Zmrużyłam oczy, ściągając brwi, a z mojego gardła wyrwało się ponure mruknęcie. Nie lubiłam takiego zachowania. Nie lubiłam ludzi, którzy się tak zachowują. Nauczyciel wygania cię z sali, bo chce z gościem porozmawiać, a kiedy ty pytasz o czym rozmawiali, mówi, że to nic ważnego. Ja rozumiem, że ludzie mają sekrety i inne takie durne sprawy, ale zdecydowanie wolę odpowiedź "Sorry, nie mogę ci powiedzieć". Albo cokolwiek, ale nie takie zbywanie.
Popatrzyłam na nauczyciela, wychodzącego z sali.
- Coś się stało, Emi? - Zapytał, widząc moją naburmuszoną minę.
- Nie, jest cudownie. - Rzuciłam i szybkim krokiem ruszyłam w stronę swojego pokoju. Musiałam zadzwonić do dziadka, gdyż poprzedniego wieczoru zupełnie wyleciało mi to z głowy i nie zrobiłam tego. Pewnie się martwili z powodu mojego milczenia. Aghr, ty głupia. Kiedyś sama wpędzisz ich do grobu, własną głupotą.
Po kilku minutach wpadłam do pokoju, rzucając torbę pod biurko i runęłam na łóżko. Maurycy miauknął głośno, spoglądając na mnie z parapetu okna, a Cindy zeskoczyła na pościel obok mnie, usiadła i zaczęła trącać mnie łapką w rękę.
- Tak, wiem kochana. Zaraz dam wam coś jeść. Tylko zadzwonię do dziadków. - Powiedziałam, drapiąc kocicę w jej ulubione miejsce i sięgnęłam po telefon, wybierając szybko numer dziadka. Dość długi czas wsłuchiwałam się w sygnał oczekiwania, a każdy następny sprawiał, że uczucie niepokoju we mnie wzrastało. Wyczuł to nawet Maurycy, z reguły leniwy i trzymający się raczej na dystans, zeskoczył na łóżko i usiadł obok mnie, nadstawiając ciekawie uszu.
- Tak? - Usłyszałam w końcu, po siódmym czy nawet ósmym sygnale. Odetchnęłam głośno, rozluźniając się.
Popatrzyłam na nauczyciela, wychodzącego z sali.
- Coś się stało, Emi? - Zapytał, widząc moją naburmuszoną minę.
- Nie, jest cudownie. - Rzuciłam i szybkim krokiem ruszyłam w stronę swojego pokoju. Musiałam zadzwonić do dziadka, gdyż poprzedniego wieczoru zupełnie wyleciało mi to z głowy i nie zrobiłam tego. Pewnie się martwili z powodu mojego milczenia. Aghr, ty głupia. Kiedyś sama wpędzisz ich do grobu, własną głupotą.
Po kilku minutach wpadłam do pokoju, rzucając torbę pod biurko i runęłam na łóżko. Maurycy miauknął głośno, spoglądając na mnie z parapetu okna, a Cindy zeskoczyła na pościel obok mnie, usiadła i zaczęła trącać mnie łapką w rękę.
- Tak, wiem kochana. Zaraz dam wam coś jeść. Tylko zadzwonię do dziadków. - Powiedziałam, drapiąc kocicę w jej ulubione miejsce i sięgnęłam po telefon, wybierając szybko numer dziadka. Dość długi czas wsłuchiwałam się w sygnał oczekiwania, a każdy następny sprawiał, że uczucie niepokoju we mnie wzrastało. Wyczuł to nawet Maurycy, z reguły leniwy i trzymający się raczej na dystans, zeskoczył na łóżko i usiadł obok mnie, nadstawiając ciekawie uszu.
- Tak? - Usłyszałam w końcu, po siódmym czy nawet ósmym sygnale. Odetchnęłam głośno, rozluźniając się.
- No hej dziadku. Wybacz, że nie zadzwoniłam wczoraj, zupełnie wyleciało mi to z głowy... - Powiedziałam, czując się naprawdę głupio z powodu tak kiepskiej pamięci. To byli moi dziadkowie, martwili się o mnie, opiekowali się mną i prosili tylko, żebym zadzwoniła, a ja zupełnie o tym zapomniałam.
- Nic się nie dzieje. Najważniejsze, że z tobą wszystko w porządku. - Po głosie poznałam, że dziadek się uśmiecha. - William chwalił cię, podobno bardzo dobrze ci idzie i nawet uczysz nowego kolegę, to prawda?
Mruknęłam cicho, niezbyt zadowolona z faktu, że dziadkowie już o wszystkim wiedzą. Nie miałam nic przeciwko mówieniu im o tym, sama bym to wszystko opowiedziała, jednak nie pasowało mi to, że dowiadują się tego od dyrektora. Nie przepadałam za tym, że ktoś wścibia się w moje życie.
- Nic się nie dzieje. Najważniejsze, że z tobą wszystko w porządku. - Po głosie poznałam, że dziadek się uśmiecha. - William chwalił cię, podobno bardzo dobrze ci idzie i nawet uczysz nowego kolegę, to prawda?
Mruknęłam cicho, niezbyt zadowolona z faktu, że dziadkowie już o wszystkim wiedzą. Nie miałam nic przeciwko mówieniu im o tym, sama bym to wszystko opowiedziała, jednak nie pasowało mi to, że dowiadują się tego od dyrektora. Nie przepadałam za tym, że ktoś wścibia się w moje życie.
- No taaak... Ale nie ma tu o czym mówić. A jak czuje się babcia?
- Illa. - Odparł krótko, a po chwili ciszy dodał jeszcze bardziej smutnym głosem - vernsa. Mówię ci, Emi... - I w tym momencie połączenie urwało. Cholerna dziura w górach, gdzie nigdy nie ma zasięgu... Z warknięciem irytacji odłożyłam telefon na biurko, podnosząc się z posłania. Muszę w końcu dać jeść tym maluchom, bo zamiauczą mnie na śmierć.
Ale musiałam przyznać, że słowa dziadka mnie zmartwiły. I to bardzo, zwłaszcza, że nie dokończył mówić tego co zaczął. Co takiego mogło się stać...?
~~~~~~~~~~~~~~~~
Następnego dnia od samego rana byłam cholernie drażliwa. Nawet Marry, która zwykle nie robiła sobie z tego niczego, po dwóch moich warknięciach odpuściła. Ale nim zniknęła, przytuliła mnie i powiedziała, że cokolwiek się stało na pewno będzie lepiej. Może i tak, ale najbardziej irytowała mnie ta niepewność, że nie miałam bladego pojęcia co dzieje się z moimi dziadkami. Wiedziałam tylko tyle, że z babcią jest źle. Ale dlaczego i jak bardzo źle? I co w ogóle znaczy to gorzej? Gorzej niż co? Kurwa mać.
Było piątkowe popołudnie, a ja musiałam stać na sali tanecznej i czekać na tego durnia, który akurat dzisiaj postanowił się spóźnić. No lepszego dnia nie mógł sobie wybrać, naprawdę.
Starałam się jakoś uspokoić, skupiając swoje myśli na muzyce i ćwiczeniach rozciągających. I przez dwadzieścia minut nawet mi to wychodziło, jednak gdy tylko drzwi do sali się otworzyły, wyprostowałam się powoli, czując irytacja z całego dnia zbiera się w jednym miejscu. Zacisnęłam zęby, przygryzając sobie dolną wargę.
- Sorki za spóźnienie, musiałem... - Zaczął, jednak umilkł natychmiast, gdy podniosłam dłoń.
- Illa. - Odparł krótko, a po chwili ciszy dodał jeszcze bardziej smutnym głosem - vernsa. Mówię ci, Emi... - I w tym momencie połączenie urwało. Cholerna dziura w górach, gdzie nigdy nie ma zasięgu... Z warknięciem irytacji odłożyłam telefon na biurko, podnosząc się z posłania. Muszę w końcu dać jeść tym maluchom, bo zamiauczą mnie na śmierć.
Ale musiałam przyznać, że słowa dziadka mnie zmartwiły. I to bardzo, zwłaszcza, że nie dokończył mówić tego co zaczął. Co takiego mogło się stać...?
~~~~~~~~~~~~~~~~
Następnego dnia od samego rana byłam cholernie drażliwa. Nawet Marry, która zwykle nie robiła sobie z tego niczego, po dwóch moich warknięciach odpuściła. Ale nim zniknęła, przytuliła mnie i powiedziała, że cokolwiek się stało na pewno będzie lepiej. Może i tak, ale najbardziej irytowała mnie ta niepewność, że nie miałam bladego pojęcia co dzieje się z moimi dziadkami. Wiedziałam tylko tyle, że z babcią jest źle. Ale dlaczego i jak bardzo źle? I co w ogóle znaczy to gorzej? Gorzej niż co? Kurwa mać.
Było piątkowe popołudnie, a ja musiałam stać na sali tanecznej i czekać na tego durnia, który akurat dzisiaj postanowił się spóźnić. No lepszego dnia nie mógł sobie wybrać, naprawdę.
Starałam się jakoś uspokoić, skupiając swoje myśli na muzyce i ćwiczeniach rozciągających. I przez dwadzieścia minut nawet mi to wychodziło, jednak gdy tylko drzwi do sali się otworzyły, wyprostowałam się powoli, czując irytacja z całego dnia zbiera się w jednym miejscu. Zacisnęłam zęby, przygryzając sobie dolną wargę.
- Sorki za spóźnienie, musiałem... - Zaczął, jednak umilkł natychmiast, gdy podniosłam dłoń.
- Ani słowa. - Odparłam, starając się kontrolować swój głos, co podczas nerwów wcale nie było takie proste. Od razu dało się wyłapać to drżenie, które towarzyszyło mi zawsze przy zdenerwowaniu czy stresie. - Ja naprawdę nie mam ochoty siedzieć na sali w piątkowe popołudnie i czekać aż bezczelny szczeniak łaskawie się pojawi. - Z każdym słowem mój głos stawał się coraz głośniejszy, a ostatni wyraz prawie wykrzyczałam. Jungkook chciał wyraźnie coś powiedzieć, jednak mu na to nie pozwoliłam. Podeszłam szybko do niego, zabierając po drodze swoje rzeczy. - Skoro jesteś taki świetny, to sam nauczysz się tego układu. A jeśli będziesz miał problemy, to przecież masz swoich wielkich fanów, czyż nie? - Syknęłam, mrużąc oczy i wyminęłam go, szybkimi krokami kierując się do swojego pokoju. Mam serdecznie dość tego dnia...
Jungkook? W końcu xD wybacz ;_;
PS. Będę nadal pisać Jungkook'a, bo tak jestem nauczona i jak wspomniałam w komentarzu dla mnie CD to "ciąg dalszy historii", bo odpisujemy na czyjeś opowiadanie.
Hola! Przystopuj nieco! Dziołcha! XD Przecież Kookie nie powiedział nikomu kim jest! XD Jacy fani? XD Kurde! XD
OdpowiedzUsuńWiedziałam xD
OdpowiedzUsuńNie chodzi mi o to, że ona wie kim on jest. Tak powiedziała ze złości,ale miała na myśli nauczyciela tańca X'DDD Tylko Kookie nic o tym nie wie, że ona nie wie ;D
XD Aaaaahhaaaaaaaaa! XD to wiele wyjaśnia XD
OdpowiedzUsuńNooooooooo ^-^
OdpowiedzUsuń