- Nie jesteś jeszcze za słaby na takie zabawy? - powiedziałem i uniosłem do góry jedną brew.
Pokręcił głową.
- Nie po to tyle czasu siedziałem w szpitalu, by teraz wciąż odpoczywać. Pff - prychnął.
Przyciągnąłem go do siebie i potarmosiłem za włosy. Próbował strząchnąć moją rękę, ale nie udało mu się.
- Niech ci będzie, ale najpierw musimy iść do Academy, by nie targać za sobą twoich rzeczy. - W odpowiedzi niechętnie pokiwał głową.
Wypuściłem go ze swoich objęć i wziąłem spakowaną torbę.
- Nie musisz za mnie wszystkiego targać - stwierdził Leander.
Przewróciłem oczami.
- Nie marudź tylko idź się wypisać. Będę czekać w samochodzie.
Tak też zrobiliśmy. Po zejściu na parter, ja skierowałem się w stronę drzwi wyjściowych, a Leoś do recepcji. Wyszedłem na parking i zacząłem szukać wzrokiem swojego samochodu. Tym razem byłem w stanie prowadzić. Podszedłem do niego, otworzyłem bagażnik i umieściłem tam torbę chłopaka.
Mojego chłopaka.
Uśmiechnąłem się lekko na tę myśl. Ostatnie dwa tygodnie były prawie idealne. Teraz będą idealne, bo Leander wyszedł w końcu z tego pieprzonego szpitala. Wciąż trochę obwiniałem się za ten basen, ale myśl o tym wcale nie uzdrowiłaby Leosia.
Zamknąłem bagażnik, ale nie wsiadłem do środka samochodu. Postanowiłem poczekać na bruneta przed autem. Wyjąłem telefon i sprawdziłem godzinę. Za pięć dwunasta. Była sobota, więc nie musieliśmy się spieszyć. W końcu zobaczyłem, jak drzwi do szpitala się rozsuwają i stanął w nim trochę wychudzony Leander. Pomachałem ręką, by mnie zauważył. Spojrzał w tę stronę i się uśmiechnął. Kochałem ten uśmiech.
Podszedł do mnie i wspólnie wsiedliśmy do samochodu.
Wyjechałem z podjazdu i ruszyłem w stronę Academy.
- W końcu wydostałem się z tego więzienia - powiedział Leander.
Wzruszyłem ramionami.
- Wiesz... w każdej chwili mogłeś się wypisać na własne życzenie, ale nie wiem, co by z tego wyszło.
- Bardzo zabawne - powiedział po czym zamilknął na chwilę i zmienił temat. - Masz mnie zabrać na lody włoskie i koniec.
- A co jeśli tego nie zrobię? - Zaśmiałem się.
- Pff, koniec naszej znajomości.
- Czyli wolisz bardziej lody niż mnie. - Udałem, że smutnieję.
Leoś złapał mnie za rękę, którą trzymałem na skrzyni biegów.
- Wiesz, że nie.
Uśmiechnąłem się tylko i wjechałem na parking Academy. Zatrzymałem samochód.
- Pozwól, że sam zabiorę swoje rzeczy - powiedział brunet i wysiadł.
Przewróciłem oczami i zgasiłem silnik. Wysiadłem z samochodu i - gdy Leander zabrał już torbę - zamknąłem auto. Wspólnie poszliśmy do jego pokoju. Położył torbę na stole i nawet do niej nie zajrzał.
- Nie zamierzasz tego rozpakować? - zapytałem, wskazując na torbę.
- Eee, potem. - Uśmiechnął się do mnie i przybliżył.
Pocałowałem go, jednocześnie łapiąc za szyję. Leoś objął mnie w pasie i w takiej pozycji przywarliśmy do siebie. Gdy zabrakło nam tchu odsunąłem się tak, że stykaliśmy się nosami.
- To co, idziemy? - Poczułem jego oddech na swoich wargach. Przez to miałem ochotę jeszcze raz go pocałować, ale zamiast tego złożyłem pocałunek na jego czole i wyszliśmy z pokoju, cały czas trzymając się za ręce.
Zamknął drzwi na klucz i poszliśmy - tym razem na piechotę, lodziarnia i tak była niedaleko. Zresztą, świeże powietrze dobrze zrobi Leosiowi.
- Wszystko w porządku? - zapytałem.
- Tak, mamo.
Westchnąłem.
- Ja się po prostu martwię.
- Nie ma o co - stwierdził.
Ustaliśmy przed pasami. Dokładnie obejrzałem obie strony drogi.
Nie panikuj, Sylvain, nie psuj tego.
Uspokoiłem się lekko dopiero wtedy, gdy przeszliśmy przez pasy.
- To chyba ja powinienem zapytać ciebie, czy wszystko w porządku.
- Tak, oczywiście. - Uśmiechnąłem się krzepiąco i poszedłem ustać w kolejce po lody.
Leander?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz