Spojrzałem na oddalającego się Sylvaina, chcąc go przy sobie zatrzymać, jednak ciężki oddech i ogromny ból uniemożliwił mi sklejenie jakiegokolwiek zdania. Zdenerwowany, że tak po prostu wyszedł chciałem wstać i biec do niego.
Chciałem, żeby mnie przytulił.
Westchnąłem cicho, przekręcając się na drugi bok. Mroczki przed oczami, jasno dały mi do zrozumienia, że to nie ma najmniejszego sensu i muszę wybłagać pielęgniarkę o pomoc, o którą jak się okazało wcale nie musiałem prosić.
- Twoja gorączka spadła do trzydziestu dziewięciu i trzech, możemy Cię więc zawieść do sali, dasz radę? - skinąłem głową, chociaż nie byłem tego pewien, z pomocą wysokiej blondynki, wtaszczyłem ociężałe ciało na wózek inwalidzki, próbując pohamować odruchy wymiotne.
- Może pani znaleźć chłopaka z ciemnymi włosami w żółtej bluzie? Błagam... Ma na imię Sylvain, proszę poprosić by przyszedł na salę - uniosłem wzrok patrząc na nią intensywnie. Wiedziałem, że się waha, bo koniec końców nie powinna tego robić, godzina odwiedzin i tak się kończyła - Proszę - westchnąłem, przymykając powieki. Koniec końców, jedynie pokiwała głową, prosząc bym nikomu nie pisnął o tym słowa. Uśmiechnąłem się do siebie i jakby zyskując więcej sił, niemal sam wszedłem na łóżko. Zakopałem się w kołdrę, czekając. Obserwowałem przemykające przez małe okienko w drzwiach, cienie, doszukując się w nim znajomej sylwetki.
Nie poszedł sobie... Nie zrobi mi tego.
Zmrużyłem zmęczone powieki, zaczynając tracić jakąkolwiek nadzieję, gdy drzwi do sali uchyliły się. Wstrzymałem oddech licząc, że nie będzie to kolejna pielęgniarka. Pierwszym co ujrzałem była śliczna i wciąż starannie ułożona, blond grzywka delikatnie bujająca się na boki przy każdym ruchu, idąc dalej mogłem zobaczyć ciemne, zmęczone oczy uciekające wzrokiem przede mną, blada cera delikatnie przebarwiona przez nerwowe godziny i pełne, spękane usta.
Nie rozumiem go.
Nie wierzę, że to przeze mnie.
- Coś się stało? - spytał, zajmując strategiczne miejsce, z dala ode mnie na małym, metalowym krzesełku pod ścianą. Westchnąłem zirytowany, gorączka, która zdecydowanie malała pozwoliła mi w miarę trzeźwo ocenić sytuację.
- A jak myślisz? - wbiłem wzrok w punkt między nami, uparcie doszukując się w nim czegoś bardziej interesującego niż Sylvain. - Czemu mi to robisz? Najpierw dajesz mi nadzieję, potem po prostu uciekasz, wracasz, wyznajesz mi miłość i znów odchodzisz, jeśli to żart to sobie odpuść - mruknąłem. Tak naprawdę, właśnie tak to wyglądało. Beznadziejny żart ze strony znudzonego nastolatka.
- Leander, ja nigdy bym Ci czegoś takiego nie zrobił - cichy chrzęst rozległ się po pomieszczeniu gdy ten poderwał się z krzesła, zbliżając do mnie, poczułem jak chwyta mnie za rękę i wtedy nie wytrzymałem, obróciłem głowę by na niego spojrzeć, doszukując się w tym pięknym i przeszywającym spojrzeniu chociaż minimum prawdy.
Znalazłem ją.
- To przestań mnie w końcu zostawiać i proszę daj mi szansę pokazać, że Cię nie zostawię - moje oczy wypełniły się łzami, a serce zabiło znacznie szybciej.
Proszę Cię, Sylvain... Zacisnąłem palce na jego dłoni, szukając jakiegokolwiek oparcia w chociaż tym geście.
- Leoś - wbił we mnie intensywne spojrzenie, które odwzajemniałem resztkami odwagi i korzystając z okazji, że ten zbliżył się do mnie, ułożyłem dłoń na jego policzku i uniosłem głowę po raz kolejny go całując. Zimny dreszcz przemknął po moich plecach gdy kolejny raz mogłem wpić się w jego wargi, czerpiąc z tego tak wiele radości. Sylvain wsadził dłoń w moje włosy, drapiąc lekko skórę głowy i nachylając się nade mną mocniej, zmusił do tego bym ułożył głowę ponownie na poduszce. Przesunąłem opuszkami palców po jego policzku, kilkukrotnie zjeżdżając aż do szyi, by wreszcie tracąc oddech odsunąć się od chłopaka na kilka centymetrów.
- Naprawdę umiem, tylko daj mi spróbować - niespokojny oddech starszego otulił moją twarz, delikatnie muskając ją ciepłym powietrzem, nadal pachnącym pastą do zębów. Starszy przyłożył czoło do mojego, otulając mnie jego chłodem.
- Chyba nie umiem Ci odmówić - uśmiechnął się słabo, muskając wargami mój policzek. Odetchnąłem z ulgą, próbując odpędzić od siebie małego kata pod postacią dwóch, banalnych słów:
Opcja ewentualna.
Nie...
Na pewno tak nie było, nie zrobi mi tego. Objąłem dłońmi szyję starszego, przyciągając do siebie w żelaznym uścisku - Możesz tu dzisiaj zostać? - włosy Sylvaina uniosły się i opadły kilkukrotnie w potwierdzającym geście.
Nie dam mu odejść.
* Dwa Tygodnie Później*
Gdyby ktoś wcześniej uświadomił mi jak długie może być leczenie zapalenia płuc, nigdy bym na nie nie zachorował.
Chociaż... Z drugiej strony patrząc w tym, że przykrym wypadku jest jeden ogromny plus, przysłaniający wszystkie inne wady.
Sylvain.
Byłem szczęśliwy, że dotrzymał słowa i przychodził tu codziennie po szkole i spędzał ze mną czas. Nasze stosunki, no cóż... Naprawdę się, jakby to ująć poprawiły. Nawet bardzo.
- Masz zamiar rozstać się z tym szpitalem, czy będziesz tak siedział? - ciemnowłosy wyrwał mnie z zamyślenia. Uniosłem wzrok by spojrzeć w jego oczy, w których tańczyły radosne iskierki. Miło było widzieć go szczęśliwego.
- Idę, pod warunkiem, że zaraz po wyjściu zabierzesz mnie do parku rozrywki, albo czegoś takiego - podniosłem się z zajmowanego miejsca i chwyciłem dłoń chłopaka, splatając nasze palce.
Chyba nigdy nie byłem tak szczęśliwy.
Sylvain?
Gdybym tylko wiedział, jak długo trwać może leczenie zwykłego zapalenia płuc. No, ale cóż
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz