Była dziś sobota dlatego pojechałem do Kat. Poznałem jej przyjaciółkę Lucy, która będzie jej druhną na naszym ślubie...jeśli do niego dojdzie.
Lucy była piękną dziewczyną o jasno brązowych włosach z nielicznymi pasemkami w kolorze blond. Oczy dziewczyny były koloru niebieskiego. Czułem jak coś mnie do niej ciągnie. Udało mi się to jednak opanować. Wieczorem Kat musiała pojechać do pracy i zostałem sam z Lucy.
-Może się lepiej poznamy? - Zaproponowałem.
-Chętnie. - Dziewczyna zbliżyła się do mnie na taką odległość, że nasze ciała się stylały.
-Co robisz? - Stałem w bezruchu. Nasze twarze dzieliło dosłownie kilkanaście centymetrów.
-Poznaję Cię. - Wyszeptała i wpiła się w moje usta.
Mogłem to przerwać to teraz, w tej chwili ale nie potrafiłem...a raczej nie chciałem. Objąłem ją i podstadziłem tak, że jej nogi były na boich biodrach podtrzymywane przez moje dłonie. Lucy wsadziła dłonie w moje włosy. W takiej pozycji poszliśmy do najbliższej sypialni.
~~~~~~~KILKA GODZIN PÓŹNIEJ~~~~~~~
Lucy leżała na łóżku wtulona w mój tors. Oboje byliśmy nadzy. Zdałem sobie sprawę, że nie mogę wziąść ślubu z Kat. Po prostu nie jestem w stanie być z jedną dziewczyną w stałym związku.
-Kat niedługo wróci. - Powiedziała dziewczyna nie zmieniając pozycji. -Co jej powiemy?
-Nic. Zerwę z nią. Nie mogę wziąść z nią ślubu bo nie potrafie być w stałym związku. - Wyjaśniłem.
Usłyszeliśmy dźwięk otwierających się drzwi. Pewnie Kat wróciła wcześniej. Szybko zaczęliśmy się ubierać. Jednak nie zdążyliśmy bo Kat weszła do środka.
-Czy wy... - Nie mogła dokończyć zdania.
-Tak. - Potwierdziłem to co chciała powiedzieć. -Wybacz ale zrywam zaręczyny. Nie potrafię być w stałym związku.
Kat tylko zdjęła pierścionek zaręczynowy i rzuciła nim we mnie.
-Wynoście się oboje! - Krzyknęła łamiącym się głosem.
Dokończyliśmy się ubierać i wyszliśmy.
~~~~~~~~~DWA DNI PÓŹNIEJ~~~~~~~~~
Na przerwie wyszedłem na zewnątrz. Zauważyłem ciemnowłosą dziewczynę rozglądającą się, jakby kogoś szukała. Jej wzrok zatrzymał się na mnie. Bez wahania podeszła do mnie.
-Ty jesteś Liam De Vil? - Odezwała się.
-Tak, to ja. - Przytaknąłem.
-Nazywam się Nicole Grey. Wiem, że będzie Ci w to trudno uwieżyć ale jestem twoją starszą siostrą. - Mówiła to tak spokojnie jakby to już ćwiczyła setki razy.
-Co? - Nie ukrywałem zdziwienia. -Ja nie mam rodzeństwa.
-Masz mnie. Zostałam oddana do domu dziecka bo ojciec nie chciał córki tylko syna.
-Jak śmiesz mówić tak o moim ojcu? - Teraz to przegięła. -Nie jesteś moją siostrą i skończyłem z tobą rozmowę.
Szybkim krokiem wszedłem do budynku zostawiając dziewczynę za sobą. Byłem zdenerwowany po tym co mi powiedziała. Jak ona śmie tak obrażać ojca. Szedłem prosto przed siebie korytarzem nie patrząc na nic. W końcu na kogoś wpadłem. To musiało się tak skończyć.
-Patrz jak chodzisz. - Wiedziałem, że to moja wina ale nie zamierzałem tego przyznawać.
- Sorry, moja wina. Nie patrzyłam gdzie idę. - Powiedziała dziewczyna, którą potrąciłem łapiąc się za głowę i coś podnosząc z podłogi.
-Następnym razem postaraj się patrzeć. - Mój ton brzmiał oschle.
-Może Ci to jakoś wynagrodzę? Co powiesz na kawę? - Na jej twarzy pojawił się nikły uśmiech.
-Ok.
Poszliśmy do stołówki gdzie dziewczyna kupiła mi i sobie kawę.
-Jestem Oshee. - Przedstawiła się.
-Liam. - Wziąłem swoją kawę.
-Zły dzień? - Podjęła rozmowę.
-I to jeszcze jak ale nie chcę o tym gadać. - Wziąłem mały łyk jeszcze gorącej kawy.
Przyjżałem się tej dziewczynie. Była szczupła o średnim wzroście. Miała brązowo-rude włosy opadające na ramiona, lekko falowane. Karnację wyjątkowo jasną. Oczy miała złoto-piwne. Jednym słowem była ładna. Miała też orginalne imię.
-Nowa? - Jakoś byłem oszczędny w słowach, pewnie przez ten incydent z tamtą dziewczyną.
(Oshee?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz