3.12.2017

Od Leny CD Aleca

Every day's the same
She fights to find her way
She hurts, she breaks, she hides, and tries to pray.

     Czasem wydaje nam się, że kogoś znamy, bo widujemy go czasem, spędzamy z nim względnie dużo czasu. Widzimy go jak się śmieje, kiedy jest zamyślony, zły, obojętny, czasem nawet jak płacze. Ale to wszystko są pozory, które nie są niczym innym jak złudzeniem. Patrzymy na ludzi, myśląc "Znam go. Przecież widzę jak się zachowuję, jak reaguje w różnych sytuacjach". I milion innych, durnych argumentów, które można łatwo obalić, właściwie tylko jednym kontrargumentem. Nie możesz wiedzieć jak ktoś zachowuje się, gdy jest sam. A tylko wtedy ludzie odkrywają swoje oblicza, nie ukrywając emocji, które nimi targają; myśli, które dręczą ich całymi dniami. Gdy człowiek zostaje sam wychodzi z niego wszystko to co ukrywał przed światem, pod sprytnie dobraną maską, na którą nabierają się nawet najbliżsi. Niewiarygodne jak łatwo wmówić ludziom, że jesteś pogodną osobą, dostrzegającą w każdej sytuacji pozytywy. Jedyne co jest ci potrzebne, to uśmiech, który nie schodzi ci z ust, dopóki jesteś wśród innych. 

~~~~~~~~~

  Przez cały dzień miałam trudności z komunikowaniem się ze światem zewnętrznym i innymi uczniami, a jedyne co chodziło mi po głowie to mój wczorajszy wpis do pamiętnika. Przez to nawet spóźniłam się na pierwszą lekcje. Potem wcale nie było lepiej, a wszystko to przez durny katar, który kompletnie zatkał mi nos i zatoki, więc nawet nie mogłam spuszczać głowy, bo groziło to ogłuszającym bólem głowy. Najwyraźniej ten wczorajszy bieg w deszczu nie był dobrym pomysłem, ale czego się nie robi dla... Właściwie nie wiedziałam kim był dla mnie Alec. Po tym wszystkim co zdarzyło się w zadziwiająco krótkim czasie, miałam zupełny mętlik w głowie. Zastanowię się nad tym innym razem, kiedy już nie będzie ciekło mi z nosa. Tak, innym razem o tym pomyślę. 
  Jednak nawet mimo kataru, nie umknęło mojej uwadze dziwne zachowanie chłopaka, któremu towarzyszyłam dzisiaj od pierwszej lekcji. Te jego ukradkowe spojrzenia w tył, których chyba sam nie rejestrował; ta chwila namysłu przed wykonaniem każdej czynności, jakby bał się, że ktoś może mu zagrażać. Przecież Noah mu groził, idiotko. Uhh, zupełnie się dzisiaj nie nadaję do życia. Moją szczególną uwagę zwrócił jego podejrzliwy wzrok, którym obdarzył swoją porcję jedzenia, nim wziął się za jej spożywanie. 
  Na ostatniej lekcji już zupełnie nie kontaktowałam ze światem dookoła mnie, więc po prostu oparłam głowę na dłoni, spoglądając za okno, gdzie słońce sunęło powoli po błękitnym niebie. Kiedy Alec został wezwany do tablicy, ręka nie wytrzymała i moja głowa zwyczajnie wylądowała na blacie ławki. Nie miałam nawet sił, żeby ją podnieść, zresztą chęci na to też nie miałam, było mi względnie wygodnie na twardej, płaskiej powierzchni. Przymknęłam nawet oczy, odpływając zupełnie z lekcji języka polskiego, więc kiedy rozległ się krzyk podskoczyłam jak poparzona. Początkowo nie wiedziałam co się dzieje i dlaczego jakaś dziewczyna krzyczy coś o lekach, jednak szybko zrozumiałam, że nie krzyczy ona lek, a Alec.
  Momentalnie oprzytomniałam, zeskakując z krzesła i biegnąc pod tablicę, gdzie brązowowłosy leżał nieprzytomny. W jednej chwili wszystko na około stanęło, zupełnie jak moje serce, które przestało bić, przestało tłoczyć krew w żyłach. Przerażona patrzyłam szeroko otwartymi oczami na jego zamknięte oczy, starając się nie dopuścić do siebie myśli, że mogło mu się stać coś naprawdę złego.
  Całe otoczenie ożyło na powrót, gdy załamały się pode mną kolana, jednak nim zetknęły się boleśnie z kamienną posadzką, ktoś złapał mnie mocno, przytrzymując przy sobie.
- Samuel, zabierz ją stąd. A ty Carolina, szybko biegnij do pielęgniarki! - Nauczyciel wydał polecenia niemal automatycznie, a ja zostałam odciągnięta w tył, mimo mych nieudolnych prób wyrwania się chłopakowi. Po krótkiej szarpaninie, zostałam siłą posadzona na krześle przez dwójkę chłopaków z klasy. Nawet na nich nie patrzyłam, nie patrzyłam na nikogo. Mój wzrok błądził w przestrzeni, nie rejestrując tego co dzieje się dookoła.
  Nie płakałam, nie byłam w stanie płakać. Po prostu patrzyłam przed siebie, nienaturalnie szeroko otwartymi oczami, starając sobie uzmysłowić, co właściwie się stało. Ale w mojej głowie była jedynie pustka. Szumiąca pustka, której nie potrafiła wypełnić żadna myśl, bo od razu była odtrącana przez paniczną obawę, że coś mogło się stać chłopakowi. I tylko ten strach mnie otaczał, inny świat jakby zniknął, przesłoniony przez czarne scenariusze.
  Gdy szkolna pielęgniarka przekroczyła drzwi do sali, wszystko potoczyło się jakby w przyspieszonym tempie. Sprawdziła puls Alecowi, powiedziała coś do nauczyciela, ten natomiast dał znak uczniom, a po chwili bezwładne ciało niebieskookiego opuściło pomieszczenie, wypełnione zdezorientowanymi ludźmi. Po chwili ja także trafiłam do gabinetu pseudo-lekarki. Zaprowadzili mnie tam chyba ze strachu o moją psychikę, gdyż do momentu opuszczenia miejsca zdarzenia nie było ze mną w ogóle kontaktu, nie reagowałam zupełnie na nic.
  Siedziałam tam, na kolejnym durnym krześle, patrząc na plecy pielęgniarki, która ocierała mokrym ręcznikiem czoło chłopaka. Byłam na nią wściekła za to, że zupełnie przy tym nie uważała i już czwarty raz zalała mu oczy. Byłam wściekła na tych wszystkich uczniów w klasie, że nic nie zrobili. Ale najbardziej wściekła byłam na siebie za to, że byłam chora i nie byłam w stanie zauważyć, że coś było nie tak.
- Na stoliku są tabletki przeciwbólowe i szklanka wody, weź je, pomogą ci. - Powiedziała kobieta, najwyraźniej zirytowana moim ciągłym pociąganiem nosa. Nie moja wina, że wyciągali mnie z sali tak szybko, że nie zdążyłam zabrać swoich rzeczy, nie mówiąc nawet o chusteczkach. Popatrzyłam posępnym wzrokiem na białą tabletkę i przezroczystą wodę w kubku, nie mając specjalnej ochoty by się tym faszerować. Pomogą ci. A kto pomoże Alecowi? Przecież to z nim było coś nie tak, to on był chory lub... Coś innego. Zmarszczyłam brwi, chcąc zapytać kobietę jeszcze o coś, ale w tym momencie do gabinetu wszedł dyrektor, z wyraźnie zmartwioną miną. Popatrzył na mnie, kiwając lekko głową z pocieszającym uśmiechem, po czym podszedł do pielęgniarki.
- Co z nim? - Spytał ściszonym głosem, mając najwyraźniej nadzieję, że tego nie usłyszę. Usłyszałam. Jak mogłam nie usłyszeć, skoro skupiłam się mocno, by wyłapać wszystkie słowa, które wymieniali między sobą.
- Prawdopodobnie zatrucie. - Odparła, wzruszając ramionami. Mówiła to tak beztrosko, jakby w ogóle nie obchodziło ją, że uczeń leży nieprzytomny tuż pod jej nosem. Kretynka... Zmrużyłam oczy, patrząc na kobietę nieprzyjemnym wzrokiem.
- Pokarmowe?
- Prawdopodobnie. Ale nikt inny się nie zgłosił, więc to może być też uczulenie, na któryś ze składników dzisiejszego dania.
  Osobiście miałam dziwne przeczucie, że to nie było żadne zatrucie pokarmowe ani alergia. Ale ta wiedzę wolałam zachować dla siebie, póki nie byłam zupełnie pewna.

~~~~~~~~~~

   Znowu siedziałam, ale tym razem na własnych nogach i przy łóżku Aleca. Przynajmniej nie było to kolejne krzesło, bo tego bym chyba nie zniosła. Chłopak leżał spokojnie, przykryty kołdrą do połowy i oddychał spokojnie, a ja patrzyłam jak jego klatka piersiowa unosi się i opada, starając się odrzucić wszystkie dziwne myśli. Czułam się nieco lepiej, po tej okropnej tabletce przeciwbólowej, do której wzięcia namówił mnie sam dyrektor. Potem odbyłam z nim jeszcze krótką rozmowę na temat, tego co się stało, jednak nie mogłam mu wiele o tym powiedzieć, co mężczyzna uznał za przykry fakt. 
  Wpatrywałam się pustym spojrzeniem w nagi tors chłopaka, uświadamiając sobie, że właściwie to go nie przeprosiłam. Chyba, że za przeprosiny na kolanach, które swoją drogą obiecałam, można było uznać to wydukane przepraszam.
- Alec, nie zostawiaj mnie... - Szepnęłam, czując jak pod powiekami, zbierają mi się łzy. Schowałam twarz w zgięciu łokcia, zaciskając delikatnie dłoń na palcach Aleca.

Alec? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz