Przecież nie pozwoliłby zrobić co krzywdy.
Tavi, nie znasz go...
Dwa sprzeczne ze sobą głosy w mojej głowie buntowały się przeciw wszystkiemu i atakowały i tak skołatane nerwy, mimo to nie miałem sumienia mu odmówić, zwyczajnie nie umiałem i nieco machinalnie, z głośnym westchnieniem zrobiłem dwa kroki do przodu, a sztuczność mojego uśmiechu widziałem, bez patrzenia w lustro.
- Nie zrobię Ci krzywdy - dodał głosem dosłownie niosącym spokój. Tocząca się w mojej głowie wojna, została nieco przygaszona, a nogi koniec końców powiodły w stronę ciemnowłosego, który z iskrą w oczach podał mi jeden z kasków i gestem zachęcił do zajęcia miejsca tu za nim.
Zacisnąłem nerwowo palce na brzegach kurtki chłopaka, wtulając twarz w miękki materiał.
Mimo, że nie ruszyliśmy, żadna siła nie była w stanie mnie zmusić bym opuścił nogi ponownie na ziemię, czułem się jakby się unosił i była to bezpieczna przystań, w której mogłem zostać do końca podróży.
- Jak będziesz tak robić to mnie udusisz i faktycznie umrzemy przed końcem podróży - nieco podniesionym głosem Isaac zwrócił na siebie moją uwagę. W tym właśnie momencie zorientowałem się, że mam zamknięte oczy. Uchyliłem więc drżące powieki, by dostrzec jak mocno zaciskam dłonie na chudych bokach chłopaka.
- Przepraszam - mruknąłem, czując jak moje policzki oblewają się niechcianym rumieńcem. Rozluźniłem uścisk, chwytając ponownie kurtkę chłopaka. Samego momentu startu nie widziałem, ale mocniejsze szarpnięcie i silniejszy wiatr we włosach w akompaniamencie ryku silnika był dość oczywisty. Powoli uchyliłem powieki, czując na włosach nieprzyjemny ciężar, jednak obraz, jaki miałem przed sobą umykał mi zbyt szybko. Chciałem spytać gdzie jedziemy, ale świst i głośny ryk zagłuszał moje własne myśli.
Obserwowałem Isaaca z ogromnym podziwem, robił wszystko płynnie, ale stanowczo zdawać by się mogło, że został do tego stworzony, przez co i mi udzielił się przyjemny nastrój podróży.
~*~
Wszystko jednak co dobre, a tym bardziej nowe, kiedyś się kończy. Tak więc po około pół godzinnej jeździe, z drżącymi dłońmi, mogłem spokojnie zdjąć z siebie ciężar podróży, delektując się spokojem jaki niósł grunt pod stopami.
- Przetrwałeś? - ciemnowłosy spojrzał na mnie z iskrą w oczach, na co spróbowałem się uśmiechnąć.
- Chyba mogło być gorzej... - mruknąłem zerkając to na niego, to na miejsce, pod którym właśnie staliśmy. Przed moimi oczyma wyrastał wielki dom, którego nie widziałem nigdy wcześniej, był naprawdę ładny, widać było, że nie brakowało mu kobiecej ręki.
- To znaczy - mruknął, patrząc na mnie tak, jakby nie chciał mnie martwić - Mamy... - kontynuował, po czym odchrząknął, sprawiając, że szarpnąłem za końcówki własnych włosów - Mały problem z motocyklem - przesunąłem czubkiem języka po nagle zeschniętych wargach. - Ale spokojnie, tu mieszka moja siostra - uśmiechnął się, próbując wyzbyć mnie złych emocji i kompletnego nie pokoju.
Nie pomogło.
Skinąłem jedynie głową, po raz kolejny spoglądając w stronę domu, który z jednej strony przyciągał, doprawdy uroczym wyglądem, a z drugiej, stojąc w obliczu poznania tak prywatnej części życia chłopaka, miałem ochotę zacząć pieszo przemierzać drogę powrotną. Koniec końców, zaparłem się w sobie i używając ostatnich resztek silnej woli, postąpiłem na przód, próbując znaleźć pozytywy całej sytuacji.
Poza obecnością Isaaca, co i tak musiałem odrzucić. Obserwowałem jak jako pierwszy rusza do przodu przez jeszcze chwilę zatracając się w przyjemnych myślach o przyszłości, póki to sam nie odwrócił się do mnie i z wyraźną troską kładąc ciężką na moim, chudym ramieniu. Poczułem jak jego palce nieco zbyt mocno wbijają się między moje kości, choć nie robił tego umyślnie.
Jak każdy.
- Jesteś zły? - jego oczy próbowały ogarnąć mnie całego za jednym razem, nerwowo wyczekując odpowiedzi.
- Co? - spytałem, jakby wtrącony z transu. Do tej pory i ponownie nie zdawałem sobie sprawy, że zdążyliśmy dostać się pod same drzwi budynku, z którego dobywały się mało przyjemne dźwięki kroków. - Oczywiście, że nie, tylko... Bo pies i... - zmarszczyłem brwi, z zatroskanego wyrazu twarzy spokojnie mogłem wyczytać poczucie winy przez co jeszcze bardziej odechciało mi się tej całej podróży.
Najgorsze i tak było przed nami...
Z wnętrza domu, jakby ze smoczej jamy wyłoniła się kobieta. Niebywała sylwetka, długie włosy, ogromne oczy i uderzające podobieństwo do mojego towarzysza, zmierzyła naszą dwójkę chłodnym spojrzeniem i wygięła wargi w charakterystycznym geście, nie racząc swojego, jak się domyśliłem, brata, żadnym ciepłym powitaniem.
- Przyprowadziłeś sobie kolejną ofiarę? - syknęła głosem, nad wyraz kobiecym. Nie wiedzieć czemu przypominała mi ona, jedną z tych kreowanych przez telewizyjną rzeczywistość ideałów, które znane jako te zimne, przemierzały wszelkie Reality Show, ewentualnie wybiegi najznamienitszych projektantów. Zmarszczyłem brwi, nie reagując w żaden sposób na jej wścibską uwagę - Choć nie wygląda aż tak bezużytecznie - mruknęła, mierząc mnie srogim spojrzeniem by wreszcie podobnym, choć łagodniejszym, zaszczycić też brata. - Znowu zepsułeś motocykl? Z tego co widzę nie tylko on uległ uszkodzeniu - mruknęła, przyglądając się twarzy nastolatka, na której wciąż widniały pamiątki ostatnich dni.
- Jak widać, ponownie jesteś moją jedyną nadzieją - zaśmiał się cicho. Isaac był od niej sporo wyższy, ciężko mi było jednak określić do kogo należała faktyczna przewaga.
- Nie pierwszy raz możesz liczyć tylko na mnie, jak widać przyjaciele - jej wzrok, aż zbyt wyraźnie zasugerował, że ów aluzję mam wziąć do siebie - Znaczy Twoi przyjaciele, są bezużyteczni - burknęła, po czym odwróciła się tyłem do naszej dwójki, ruszając w głąb domu.
- Ja przepraszam Tavi... To może nie być najprzyjemniejsze przeżycie - mruknął Isaac, napotykając mój wzrok. Spojrzałem chłopakowi prosto w oczy, zbierając w sobie odwagę na dalsze popołudnie.
- Co Ty gadasz, na pewno będzie świetnie.
Isaac?
No w sumie nic nie zrobiłam, wiem.
- To znaczy - mruknął, patrząc na mnie tak, jakby nie chciał mnie martwić - Mamy... - kontynuował, po czym odchrząknął, sprawiając, że szarpnąłem za końcówki własnych włosów - Mały problem z motocyklem - przesunąłem czubkiem języka po nagle zeschniętych wargach. - Ale spokojnie, tu mieszka moja siostra - uśmiechnął się, próbując wyzbyć mnie złych emocji i kompletnego nie pokoju.
Nie pomogło.
Skinąłem jedynie głową, po raz kolejny spoglądając w stronę domu, który z jednej strony przyciągał, doprawdy uroczym wyglądem, a z drugiej, stojąc w obliczu poznania tak prywatnej części życia chłopaka, miałem ochotę zacząć pieszo przemierzać drogę powrotną. Koniec końców, zaparłem się w sobie i używając ostatnich resztek silnej woli, postąpiłem na przód, próbując znaleźć pozytywy całej sytuacji.
Poza obecnością Isaaca, co i tak musiałem odrzucić. Obserwowałem jak jako pierwszy rusza do przodu przez jeszcze chwilę zatracając się w przyjemnych myślach o przyszłości, póki to sam nie odwrócił się do mnie i z wyraźną troską kładąc ciężką na moim, chudym ramieniu. Poczułem jak jego palce nieco zbyt mocno wbijają się między moje kości, choć nie robił tego umyślnie.
Jak każdy.
- Jesteś zły? - jego oczy próbowały ogarnąć mnie całego za jednym razem, nerwowo wyczekując odpowiedzi.
- Co? - spytałem, jakby wtrącony z transu. Do tej pory i ponownie nie zdawałem sobie sprawy, że zdążyliśmy dostać się pod same drzwi budynku, z którego dobywały się mało przyjemne dźwięki kroków. - Oczywiście, że nie, tylko... Bo pies i... - zmarszczyłem brwi, z zatroskanego wyrazu twarzy spokojnie mogłem wyczytać poczucie winy przez co jeszcze bardziej odechciało mi się tej całej podróży.
Najgorsze i tak było przed nami...
Z wnętrza domu, jakby ze smoczej jamy wyłoniła się kobieta. Niebywała sylwetka, długie włosy, ogromne oczy i uderzające podobieństwo do mojego towarzysza, zmierzyła naszą dwójkę chłodnym spojrzeniem i wygięła wargi w charakterystycznym geście, nie racząc swojego, jak się domyśliłem, brata, żadnym ciepłym powitaniem.
- Przyprowadziłeś sobie kolejną ofiarę? - syknęła głosem, nad wyraz kobiecym. Nie wiedzieć czemu przypominała mi ona, jedną z tych kreowanych przez telewizyjną rzeczywistość ideałów, które znane jako te zimne, przemierzały wszelkie Reality Show, ewentualnie wybiegi najznamienitszych projektantów. Zmarszczyłem brwi, nie reagując w żaden sposób na jej wścibską uwagę - Choć nie wygląda aż tak bezużytecznie - mruknęła, mierząc mnie srogim spojrzeniem by wreszcie podobnym, choć łagodniejszym, zaszczycić też brata. - Znowu zepsułeś motocykl? Z tego co widzę nie tylko on uległ uszkodzeniu - mruknęła, przyglądając się twarzy nastolatka, na której wciąż widniały pamiątki ostatnich dni.
- Jak widać, ponownie jesteś moją jedyną nadzieją - zaśmiał się cicho. Isaac był od niej sporo wyższy, ciężko mi było jednak określić do kogo należała faktyczna przewaga.
- Nie pierwszy raz możesz liczyć tylko na mnie, jak widać przyjaciele - jej wzrok, aż zbyt wyraźnie zasugerował, że ów aluzję mam wziąć do siebie - Znaczy Twoi przyjaciele, są bezużyteczni - burknęła, po czym odwróciła się tyłem do naszej dwójki, ruszając w głąb domu.
- Ja przepraszam Tavi... To może nie być najprzyjemniejsze przeżycie - mruknął Isaac, napotykając mój wzrok. Spojrzałem chłopakowi prosto w oczy, zbierając w sobie odwagę na dalsze popołudnie.
- Co Ty gadasz, na pewno będzie świetnie.
Isaac?
No w sumie nic nie zrobiłam, wiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz