8.02.2017

Od Aleca C.D Leny

   Od kiedy moje uleganie Lenie zdarzało się tak często, by dać Rudzielcowi prawo do uchybienia mi w tych sprawach i użycia słowa zawsze. To coś, do czego nie miałem szacunku i nawet przewiercający się przez warstwę irytacji rozum nie był w stanie ulec pokusie zrozumienia całego monologu. Monologu, dla którego Aiden postanowił podnieść głos, tak niepasujący do jego usposobienia, że u mnie wywoływało to wręcz zdumienie, pomimo że jedyną rzecz jaką o nim wiedziałem, to fakt, że przyjaźni się z Leną. Teraz właśnie miałem zaszczyt widzieć, jak bardzo... Kpił ze mnie, ułożył na gwoździach, ale zabrakło mu sił, żeby mnie dobić, o ile naprawdę dążył do tego celu, w co wątpię. Najbardziej niewygodne było jednak to, że na to pozwalałem. Chęć zaprzeczenia mu stawała się z chwili na chwili o wiele większa niż głębszego zastanowienia się nad tym, jakie były powody tego wywodu. Wiedziałem doskonale, ale to, czy ochrzanił mnie słusznie, nadal pozostawało owiane tajemnicą. Co on mógł o nas... ach, tak.
   Osądził mnie? Oskarżył? Próbował coś uświadomić, przemówić, obić twarz za pomocą słów? Dokładnie tak się czułem, a pomysłów miałem wiele. Jednakże przez cały ten czas zdawało mi się, że Aiden karcąco mnie ocenił, opierając swoją wypraną z argumentów tyradę o tą jedną sytuację w chwili, gdy pozostając w niewiedzy, byłem gotowy skorzystać z zaufania do Leny i pomóc jej odzyskać to, co straciła. Gdybym dowiedział się o tabletkach, nie pozwoliłbym jej na to. Proste. Moje myśli to nie był instynkt samozachowawczy, leżący w naturze ludzi, którzy słysząc oskarżenia i to, co się ewidentnie nie podoba, bronią się rękami i nogami, wmawiają sobie cokolwiek, by uświadomić sobie, że wszystko co ktoś powiedział jest sprzeczne z prawdą. Tak postępują ludzie z kipiącym nadmiarem dumy, która nie pozwala pogodzić się z czymś, co jest druzgocącym faktem.
   Nie czułem ani cienia potrzeby, by tłumaczyć się Aidenowi. Mój szacunek wobec niego malał za każdym razem, gdy przypominałem sobie, jakie słowa wyrywały mu się z ust. Właśnie, wyrywały. Ta jedna chwila była niekontrolowanym wulkanem emocji. W odpowiedzi tylko uniosłem ręce w geście obronnym.
   – Mam tylko dwie sprawy. Pierwsza, trzymaj emocje na wodzy, bo zjadają ci zdolność racjonalnego myślenia. – Odchrząknąłem krótko, postępując do przodu tak, by za moment znaleźć się zaledwie metr od tej dwójki. Moje nerwy skamieniały i być może to właśnie dlatego wciąż powstrzymywałem się od złamania mu nosa. – I druga sprawa, puść ją. Teraz, nie chcę mi się powtarzać. – Pokręciłem głową przy wypowiadaniu ostatnich słów, sygnalizując chłopakowi, że ta krótka odpowiedź musiała wyciągnąć ze mnie maksimum siły psychicznej. Głos, jakim przemawiałem, był w stanie przemienić wodę w lód. Czułem, jakbym za pomocą spojrzenia chwycił jego wnętrzności oraz miał nieprzemijającą ochotę podnosić go do z kolan, zaciskając tam mocno wyimaginowane pięści.
   Obserwowałem dokładnie jego ręce, które zwalniały z uścisku ramiona szlochającej dziewczyny. W drugiej chwili została ona całkowicie pozbawiona męskich rąk, jednak z falą łez spływających jej po policzkach oparła się o zimną ścianę i podsunęła do góry. Aiden zrobił zaledwie krok do tyłu, nadal nie spuszczając z Leny zmartwionego wzroku, takiego, że na moment poczułem jak zazdrość wyjada mnie od środka niczym insekt. Blondynka ciągle sprawiała wrażenie, jakby nie wiedziała co się dzieje dookoła, ale nic dziwnego, bo nawet do mnie nie napłynęły dotąd wszystkie fakty.
   – Nie wiem co to były za cholerne tabletki, ale poradzimy sobie w inny sposób. – Wyciągnąłem do niej rękę, zwracając się tak, jakbyśmy byli ostatnimi ludźmi na świecie. Uścisnęła ją, a ja bez żadnego sygnału zamknąłem ją w czułym uścisku, posyłając Aidenowi tylko pojedyncze, niezbyt przychylne spojrzenia, które natychmiast nakazały cofnąć mu się o kolejne kilka kroków. Później znalazł się obok wyjścia i oparł tam swoje ramie.
   – Ok-kej... – Nasunęła rękaw na dłoń, po czym uniosła ją w górę, sięgając spuchniętego od płaczu, czerwonego policzka. – A co z Aidenem? Czy on...
Podobny obraz
   Jak z automatu przechyliłem głowę w jego stronę, a niemym rozkazem niebieskich oczu przekazywałem chłopakowi, by zupełnie skapitulował i przestał wchodzić nam w du... no. Przez moment nawet poczułem się jak egoista, chcąc zmusić Aidena do odejścia i ledwo pamiętając przy tym, że to jeden z prawdopodobnie najlepszych przyjaciół Leny.
   – Nie wyjadę – odpowiedział, posyłając wszystkie moje ostrzeżenia w czarną otchłań. Żebyś tego żałował. Zacisnąłem pięść, którą ukryłem za swoimi plecami i próbowałem stłumić w niej całą irytację. – Wróciłem do szkoły, chodzę do niej zupełnie jak wy.
   – Bo chodzi o szkołę, prawda? – Pieprzony kłamca. Widziałem w jego oczach czystą złośliwość, która nasiliła się z chwilą, kiedy odważył się zatrzymać na mnie wzrok o chociaż tę sekundę dłużej. Wykorzystywał to, że Lena jest w rozsypce tylko po to, żeby dać mi do zrozumienia, że jest tu dla niej. Głównie dla niej. Nie mogłem teraz nawet znaleźć sił, aby nie podnosić tonu; nadało to mojemu głosowi z lekka ostrzegawczy wydźwięk, ale i to zostało przykryte ignorancją.
   Aiden nie odpowiedział. Po namyśle zsunął ze mnie swój wzrok i obdarował nim Lenę, a mimo że go nie pochwyciła, to na jego twarzy rozrósł się niewielki uśmiech. Czułem tylko, jak jego osoba całkowicie znika z pomieszczenia zupełnie tak, jakby nigdy jej tu nie było. I rzeczywiście mogłem z ochotą poddać się temu niewyobrażalnie dziwnemu wrażeniu, gdyby nie to, że mój umysł był niczym wypluty i pogryziony materiał. I ktoś za tym stał. 

***

   Minęło doprawdy niewiele czasu albo to dni były tak intensywne, że zlatywały mi w zatrważającym tempie. Czułem, jakby to właśnie czas był jak łańcuch, który nie pozwalał mi wejść we własny rytm i podporządkowywał sobie absolutnie każdy aspekt mojego życia. Sam decydował. Zjadał wszystko, zanim zdążyłem coś powąchać. Ale koniec końców spędzamy z Leną ciut więcej czasu, niż przedtem. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że wszystko znowu mogło być jak dawniej, ale jednocześnie było tak abstrakcyjne, że w przeciągu sekundy na myśl przychodziły mi najróżniejsze przeszkody. A najgorszą z nich był Aiden. Kręcił się dosłownie wszędzie, gdzie była Lena, a fakt, iż chodzi z nią razem na kulinarne wcale mnie nie uspokajał. Dobra moja, że polubiłem własną wadę i lubię być złośliwy dla tych, którzy próbują odebrać mi to, co nadaje mojemu życiu sens. A więc jedyny spoiler jest taki, że Aiden czasami spieprzy prostą potrawę, a drugim razem nawet nie ma pary, bo ta całkowicie niespodziewanie musi wyjść z lekcji. Dlaczego wkurwiam, ale nie mogę przestać? Alec, ogarnij się, bo twoje dobre sumienie wiecznie żyć nie będzie. A w końcu zupełnie się wyciszy. 
   – Długo jeszcze? – spytała Lena, natychmiast wyrywając mnie z zamyślenia. Powróciło całe otoczenie, które wcześniej posłałem w eter: zgiełk parudziesięciu uczniów odzianych w jak najmniej, z plecakami obciążającymi ich barki; żar słońca, który bezlitośnie wylewał się na przypaloną blachę składającą się w elegancki przystanek autobusowy. A kogo ja chcę oszukać? Staliśmy już pół godziny, grzejąc się na słońcu niczym kurczaki na ruszcie. Tylko, że my powoli zaczynaliśmy przechodzić potem, a nie pachnieliśmy jak dobry obiad.
   – Mają opóźnienie. – Zerknąłem na zegarek, a potem ująłem w pięść skrawek koszulki, podrywając ją do góry w falujących ruchach. Tylko w ten sposób mogłem się chociaż odrobinę ochłodzić; a i tak czułem, jak pot intensywnie spływa wzdłuż mojego kręgosłupa. Okropny, okropny dzień. Taki, że gdyby nie wycieczka szkolna, rzuciłbym wszystko i zamknąłbym się w zamrażarce, by tam poczuć jakikolwiek chłód. Chwilowy powiew wiatru był niczym wybawienie.
   – To pewnie wasza kara za projekt, który wciąż jest zaległy. I nie odpuszczę wam tego. – Poczułem obecność tuż za ramieniem i na tajemniczy głos przekrzywiłem głowę. Seagal, mimo że właściwie nam groził, to utrzymywał na ustach przyjazny uśmiech i to jednak nie zmieniało faktu, iż czas po wycieczce byłby najodpowiedniejszym do nadrobienia zaległości. Chciałem odpowiedzieć czymś więcej niż tylko kiwnięciem głowy, jednakże mój narząd słuchu ni stąd ni zowąd podrażniły wiwatujące krzyki uczniów. Autobus po prawie trzech kwadransach spóźnienia w końcu zmierzał w naszą stronę oraz stopniowo hamował. Nie zdążył się zatrzymać, a większość z grupy była już w drodze, by wsiąść do jego wnętrza. Wnętrza, który okazał się być jeszcze większą patelnią i nawet kierowca musiał wyjść, by złapać oddech, a to z kolei zapowiedziało krótki postój. Zrezygnowane buczenie zwróciło nas z powrotem w stronę przystanku.
   – Teraz już z górki. To będzie przyjemne czekanie – powiedziała z dziwnym entuzjazmem Lena, stanąwszy dokładnie obok mnie, a wtedy moje oczy chcąc nie chcąc wyłapały niechcianego przybysza. Zanim zaczął dzielić nas zmniejszający się dystans kilku metrów, westchnieniem dałem dziewczynie do zrozumienia, że nie zgadzam się z jej zdaniem:
   – Przyjemnie mówisz?
   I właśnie w tym momencie zrozumiałem, że postój będzie dwa razy trudniejszy do przetrwania niż czekanie na spóźniony autobus, w tak dusznym powietrzu, że ciężkim wysiłkiem było uzupełnianie płuc zapasami tlenu.
   – Hej Lena. – Aiden. Na sam jego widok nóż otwierał mi się w kieszeni. Podszedł do blondynki zupełnie tak, jakbym nie stał obok niej. Ba! Nawet nie pochwycił mojego spojrzenia, które od samego początku wierciło mu dziurę w głowie.
   – Aiden? – Spytała lekko zdziwiona faktem, iż go zobaczyła, a dla mnie to było wręcz przewidywalne. Przewidywalne, że teraz chłopak uczepi się jej jak rzep psiego ogona. Mnie to wprowadza w cholerną irytację... – Akurat chciałam rozmawiać o tym konkursie kulinarnym.
   – Zobacz, ja też! – Roześmiał się, co wzburzyło we mnie kolejną falę niesmaku. Pokusiłem się nawet o stwierdzenie, że żałuję, że wydają się ze sobą dogadywać. Jedną ripostą chciałem zepsuć im wszystko i nie dbałem o to, czy ktoś będzie z tego powodu miał mi to za złe. – Bierzesz udział, prawda?
    – W sumie nauczyciel chciał, żebym się w to zaangażowała, ale bez ciebie u boku niezbyt idzie mi gotowanie. Wprawdzie... dobrze mi się z tobą pracowało na tych zajęciach. – Nosz kurwa. Zacząłem tupać nerwowo nogą o podłoże, chcąc by nagle ziemia się zapadła i zabrała go do piekła, czyli tam, skąd przyszedł ten pomiot.
   – Wracam do szkoły, więc może... – urwał.
   Frustracja spowodowana jego zachowaniem była równą pochyłą prowadzącą do coraz szybszego wzrostu agresji. Agresji, która nigdy wcześniej w takim stopniu nie wypełniała mnie jak teraz. Wyrażałem jeszcze mniejsze chęci ku temu, by tłumić ją w głębi siebie i w końcu szarpnąłem go za ramie w swoją stronę. Widziałem, jak jego spłoszone nieprzewidywalnym ruchem oczy skupiają się na moich, a usta nie są w stanie wypowiedzieć słowa. Zaciskałem mocno pięść na jego koszulce, czując jak reszta świata całkowicie zanika w otchłań zapomnienia. Powietrze przepełniło się tajemniczą groźbą wywodzącą się spod moich rąk, tak rzadką, że gdybym naprawdę go uderzył, zapamiętałby to na zawsze.
   – A może tak, do cholery, nie? – Przeszyłem go piorunującym spojrzeniem, nie widząc już żadnego sensu w trzymaniu się na uboczu. A może po prostu emocje wzięły nade mną górę? – Przestaniesz robić ze mnie osła? Dobrze widzisz, jak irytuje mnie twoje zjebane zachowanie i wiem, że cokolwiek cię tu sprowadza, było twoim celem. A jeśli teraz jest nim Lena, to przepraszam cię bardzo, ale musisz zejść z tej ścieżki. Tam się nie pchaj, bo sobie nogi połamiesz... ewentualnie zrobi to ktoś.
   Mój kącik ust zaledwie uniósł się do góry, gdy wypowiadałem ostatnie słowa, okalane aurą tajemniczości. Złość, która kotłowała się wraz z innymi emocjami, teraz wyparowała zupełnie tak, jakbym powiedział to, co chciałem i mam całkowicie czyste sumienie.

Lenuś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz