3.08.2017

Od Charlotty CD Jungkook'a

 Zmrużyłam oczy, ściągając brwi, a z mojego gardła wyrwało się ponure mruknęcie. Nie lubiłam takiego zachowania. Nie lubiłam ludzi, którzy się tak zachowują. Nauczyciel wygania cię z sali, bo chce z gościem porozmawiać, a kiedy ty pytasz o czym rozmawiali, mówi, że to nic ważnego. Ja rozumiem, że ludzie mają sekrety i inne takie durne sprawy, ale zdecydowanie wolę odpowiedź "Sorry, nie mogę ci powiedzieć". Albo cokolwiek, ale nie takie zbywanie.
 Popatrzyłam na nauczyciela, wychodzącego z sali.
- Coś się stało, Emi? - Zapytał, widząc moją naburmuszoną minę.
- Nie, jest cudownie. - Rzuciłam i szybkim krokiem ruszyłam w stronę swojego pokoju. Musiałam zadzwonić do dziadka, gdyż poprzedniego wieczoru zupełnie wyleciało mi to z głowy i nie zrobiłam tego. Pewnie się martwili z powodu mojego milczenia. Aghr, ty głupia. Kiedyś sama wpędzisz ich do grobu, własną głupotą.
 Po kilku minutach wpadłam do pokoju, rzucając torbę pod biurko i runęłam na łóżko. Maurycy miauknął głośno, spoglądając na mnie z parapetu okna, a Cindy zeskoczyła na pościel obok mnie, usiadła i zaczęła trącać mnie łapką w rękę.
- Tak, wiem kochana. Zaraz dam wam coś jeść. Tylko zadzwonię do dziadków. - Powiedziałam, drapiąc kocicę w jej ulubione miejsce i sięgnęłam po telefon, wybierając szybko numer dziadka. Dość długi czas wsłuchiwałam się w sygnał oczekiwania, a każdy następny sprawiał, że uczucie niepokoju we mnie wzrastało. Wyczuł to nawet Maurycy, z reguły leniwy i trzymający się raczej na dystans, zeskoczył na łóżko i usiadł obok mnie, nadstawiając ciekawie uszu.
- Tak? - Usłyszałam w końcu, po siódmym czy nawet ósmym sygnale. Odetchnęłam głośno, rozluźniając się. 
- No hej dziadku. Wybacz, że nie zadzwoniłam wczoraj, zupełnie wyleciało mi to z głowy... - Powiedziałam, czując się naprawdę głupio z powodu tak kiepskiej pamięci. To byli moi dziadkowie, martwili się o mnie, opiekowali się mną i prosili tylko, żebym zadzwoniła, a ja zupełnie o tym zapomniałam.
- Nic się nie dzieje. Najważniejsze, że z tobą wszystko w porządku. - Po głosie poznałam, że dziadek się uśmiecha. - William chwalił cię, podobno bardzo dobrze ci idzie i nawet uczysz nowego kolegę, to prawda?
 Mruknęłam cicho, niezbyt zadowolona z faktu, że dziadkowie już o wszystkim wiedzą. Nie miałam nic przeciwko mówieniu im o tym, sama bym to wszystko opowiedziała, jednak nie pasowało mi to, że dowiadują się tego od dyrektora. Nie przepadałam za tym, że ktoś wścibia się w moje życie. 
- No taaak... Ale nie ma tu o czym mówić. A jak czuje się babcia?
- Illa. - Odparł krótko, a po chwili ciszy dodał jeszcze bardziej smutnym głosem - vernsa. Mówię ci, Emi... - I w tym momencie połączenie urwało. Cholerna dziura w górach, gdzie nigdy nie ma zasięgu... Z warknięciem irytacji odłożyłam telefon na biurko, podnosząc się z posłania. Muszę w końcu dać jeść tym maluchom, bo zamiauczą mnie na śmierć.
 Ale musiałam przyznać, że słowa dziadka mnie zmartwiły. I to bardzo, zwłaszcza, że nie dokończył mówić tego co zaczął. Co takiego mogło się stać...?

~~~~~~~~~~~~~~~~

  Następnego dnia od samego rana byłam cholernie drażliwa. Nawet Marry, która zwykle nie robiła sobie z tego niczego, po dwóch moich warknięciach odpuściła. Ale nim zniknęła, przytuliła mnie i powiedziała, że cokolwiek się stało na pewno będzie lepiej. Może i tak, ale najbardziej irytowała mnie ta niepewność, że nie miałam bladego pojęcia co dzieje się z moimi dziadkami. Wiedziałam tylko tyle, że z babcią jest źle. Ale dlaczego i jak bardzo źle? I co w ogóle znaczy to gorzej? Gorzej niż co? Kurwa mać.
  Było piątkowe popołudnie, a ja musiałam stać na sali tanecznej i czekać na tego durnia, który akurat dzisiaj postanowił się spóźnić. No lepszego dnia nie mógł sobie wybrać, naprawdę.
  Starałam się jakoś uspokoić, skupiając swoje myśli na muzyce i ćwiczeniach rozciągających. I przez dwadzieścia minut nawet mi to wychodziło, jednak gdy tylko drzwi do sali się otworzyły, wyprostowałam się powoli, czując irytacja z całego dnia zbiera się w jednym miejscu. Zacisnęłam zęby, przygryzając sobie dolną wargę.
- Sorki za spóźnienie, musiałem... - Zaczął, jednak umilkł natychmiast, gdy podniosłam dłoń. 
- Ani słowa. - Odparłam, starając się kontrolować swój głos, co podczas nerwów wcale nie było takie proste. Od razu dało się wyłapać to drżenie, które towarzyszyło mi zawsze przy zdenerwowaniu czy stresie. - Ja naprawdę nie mam ochoty siedzieć na sali w piątkowe popołudnie i czekać aż bezczelny szczeniak łaskawie się pojawi. - Z każdym słowem mój głos stawał się coraz głośniejszy, a ostatni wyraz prawie wykrzyczałam. Jungkook chciał wyraźnie coś powiedzieć, jednak mu na to nie pozwoliłam. Podeszłam szybko do niego, zabierając po drodze swoje rzeczy. - Skoro jesteś taki świetny, to sam nauczysz się tego układu. A jeśli będziesz miał problemy, to przecież masz swoich wielkich fanów, czyż nie? - Syknęłam, mrużąc oczy i wyminęłam go, szybkimi krokami kierując się do swojego pokoju. Mam serdecznie dość tego dnia...


Jungkook? W końcu xD wybacz ;_;

PS. Będę nadal pisać Jungkook'a, bo tak jestem nauczona i jak wspomniałam w komentarzu dla mnie CD to "ciąg dalszy historii", bo odpisujemy na czyjeś opowiadanie.

4 komentarze:

  1. Hola! Przystopuj nieco! Dziołcha! XD Przecież Kookie nie powiedział nikomu kim jest! XD Jacy fani? XD Kurde! XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziałam xD
    Nie chodzi mi o to, że ona wie kim on jest. Tak powiedziała ze złości,ale miała na myśli nauczyciela tańca X'DDD Tylko Kookie nic o tym nie wie, że ona nie wie ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. XD Aaaaahhaaaaaaaaa! XD to wiele wyjaśnia XD

    OdpowiedzUsuń