Przekręciłem się na łóżku twarzą w stronę Leosia. Brunet leżał, patrząc w sufit pełnymi napięcia oczami. Widać, że bardzo zależało mu na tym wyjeźdźcie.
- Zgadzam się - powiedziałem. - Polecę z tobą.
Chłopak usiadł i patrzył na mnie, doszukując się żartu.
- Naprawdę?
- Czemu nie? - Wzruszyłem ramionami.
- Och, to... to świetnie! - Zastanowił się przez chwilę. - Czyli ten... spakuj się i jutro o piątej wyjedziemy. Odlot jest o siódmej, więc na spokojnie zdążymy.
- Mam nadzieję, że dam radę wstać - mruknąłem.
- Jakby co, to cię obudzę, nie martw się - powiedział z uśmiechem.
Usiadłem, pocałowałem Leosia i zszedłem na podłogę, Rozprostowałem lekko zdrętwiałe nogi. Odwróciłem się jeszcze raz w stronę chłopaka, który bez skrępowania obserwował moje poczynania.
- A na ile ten wyjazd? - Zapomniałem o najważniejszym.
- Na dwa tygodnie - powiedział, czerwieniąc się lekko.
- Okej, to do jutra. - Uśmiechnąłem się i ruszyłem w stronę drzwi.
- Do jutra.
Wyszedłem z pokoju i skierowałem się do swojego, który nie był daleko. Wszedłem, zamknąłem drzwi i otworzyłem swoją niemałą szafę, zapełnioną po brzegi. Z górnej półki wyjąłem najbardziej pojemną walizkę, jaką miałem i położyłem ją na podłogę. Otworzyłem. Walizka składała się z dwóch przegród w środku i dodatkowej kieszonki z drugiej strony. Do pierwszej przegrody spakowałem górną część garderoby: dwie buzy z suwakiem, jedną bez, piętnaście bluzek - tak w razie czego - oraz piżamę. Drugą przegrodę zapchałem siedmioma parami krótkich spodenek i czterema długich spodni. Bieliznę włożyłem do kieszonki. Bo bokach pochowałem jeszcze rzeczy typowo toaletowe, jednak niektóre będę mógł spakować dopiero rano, oraz ręczniki. Wyglądało to jak jakaś wyprowadzka, a nie dwutygodniowy wyjazd. Na środek położyłem aparat. Mam nadzieję, że dzięki temu moje portfolio odżyje, bo trochę je zaniedbałem. Nie zamknąłem bagażu, tylko przesunąłem go w kąt pokoju.
Od razu po tym poszedłem się umyć. Wiedziałem, że będę musiał rano wstać, dlatego wolałem już teraz iść spać. Należę do lekkich śpiochów, więc to i tak wystarczające utrudnienie.
W końcu położyłem się na łóżku, od razu zasypiając.
***
Niechciany dźwięk budzika rozproszył mój sen. Z jękiem podniosłem się do pozycji siedzącej. Sięgnąłem po telefon. W pół do czwartej.
Leander powinien być dumny, że się dla niego tak poświęcam.
Podniosłem się i otworzyłem opustoszałą szafę. Nie miałem niestety dużego wyboru, więc wziąłem czarną bluzkę z nazwą zespołu, a do tego białe dżinsy z dziurami. Gdy już się umyłem i ubrałem, zająłem się układaniem włosów. Jak zwykle trochę mi się zeszło. W końcu umyłem zęby i spakowałem swoją torbę do końca. Nie miałem po co schodzić do stołówki, bo i tak niczego do jedzenia tam bym nie znalazł. Zamiast tego udałem się do głównego korytarza, gdzie stał automat. Nakupowałem batoników muesli. Westchnąłem. Będzie musiało mi starczyć.Wróciłem do pokoju, po drodze konsumując kupione produkty.
Umrę z głodu.
Gdy znalazłem się już w środku, zabrałem walizkę i ruszyłem do pokoju Leosia. Zegar w telefonie wskazywał czwartą czterdzieści, jednak nie zamierzałem spędzić tych dwudziestu minut siedząc i się nudząc. Wszedłem bez pukania, a swój bagaż postawiłem tam, gdzie Leander. Chłopak słysząc zamieszanie, wyszedł z łazienki. W przeciwieństwie do mnie był jeszcze w proszku. Na sobie miał tylko spodnie, a włosy sterczały mu w nieładzie. Zaśmiałem się na ten widok.
- No co? Jeszcze tyle czasu - powiedział z nutą śmiechu w głosie.
Nie potrafiąc się powstrzymać, podszedłem do niego, przygwoździłem do ściany i złączyłem nasze usta w mocnym pocałunku pełnym wszelkich uczuć, które do niego czułem.
- Lepiej się pośpiesz - wyszeptałem do ucha Leosiowi i się odsunąłem, od razu kierując się w stronę łóżka, na którym wczoraj spędziłem noc.
Po pół godzinie, w końcu skończył.
- Spóźnimy się przez ciebie - mruknąłem.
- Och, ty optymisto.
Wstaliśmy, wzięliśmy nasze bagaże i ruszyliśmy przez ciche korytarze. Opuściliśmy budynek Academy i skierowaliśmy się do samochodu Leandera. Wsadziliśmy nasze walizki do bagażnika. Wsiadłem do samochodu od strony pasażera. Leoś prowadził.
- Tylko nas nie zabij - zaśmiałem się.
- Bardzo śmieszne.
Gdy jechaliśmy, oparłem głowę o drzwi. Droga zajęła niecałe półgodziny. Leander zaparkował i poprowadził nas do środka. Ja usiadłem na ławce, a on zajął się sprawdzeniem naszego odlotu. Daliśmy bagaże do sprawdzenia. Musiałem wyjąć z kieszeni trzy batony, co wprawiło mnie w lekkie zażenowanie. Gdy było już po wszystkim, ruszyliśmy do naszego samolotu. Miejsca, które był dla nas zarezerwowane, znajdowały się obok siebie. Walizki położyliśmy na górze i usiedliśmy na miejsca.
W końcu mogłem spać.
Leander? xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz