Poświęcił?
To prawda, że niegdyś był w stanie oddać nawet część
swojej duszy dla Adriana, lecz za późno zdał sobie sprawę, iż popełnił błąd. Rok
temu udało mu się wyciągnąć go z nałogu po tym, jak trafił do szpitala po
przedawkowaniu, jednakże chłopak mimowolnie powrócił do starych znajomych oraz
nałogu. Wtedy w Brianie coś wybuchło. Szczerze mu wyznał, że niesienie pomocy
takim ludziom, jak Adrian, równa się niezmierzonej głupocie. Wydał mu nakaz
niezbliżania się, a także zapomnienia o ich przyjaźni. Stali się nieznajomymi.
Dla Kanga to nie było proste, gdyż w jakimś sensie zależało mu na chłopaku.
Czy teraz coś poświęcał? Jedynie swój czas. Słowa
chłopaka wyleciały mu drugim uchem.

Zamknął za sobą drzwi i korytarzem ruszył w stronę
wyjścia z akademii. Nie zamierzał porzucać poszukiwań owych leków. Wyszedł na
zewnątrz, po czym skierował się na tyły budynku, po drodze zapalając papierosa.
Kolejnego dzisiejszego wieczoru. Te małe uzależnienie pomogło mu zapomnieć o
Adrianie i skupić się na własności Haydena. Starał się wyobraźnią ogarnąć
rozmiary owych pudełek. Nie mogły być za duże, jak na leki, ale także nie za
małe, skoro Hayden powiedział „duże”. Pod uwagę trzeba było też wziąć też to, że
Adrian miał niewiele czasu na to, aby je ukraść oraz schować. Chyba, że ktoś mu
w tym pomógł.
Wcześniej, nim przyszedł do Haydena, jeszcze raz
sprawdził pokój tamtego, wiecznie otwarte sale w akademii, a także był na dachu
budynku. To było aż nazbyt proste. Ochroniarz dyżurujący w nocy to dorabiający
sobie mężczyzna na emeryturze. Nie obchodziło go nigdy nic i nikt. Ważniejsze
były powtórki dziwnych seriali, więc zabranie któregokolwiek klucza było czynem
niezauważalnym.
Z papierosem w ustach kręcił się w ciemnościach
wzdłuż budynku, starając się wpaść na jakikolwiek pomysł. Do jakiego jeszcze
pomieszczenia był dostęp? Kotłownia. Zszedł po betonowych schodkach, otworzył
stalowe drzwi i wszedł do środka, uprzednio zostawiając papierosa na jednym ze
stopni. Palcami namacał włącznik światła. Jarzeniówki zaskrzeczały, dopiero po
chwili oświetlając pomieszczenie. Dopiero początek wiosny, ledwo ustąpiła zima,
a w szkole już nie grzali, a w jednej z zagród leżała chyba z tona grubego
węgla, zaś po przeciwnej stronie piętrzyły się pocięte kawałki drewna. Wpierw
zajrzał do środka pieca, lecz jedyne co znalazł, to resztki popiołu oraz
charakterystyczny zapach spalonego węgla. Stanął nad czarną górą opału
zaczynając myśleć o prawdopodobieństwie znalezienia tutaj pudełek. Wziął w
dłonie łopatę opartą o ścianę i zaczął przerzucać węgiel w niewielkiej ilości,
co by zachować ciszę. Na pewno nie były zakopane pod wszystkim.
Grzebanie w tym zajęło mu blisko godzinę, z
przerwami na nasłuchiwanie, czy ktoś nie nadchodzi. Nieco podirytowany opuścił
kotłownię, zabrał ze sobą resztki spalonego ustnika, który wyrzucił do stojącego
nieopodal otwartego kontenera na śmieci.
Otwarty kontener.
Ściągnął swoją ciemną bluzę, przewiesił ją przez
jedną ze ścian, po czym bez problemu podciągnął się i wlazł do środka.
- Czy to jest właśnie definicja poświęcenia? –
Zapytał sam siebie, odpalając latarkę w telefonie.
Wolną dłonią oraz z pomocą nóg przebierał w
zawiązanych reklamówkach, workach i górach innych, dziwnych odpadków. Po paru
minutach takiego schylania się czuł krąg w swoim kręgosłupie, dlatego też oparł
się o metalową, zimną ścianę. Nakierował snop światła na worek stojący w kącie
kontenera. Wcześniej nie zwrócił nań większej uwagi, lecz sama jego zawartość
dała mu nadzieję. Przewrócił wór pełen popiołu, zaś cały ten pył buchnął w
górę. Odkaszlnął parokrotnie i przetarł oczy, aż zauważył kształt przykuwający
odwagę.
Bingo.
Dwa pudełka odnalezione. Wytarł je w swoją bluzkę,
mogąc teraz wrócić do Haydena. Odda mu własność, potem weźmie prysznic i
odpuści sobie dzisiejsze zajęcia. Był zbyt zmęczony po tylu wrażeniach. Opuściwszy
kontener przywitał się ze wschodzącym słońcem. Tak jak poprzednio wszedł do
jego pokoju bez pukania. Rzucił pudełka na nogi śpiącego chłopaka, który
poderwał się, jakby został zaatakowany.
Hayden dokładnie obejrzał przedmioty, zaś w jego
oczach widać było zdziwienie.
- Gdzie je znalazłeś? – Zapytał, z niedowierzaniem
odkładając je na bok.
Brian tylko westchnął.
- To nie twoja sprawa – skontrował i już miał
opuścić pomieszczenie, lecz na chwilę jeszcze się powstrzymał. – Pewnie
myślisz, że wtedy zostawiłem cię z problemem. Nie patrz tak na to. Wiem, co
powiedziałeś pielęgniarce, a ona przekazała twoje słowa ratownikom. W pełni
rozumiem, ale po tym, jak się wyśpię, pójdę i powiem prawdę. Wyznam wszystko,
co się wydarzyło, nic nie pominę. Ciebie, co najwyżej, mogą zapytać, dlaczego
skłamałeś, ale nie przejmuj się tym. Po tylu wrażeniach pierwszego dnia w
szkole, takie pytanie jest pikusiem. – Pozwolił sobie na lekki uśmiech. – Śpij dalej,
jakbyś mnie dzisiaj nie widział.
Zmierzył ku drzwiom, nacisnął klamkę, gdy powstrzymał
go głos Haydena.
- Brian, zaczekaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz