniósłbyś głos? – Usta zwinęła w małą, drżącą kreseczkę, która lada chwila mogła zwiastować płacz. Ale ona nie płakała. Jej oczy wyraźnie pożądały odpowiedzi, były przepełnione bólem i ciekawością, jakby przeżyła coś naprawdę okropnego, co posunęłoby ją do zadania tego pytania.
   – Powinnaś odpoczywać, byłaś...
   – Odpowiedz mi. – Te dwa chłodne słowa odbiły się głośnym echem w moim głowie i po parunastu sekundach złowrogiej ciszy, uśmiechnąłem się do niej szczerze, lecz ten uśmiech mówił też to, jak bardzo cieszę się, że ją odzyskałem.
   – Nigdy. Przepraszam cię, że jestem takim durniem, który nie umie pokazać, że mu zależy... – Spuściłem wzrok, a mój uśmiech zniknął bezpowrotnie. To był pierwszy w życiu moment, kiedy odważyłem się mówić to, co dusi się we mnie.
   – Nie zmieniaj się, Alec.
   Nie umiałem na to odpowiedzieć; spuściłem wzrok, pozwalając, by cisza ogarnęła korytarz. Niewiarygodne, jaki druga osoba potrafi mieć na mnie wpływ. Duży wpływ, dzięki któremu uważam, że jestem w stanie zostać lepszą wersją siebie. Że jedna z barier przeciwności losu właśnie została złamana, jeszcze tylko ich niezliczona ilość. Poświęcałem jak najwięcej czasu na to, żeby cieszyć się z faktu, iż nie czułem już obciążających kamieni na moich barkach. Byłem wolny. Chciałem zatrzymać te uczucie na dłużej, odpocząć od ciągłych gonitwy myśli.
   – Dziękuję, Lena – szepnąłem, zachowując głębsze znaczenie tych podziękowań dla siebie. I choć pewnie zesłałem na nią tysiące domysłów, nie przejmowałem się tym w tej chwili. Moja głowa chciała wyrzucić z siebie wszystkie nadwątlające wątki, które wymagały już zamknięcia.
   Mój wzrok dobiegł do rąk dziewczyny, i poczułem najróżniejsze chęci, by za nie złapać, lecz moje ciało skuł lód. Nie będę nic psuł, absolutnie. A dookoła nas godziny znów były godzinami, a minuty minutami. To zwiastowało odpowiednią porę, by rzucić się w wir codzienności. Zdawałem sobie jednak sprawę, tak wewnątrz siebie, że ta codzienność będzie inna, niż wcześniej.

***

   Lena nie zjawiła się na następny dzień w szkole; i przecież doskonale wiedziałem, dlaczego. To byłoby głupie i nieodpowiedzialne, gdyby to zrobiła. Chciałbym sam ją upilnować, by przeprowadziła szereg badań, które dowiodłyby mi, że jest zdrowa i gotowa do zajęć, ale czasami zapominałem o tym, jak bardzo jest uparta. I tak właściwie role się odwróciły; teraz to ja robiłem Lenie notatki, tak samo jak przez poprzedni tydzień, ale coś w tym obrazie samotnego chłopaka się zmieniło: nie byłem przygnębiony. Więcej rozmawiałem, o ile to możliwe, sprawiałem wrażenie mniej zamyślonego problemami. A najważniejsze, że mój specyficzny mechanizm i styl bycia pozostawały w idealnym, nienaruszonym stanie. Jestem sobą, może nawet odrobinę lepszym. 
   Zapukałem do pokoju dziewczyny, uświadamiając sobie, że dzisiejszy dzień przeciąga się niemiłosiernie. A trwał wczesny wieczór. Wtedy drzwi uchyliły się, a z nich wysunęła się Lena. Wyglądała, jakby wstała przed jakąś sekundą.
   Powitałem ją mimiką twarzy, którą doskonale potrafiła zrozumieć.
   – Dzięki. Mam już tego całkiem sporo. Nie mieliśmy kończyć nieco wcześniej, tak przy okazji? – Odebrała notatki z moich rąk, rzucając je na dosyć pokaźny blok papierów.
   – Craver ma jakieś nowe hobby, żeby mnie zatrzymywać. Nie ważne, dlaczego. – Posłałem jej tajemniczy wzrok. – A, dzisiaj były zajęcia z fotografii, wziąłem z ciebie przykład. – Z tymi słowami wyjąłem aparat, a w nim sprytnie uchwycony moment, gdy czarnowłosa dziewczyna patrzy zamyślona na to, co znajdowało się za oknem. To była Araya. – Nigdy nie pokazywałem ci moich zdjęć, tu jest ich sporo. – Na mojej twarzy odmalował się ślad łagodnego uśmiechu.

Lena? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz