3.08.2017

Od Haydena CD Briana

-Brian zaczekaj - zerwałem się z łóżka podchodząc do jasnowłosego. Nie wybaczyłbym sobie gdyby ktoś kto zrobił dla mnie tak wiele, poniósł jeszcze za to jakiekolwiek konsekwencje. Chłopak mruknął ciche "hm" dając do zrozumienia, że przykułem jego uwagę - Ja - zacząłem gotów na emocjonalny monolog - Przepraszam, przepraszam, że przeze mnie zrobiłeś krzywdę innemu człowiekowi, za to, że przez całą noc szukałeś tych beznadziejnych proszków i do końca życia Ci się za nie nie odwdzięczę, przepraszam za to, że przeze mnie możesz mieć kłopoty, ale nie pozwolę Ci sie przyznać. - oczy chłopaka dziwnie rozbłysły, opuścił dłoń zostawiając klamkę w spokoju i zrobił krok w głąb pokoju. Gdy stanął, idealnie pod światłem mogłem zobaczyć jak bardzo jest zmęczony. Oczy przybrały pochmurną barwę okryte sińcami, popękane wargi, którym wysiłek odebrał żywy kolor i szary osad pod nosem, na skroniach i na kościach policzkowych, o który wolałem nie pytać.
- Hayden, nie uważasz, że jestem na tyle dużym chłopcem, że sam mogę o sobie decydować? - Azjata poklepał mnie lekko po ramieniu, mrużąc przy tym oczy.
- Wiem, że możesz co nie znaczy, że pozwolę Ci zrobić taką głupotę - mruknąłem wlepiając spojrzenie prosto w oczy chłopaka, chłód jaki ogarną naszą dwójkę zagęścił atmosferę, wiedziałem, że będzie się kłócił.
- Możemy iść na układ - zaczął - Nie powiem nic nikomu, jeśli powiesz mi na co jesteś chory - uniósł do góry jedną brew.
Przejrzał mnie.
Wiedział, że mu nie powiem.
- Wszystko będzie dobrze - uśmiechnął się przyjaźnie i opuścił mój pokój, nie czekając na dalsze tłumaczenia. Wsunąłem dłoń w zbyt długie włosy, mocno szarpiąc za końcówki.

Myśl Hayden.
Jak ostatni dupek wkopałeś człowieka w totalne gówno i teraz co? Zostawisz go na pastwę losu?
Sam tego chciał.
Ty też chciałeś, żeby przestał Ci pomagać, jednak nie zrezygnował.
Wyraźnie dał Ci do zrozumienia, że Cię nie potrzebuje.
Nieprawda. Nie dopuszczę by ludzie przeze mnie cierpieli.

Teraz już nic nie będzie "dobrze"
Zakończyłem dialog ze swoją drugą osobowością, po raz setny przekręcając się na niewygornym łóżku, wlepiając wzrok w niebieską ścianę ułożyłem dłoń na oparciu łóżka wysuwając stopy za schodki zacząłem wystukiwać rytm na drewnie pierwszej piosenki jaka wpadła mi do głowy gdy telefon dał mi do zrozumienia, że godzina siódma rano wybiła. Szybki rzut okiem na plan zajęć dał mi jasną odpowiedź, że nie pójdę dziś na niemiecki. Wyłączyłem melodię i nakrywając sobie głowę kołdrą pozwoliłem na jescze chwilę drzemki.

***

- Hayden, przygotowałeś tę piosenkę? - dziewczyna z mojej grupy, której imienia za nic w świecie nie mogłem sobie w tym momencie przypomnieć zaczepiła mnie jeszcze na korytarzu.
- Tak, jasne, że tak - mruknąłem pokazując dziewczynie kartkę z zapisanym tekstem.
- Ja też, ale się stresuję, to nasz pierwszy występ, też się tak denerwujesz? - zaczęła trajkotać szybciej niż mój mózg nadążał rozumieć wszystkie słowa.
- Będzie dobrze - odparłem cicho i nie oczekując na dalszy monolog towarzyszki wszedłem przed nią do klasy.
Mój wzrok powędrował po głowach zebranych, jednak w żadnej twarzy nie rozpoznałem Briana, zagryzłem wargi próbując przyswoić ten fakt.
1. Zwyczajnie zaspał zbyt zmęczony by powłóczyć nogami na zajęcia,
2.W tym momencie siedzi w dyrektorskim gabinecie tłumacząc dyrektorowi co zrobił.
Przełknąłem głośno ślinę.
Jeśli do niego nie poszedł, ja muszę być pierwszy.

Przyznam się.
Hayden, nie próbuj.
Zamknij ryj, to nie Twoja sprawa.

Zganiłem samego siebie w myślach rzucając w uczniowską przestrzeń wrogie spojrzenie.
- Hayden Lavell - profesor Liam podniesionym głosem wypowiedział moje nazwisko przywołując mnie do porządku. - Twoja kolej - pokiwałem wolno głową lekko speszony, wszystkie pary oczu zwróciły się w moją stronę gdy przemierzałem odległość między własnym krzesłem, a mikrofonem.
- Gotowy? Może podasz nam najpierw tytuł utworu?
- Cough S-syrup - zająknąłem się lekko patrząc na nauczyciela. Zbliżyłem się nieco do urządzenia i wyczekując odpowiedniego momentu, zacząłem.

Odetchnąłem spokojnie otwierając oczy, stres, który czułem na początku powoli do mnie wracał, zerknąłem na pana Liama, winowajcę całego zajścia, który pożegnał całe moje wykonanie szerokim uśmiechem.
- Ja... Muszę wyjść - pół szeptem i jakby pół krzykiem oznajmiłem nauczycielowi swoje plany wybiegłem z pracowni, nie wytrzymałem wyrzuty sumienia ze mną wygrały. Wbiegłem na początek do łazienki, w której stojąc przed lusterkiem miałem ochotę napluć sobie w twarz.
- Nie bądź tym pojebańcem, z którym walczyłeś całe życie, nie na darmo to wszystko - rzuciłem w stronę odbicia zagryzając mocno dolną wargę.
- Gadanie do siebie mi w tym nie pomoże - skwitowałem, wciąż jednak samego siebie odkręcając jeden ze zlewów.
Opłukałem twarz w zimnej wodzie, gotowy na zmierzenie się z konsekwencjami, wyszedłem z niebieskiego pomieszczenia otulony zimnym, korytarzowym powietrzem gabinet dyrektorski był zaledwie piętro niżej, nie widziałem więc przeszkód żadnych przeszkód poza samym sobą by wziąć na siebie winę, która w końcu należała do mnie.

Stojąc przed gabinetem dyrektora zwalczyłem w sobie ostatnie chwile zwątpienia i biorąc dwa głębokie wdechy wparowałem do środka.
- Dzień dobry, przepraszam, że przeszkadzam ja chciałem porozmawiać z panem o Adrianie... - zacząłem urywając na tych słowach, nie znałem w końcu nazwiska chłopaka - Skłamałem wczoraj, to nie była próba samobójcza, to moja wina...
- Uspokój się chłopcze... - z wypisanym na twarzy spokojem, mężczyzna pogładził swoją białą jak śnieg brodę patrząc na mnie z rozczuleniem. Jego spojrzenie przeszywało mnie całego, miałem wrażenie, że starzec czyta ze mnie jak z otwartej księgi, może to i dobrze, nie musiałbym ujawniać prawdy. Mimowolnie rozejrzałem się po pomieszczeniu szukając na nim czegoś na czym mogę zawiesić spojrzenie, gdy dyrektor przemówił po raz kolejny - Dobrze wiemy, że kłamałeś, to bardzo szlachetne z Twojej strony, że próbujesz bronić kolegę, ale sam się do wszystkiego przyznał.
Widzisz głupi, po co Ci to było?
- B..Brian tu był? - ciężko było mi w to uwierzyć,

Mogłeś nie robić sobie kłopotu, ma to na co zasłużył.
Zamknij się, nie pomagasz mi.

- Oczywiście i możesz być pewien, że poniesie tego całkowitą odpowiedzialność. Ty również Lavell, kłamstwo w naszej szkole nie będzie tolerowane. Jeśli to wszystko, to przepraszam, ale mam dużo dokumentów do uzupełnienia - odparł wyganiając mnie machnięciem ręki. Skinąłem głową i zapominając o kulturalnym "dowidzenia" opuściłem dyrektorski gabinet. Zdenerwowany właściwie nie zastanawiałem się co dalej, podświadomie ruszyłem w stronę pokoju chłopaka, który jak widać postanowił odwrócić moje życie do góry nogami.
Albo ja jego.
Nieważne.

***
Powinieneś mu pokazać, że nikt nie będzie z Tobą zacznyać.
Chcę z nim tylko porozmawiać.
Rozmowa nic nie da, widzisz, że ma Cię w dupie.
Nie pomógłby mi gdyby miał.
Jeśli sam się z nim nie rozliczysz, ja to zrobię.
Życzę powodzenia.

Pukanie.
Kroki.
Klamka.
Zaczynamy zabawę.
- Brian - zacząłem nim zdążył się do mnie odezwać - Dlaczego to zrobiłeś? - z jednej strony w ogóle nie oczekiwałem odpowiedzi, po prostu chciałem go uderzyć.
Zrób to Hayden, daj mu to na co zasłużył.
- Skąd wiesz..? - spytał, a ja nie wytrzymałem. Coś we mnie pękło, słowa chłopaka przelały szalę goryczy, zwykłe pytanie, które pozwoliło mojej "drugiej osobowości" przejąć nade mną kontrolę. Agresj i nienawiść zwyczajnie przyćmiły mi umysł i robiąc krok w stronę w tej chwili jakby słabszej sylwetce chłopaka, po prostu go uderzyłem.
Brian zatoczył się lekko wokół własnej osi, odwracając ode mnie wzrok. Gdybym mógł sam też odwróciłbym od siebie wzrok.
Albo mi oddał.

Wyjdź z tego pokoju.
Drugi raz nie musisz powtarzać.

Spojrzałem na swoją dłoń i nie zwracając już uwagi na Azjatę jak ostatni tchórz opuściłem jego pokój, zmierzając do swojego...
Otoczony przez jasne, niebieskie ściany ogarnął mnie poczuciem bezpieczeństwa jakiego szukałem od rana, mój azyl, w którym wreszcie zapanowała cisza i spokój. Brązowe drzwi, które ciągle miałem za swoimi plecami zaskrzypiay gdy osuwałem się na ziemię.

Wszystko się spieprzyło.
Dobrze zrobiłeś.
Gówno nie dobrze! Wypierdalaj z mojej głowy! 

Uderzyłem się w czoło, jakby to miało wybić ze mnie stan, w którym aktualnie się znalazłem zerknąłem na swoją dłoń, po której przebiegała mokra smuga i dopiero wtedy zorienotwałem się, że płaczę.
Zrezygnowany i zniechęcony do życia wdrapałem się na własne łóżko oddając wszystkim tłumiącym się we mnie emocjom, które odebrały mi resztki sił i zmusiły do zamknięcia ciężkich powiek.

***

- To nie ma sensu - mruknąłem sam do siebie po trzeciej godzinie wałkowania na prawo i lewo, całkiem zwinięta pościel przypominała mi teraz bardziej zwłoki niż coś pod czym śpi człowiek.
Ledwo żywy człowiek, więc poszewka podłapała wątek.
Wsunąłem na nogi sportowe buty, a przez głowę przełożyłem pierwszą lepszą, szarą bluzę, która okazała się ciut za duża.

Zapewne po tacie... - pomyślałem zaciągając się jej zapachem. Przekręciłem kluczyk w drzwiach i wolnym krokiem ruszyłem w stronę wyjścia...

***

Spacer dobrze mi zrobił, jednak nawet gdybym krążył miesiąc dookoła szkoły to nie rozwiąże moich problemów, a może mi ich dołożyć jeśli ktoś mnie przyłapie.
Już miałem skorzystać z wyjścia ewakuacyjnego gdy moją uwagę przyciągnęła oświetlona światłem latarki sylwetka. Stojąc w cieniu przyglądałem się jej dłuższą chwilę bym w końcu rozpoznał w niej blond włosy i dość szczupłą budowę.

Nie podchodź do niego.
Nie próbuj mi przeszkodzić.

Wolnym krokiem zbliżałem się do chłopaka, który wyraźnie spiął się gdy mnie rozpoznał i przyjmując jakby bojową pozycję wymierzył we mnie wściekłe spojrzenie.
- Przyszedłeś poprawić co zacząłeś? - wytknął wymierzając we mnie wskazujący palec.
- Przepraszam... - wydusiłem tylko.
- Coś często Ci się to zdarza - warknął jeszcze przez chwilę utrzymując ze mną kontakt wzrokowy. Nie wiedząc co dalej powiedzieć westchnąłem ciężko i opadłem na ziemię. Mój wzrok prześwietlał każdy widoczny zakamarek byleby tylko nie patrzeć na chłopaka obok. - Wiesz jak to jest - zacząłem gdy ten mimo wszystko usiadł koło mnie - Kiedy przez całe życie jakiś głos próbuje kierować Twoim życiem? Wiesz, nie mam na myśli Twojego sumienia czy coś... Tylko tego ludzkiego głosu, który zmusza Cię do złych rzeczy takich jak kradzieże, narkotyki czy bicie ludzi - zaśmiałem się sucho podając ostatni przykład - Masz ochotę go zabić, ale wiesz, że wtedy musisz zabić siebie więc w końcu lądujesz w szpitalu psychiatrycznym ale to się nie kończy, ten pseudo człowiek w Twojej głowie idzie za Tobą do końca, niby leki pomagają ale wystarczy, że raz ich nie weźmiesz, a on atakuje - roześmiałem się ponownie wywołując uśmiech na twarzy Azjaty - Wiem brzmię jak wariat - dodałem, biorąc głęboki oddech - Naprawdę nie chciałem.
Po minie Briana widziałem, że coś chce powiedzieć. Przerwało mu jednak ostre światło latarki i niski, męski głos.
- Mało wam szczeniaki problemów, żeby jeszcze pałętać się po ciszy nocnej poza terenem szkoły?

Brian?
xD
XD
xD
Xd



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz