Hayden przez całą drogę do Vancouver nie chciał
powiedzieć nawet słowa na temat owej niespodzianki. Nie wspomogły nawet
obietnice związane z nagraniem specjalnej piosenki, kupnie kosmetyków do
włosów, czy dzikim seksem w publicznym miejscu. Na lotnisku w Sacramento
doprowadził Haydena do takiego stanu podirytowania, że ten zaczął mu grozić
spędzeniem lotu w toalecie. Brian odpuścił dopiero po wylądowaniu. Podróż dala
mu się we znaki, dlatego nie spieszył się do domu babci Lavella, pomimo późnego
już popołudnia.
Co takiego znajdowało się w środku dotychczas
pustego domu? Co miało sprawić, że okazywanie
sobie czułości będzie wręcz niemożliwe? Podejrzliwie zmrużył oczy i zatrzymał
dłoń na pozłacanej klamce.
- Jeśli coś mnie uderzy, to obiecuję, że cię
zgwałcę.
- Po prostu tam wejdź. – Popędził go młodszy,
widocznie zirytowany nieufnością swojego chłopa.
W końcu, gdyby chciał mu przyłożyć, dawno temu
miałby przynajmniej złamany nos.
Nacisnął klamkę, drzwi ustąpiły i jako pierwszy
wkroczył do środka. W momencie, gdy miał zamiar zapytać się Haydena o istnienie
niespodzianki, zza ściany wyłoniła się kobieta. Jej długie, czarne włosy
opadały po jednej stronie na białą, elegancką koszulę. Dłonią zakryła usta, zaś
z oczu popłynęły łzy. Brian upuścił torbę na podłogę, postępując trzy kroki do
przodu, by finalnie wpaść w ramiona swojej matki. Dopiero przy jej obecności
poczuł te cztery lata rozłąki. Łkał niczym dziecko, nie chcąc się od niej
odsunąć chociażby na centymetr, gdyż miał wrażenie, że zniknie. Była niższa o
głowę, lecz nie przeszkadzało jej to w tym, by głaskać swojego jedynego syna po
karku oraz plecach. Odsunęła się na dosłowną sekundę, chcąc spojrzeć na twarz
Briana, aczkolwiek chłopak przysunął ją z powrotem.
Hayden przemknął cicho do kuchni, po drodze
ocierając łzy. Czyż właśnie nie spełnił jednego z pragnień swojego ukochanego?
Powinien być szczęśliwy. Radość napłynęła do jego serca w momencie, gdy wrzątkiem zalał zieloną
herbatę w trzech kubkach. Zaniósł wszystko wraz z cukrem do salonu, gdzie matka
z synem trzymali się za dłonie, siedząc na sofie. Hayden zajął miejsce na
fotelu obok.
- Przyjaciel, tak? – Brian zwrócił się do Lavella,
który uśmiechnął się nieśmiało. – Mamy nie oszukasz. Ona zna moją orientację.
Chłopak speszył się nieco, zapijając wstyd wielkimi
łykami herbaty. Kobieta pogłaskała go pocieszająco po kolanie.
- Nie chciałam cię od razu stawiać w trudnej
sytuacji, ale teraz chyba jest gorzej. – uśmiechnęła się promiennie, zaraz
przenosząc wzrok na swojego syna. – W takim razie co z Jae? Nie utrzymujecie
już kontaktu?
Brian odchrząknął nerwowo, wzrokiem zaczynając
uciekać gdzieś w bok.
- Tuż przed wyjazdem się wszystko skończyło. Nie
wspominajmy o tym.
Hayden spojrzał na niego nieco podejrzliwie, acz
jednocześnie pytająco. Brian wzrokiem poprosił, aby porozmawiali o tym później.
Na szczęście niemy przekaz został zrozumiany.
- Pani Kang – wtrącił Hayden, nieco się pochylając.
– Ma pani przy sobie jakieś zdjęcia Briana, kiedy był młodszy? Jestem ciekaw,
jak wyglądał.
- Możesz mówić mi po imieniu, Sarah. – Uśmiech nie
schodził z jej ust. Sięgnęła do torebki, wyciągnęła z niej skórzany portfel. Po
otworzeniu, z nieco skrytej zakładki, wysunęła niewielkie zdjęcie, zbliżone
rozmiarom do tych legitymacyjnych. Podała je Haydenowi. – Zdjęcie z
podstawówki. Miał wtedy jedenaście lat.
- Mamo! – Zajęczał błagalnie Brian, zaś ta palcami
przeczesała jego grzywkę w momencie, gdy z ust Lavella wydobyło się
prychnięcie.
- Wyrosłeś Young Hyunie. Jesteś wyższy,
przystojniejszy i szczęśliwszy. – Odebrała zdjęcie od rozbawionego chłopaka,
chowając je w odpowiednie miejsce. – Jak się utrzymywałeś przez te cztery lata?
W ogóle nie prosiłeś nas o pieniądze, rzadko dzwoniłeś, a stara matka nie mogła
czasami spać po nocach.
Z trudem powstrzymał kolejne łzy. Musiał w końcu
pokazać, że się usamodzielnił, a i mama nie była taka stara. Nie osiągnęła
nawet pięćdziesiątki, ale lubiła tak na siebie mówić.
- Nadal spełniam swoje marzenie. Większość tekstów
piosenek, które napisałem, sprzedałem producentom. Dorabiam sobie także tu i
ówdzie. Dużo jem, Hayden może potwierdzić.
I tak rozgorzała rozmowa. Hayden odnalazł album ze
swoimi zdjęciami. Opowiedział historię każdego z kolei, wspominał swoich opiekunów,
bez smutku na twarzy. Brian wraz z rodzicielką dowiedzieli się paru ciekawych
rzeczy z jego życia, po czym oni odwdzięczyli się tym samym. Śmiechom nie było
końca, kiedy Sarah wyjawiała wszystkie zawstydzające tajemnice Briana.
- Ledwo skończył czternaście lat, a nauczył się
palić oraz pić więcej niż jego ojciec. Wszystko chciał robić po swojemu, nie
przyjmował żadnych rad, od razu reagował wielkim gniewem. – Sarah pokręciła
głową z lekkim uśmiechem, widocznie wszystko sobie przypominając. – Okropny
wtedy był. Przyprawił mnie o tyle siwych włosów, że musiałam zacząć się farbować.
- Nieprawda! – Obruszył się, przynosząc w tym
momencie kolejną serię gorącej herbaty.
- Prawda! – Przytaknął Hayden, biorąc jedną ze
szklanek. – Teraz też się tak zachowuje. No, może oprócz ataku gniewu. Jest
spokojniejszy, wyższy, ale nadal dzieciak.
- Nieprawda! Zejdźcie ze mnie może, co? – Spojrzał
na nich spod byka, by po chwili zacząć tworzyć bańki na powierzchni herbaty,
tym samym nawet siebie przyprawiając o nieopanowany śmiech.
Gadali, śmiali się, wspominali, aż do późnego
wieczoru. Parę minut po północy, Brian zaprowadził mamę do sypialni babci
Haydena, zaś chłopak pozostał na dole i zajął się sprzątaniem. Zebrał puste
szklanki, talerze i opakowania po chińszczyźnie, którą wcześniej zamówili.
Szkoda im było tracić czas w kuchni na szykowanie jedzenia, kiedy tak dobrze
kleiła się rozmowa. W czasie wojowniczego zmywania Lavella, Kang wraz z mamą,
przebraną już w dwuczęściową piżamę.
- Będziesz spała niczym królowa angielska. – Zaśmiał
się cicho, ostatni raz poprawiając jedną z poduszek.
Spędził przy matce jeszcze dłuższą chwilę, chociaż
czekało ich tyle wspólnych dni. Na dobrą noc ucałował ją w czoło i cicho
opuścił sypialnię. Idąc piętrem, dłonią sunął po drewnianej poręczy,
jednocześnie nasłuchując dźwięków z dołu. Światła w kuchni oraz salonie były
wyłączone, czyli Hayden zakończył porządki. Brian wyłączył przełącznikiem
kinkiety wiszące nad schodami, pogrążając resztę domu w ciemności, po czym
postarał się, aby jak najciszej wejść do pokoju, który dzielił ze swym
ukochanym, myśląc, że ten już dawno padł. Pomylił się. Ledwo zamknął za sobą
drzwi, kiedy z półmroku wyskoczyła na niego znajoma postać, niczym pijawka
przysysając się do jego ust. Zamruczał gardłowo, obejmując Haydena w pasie, by
po paru sekundach nieco się odsunąć.
- Pluskiewko ty moja – uśmiechnął się lekko, zaś
ciepłe dłonie młodszego sunęły po jego ramionach.
- Czemu tak brzydko na mnie mówisz? Zresztą,
nieważne. – Widocznie wzruszył ramionami. Ujął dłonie Briana w swoje, ciągnąc
go powoli w stronę łóżka. – Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę.
- Dzień dobroci dla zwierząt jeszcze się nie
skończył? – Zapytał, pozwalając ściągnąć z siebie bluzkę. Nie uszło uwadze
Briana to, jak bardzo dłonie Haydena kleiły się do jego ciała, zdradzając
rządze chłopaka.
- Czasami jak coś powiesz, to człowiek ma ochotę się
rzucić z dywanu na podłogę. – Skontrował młodszy, zaczynając majstrować przy rozporku
Briana, który to przerwał mu tę zabawę, przejmując nieco inicjatywę.
Po ściągnięciu z niego koszulki, zarzucił sobie te
chude ramiona na barki, by pozwolić im się objąć wokół szyi. Ich usta w końcu
połączyły się w spragnionym pocałunku, zaś dłonie starszego w tym czasie
odkryły każdy skrawek nagich, rozgrzanych pleców Lavella. Niespiesznie
przeszedł nimi na pośladki chłopaka,
dopiero teraz zdając sobie sprawę, że praktycznie nie miał okazji, aby je
wystarczająco wymacać. Uśmiechnął się zadziornie, przechodząc z nim na
pościelone łóżko i jedyne, co zdążył zrobić, to musnąć ustami jego grdykę, po
czym ten uciekł spod niego, od razu zmuszając Azjatę do padnięcia na plecy.
Niczym kot przeciągnął się nad nim, a w tej samej
chwili jego dłoń schowała się w interesujące ją miejsce. Z pomocą drugiej ręki
ściągnął spodnie Briana, które przeszkadzały mu bardziej niż odrobinę. Ustami
przeciągnął po mięśniach brzucha swojego faceta, zaś palcami już dobierał się
do jego penisa, któremu naprawdę niewiele trzeba było, aby stał się
sztywniejszy. Nie było się co dziwić, skoro młode żądze za każdym razem musiały
być powstrzymywane z powodu nieodpowiedniej pory dnia, bądź innych przeszkód.
Kang, zadowolony ze śmiałych poczynań chłopaka,
ułożył się wygodniej. Podłożył sobie ramiona pod głowę, dzięki czemu mógł dokładnie
obserwować każdy ruch Haydena, pomimo panującego półmroku. Mieli wolne, późna
godzina na wstępie wykluczyła dzwonienie telefonów, zaś mama Briana po
dziesięciogodzinnym locie musiała być wykończona, więc dawno temu zasnęła. Nie
robili przecież nic zakazanego, a wręcz ludzkiego, normalnego.
Nadzwyczaj przyjemne mrowienie wystąpiło w żołądku
starszego, kiedy to Lavell przyłożył swoje ciepłe usta do jego członka, by, po
specjalnie dłuższej, chwili zacząć go cmokać, ssać oraz lizać, niczym w
amatorskim pornosie. Dla Briana to było zadowalające, a także jeszcze bardziej
pociągające. Przymknął powieki i pozwolił swojemu kochankowi na działanie. Cudowne
działanie, przyprawiające go o podniesienie temperatury ciała i wspaniałe
mierzwienie tam w dole. Mogłoby się zdawać, że chłopak miał w tym małą wprawę,
lecz pytanie skąd? Wyrzucił je z głowy, zaczynając bardziej interesować się
kombinatorem, będącym tam w dole, ewidentnie doskonale się bawiącym jego
penisem. Przez to przyprawiał go o niepowstrzymane stęknięcia przyjemności, o
nierównym oddechu już nie wspominając.
Jak wcześniej było wspomniane, wiele nie trzeba było
do zaspokojenia żądz Briana, ze względu na nieplanowany długi czas abstynencji seksualnej. W ostatniej minucie wpadł na
pomysł odwdzięczenia się za te niespodzianki. Bez uprzedzenia złapał Haydena za
ramiona i, przerywając mu zabawę członkiem niczym lizakiem, umiejscowił pod
sobą. Z głębokim, gardłowym pomrukiem połączył ich usta w pocałunku, w
międzyczasie całkowicie rozbierając chłopaka. Sam, dłonią, dokończył to, co
przerwał Haydenowi, lecz to było częścią jego planu. Z pomocą naturalnego
nawilżacza, kciukiem zaczął kręcić kółeczka wokół odbytu Haydena.
Z lekkim uśmiechem przysunął się na tyle, że
połączył czubki ich nosów.
- I tobie należy się rozkosz – Szepnął wprost w jego
wargi, które to lubieżnie oblizał. – Szczególnie rozkosz, która wpłynie
wyśmienicie na twoje ciało.
Ustami zaczął błądzić po szyi młodszego, w tym
czasie powoli i delikatnie bardziej naciskając na wejście Lavella, jednocześnie
kontrolował każdy najmniejszy oddech, a także ruch chłopaka. Nie chciał, aby
się niepotrzebnie spinał, bądź stresował. W końcu miało to być dla
przyjemności. Jedną z dłoni ujął w swoją, chcąc mu w ten sposób odjąć nieco
zdenerwowania. W czasie, kiedy na miejscu kciuka umieścił palec wskazujący,
powrócił do twarzy ukochanego, by beztrosko patrzeć na jego reakcje.
Przygryzione wargi uświadomiły go, że musi jeszcze
chwilę odczekać z włożeniem całego palca, bo już przy połowie te chude ciało
całe się spięło. Dla rozluźnienia, począł szeptać mu do ucha wszystkie synonimy
rozkoszy, jakie znał.
- Będzie błogo, upojnie, cudownie, niezwykle,
rewelacyjnie, zjawiskowo, aż osiągniesz orgazm…
Hayden, już po trzech pierwszych mimowolnie zaczął
się uśmiechać, aż przyciągnął tego rozgadanego faceta do siebie i przymknął
pocałunkiem, tym samym pozwalając mu okazać swoją wdzięczność. Cały palec w
środku przyprawił go o głębokie westchnięcie, a to, co nastąpiło po tym,
zaparło dech. Otóż Brian bez problemu odnalazł męski punkt G, jakim jest
prostata. Powoli i dokładnie zaczął ją masować, zaś do jego uszu docierały
lekkie westchnięcia. Jedna z dłoni Haydena głaskała ramię starszego, a potem
plecy, gdy tamten się nachylił, by wycałować każdy skrawek jego szyi oraz
pozostawić po sobie widoczny, czerwony ślad, z nadzieją, że pozostanie przez jakiś
czas.
Aby nieco urozmaicić doznania młodszego, Kang w
drugą dłoń ujął jego nabrzmiałego członka, co dało mu znać, że masaż działa
tak, jak powinien. Po paru minutach znaczenia śliną brzucha Lavella, jego
oddech przyspieszył, obwieszczając nadchodzący orgazm. Wspomógł go nieco dłonią
na penisie, z błyskiem w oku patrząc na wydzielinę, która z niego się
wydostała. Szeroko uśmiechnięty zabrał obie dłonie, po czym palcem rozmazał
wszystko na kształt serca, końcowo całując ukochanego w usta.
- Szybko. – Podsumował, odgarniając grzywkę z tych
pięknych, granatowych oczu.
- Nie krytykuj – Prychnął Hayden, niby złośliwie,
lecz z miłością, przyciągnął go do siebie, by rysunek także na nim się odbił.
- Nie robię tego, gnido.
Obaj zaśmiali się cicho i mocno przytulili. Po
chwili Hayden sięgnął ręką do lampki, włączając ją. Nieco światła ukazało
skotłowaną pościel oraz nieco spocone ciała dwóch mężczyzn. Zgodnie postanowili
wziąć jeszcze szybki prysznic i dopiero po nim pójść spać.
Nie byliby sobą, gdyby wszystko poszło zgodnie z
planem. Mentalność dzieci wzięła górę i szybki prysznic trwał dwukrotnie
dłużej, niż powinien. Nawet włosy zostały umyte, chociaż na liście takiej
pozycji nie było. Opanowali swoje chaotyczne dusze po wyjściu z kabiny.
Hayden stanął przed zaparowanym lustrem, które to
zaczął przecierać dłonią, gdy Brian okrył go dużym ręcznikiem, po czym
mniejszym zaczął wycierać nadmiar wody z włosów. Sprawiało mu to przyjemności,
że nie mógł się przestać uśmiechać.
- Brian – Zaczął cicho Lavell sprawiając, że starszy
zsunął nieco ręcznik i nawiązał z nim kontakt wzrokowy w lustrzanym odbiciu. –
Kim jest Jae?
Kang przeciągnął odpowiedź na parę sekund, wyzbywając
się uśmiechu. Zaczął wycierać boki oraz tył głowy chłopaka, tym samym nie
patrząc w lustro.
- Moim pierwszym, ale już dawno byłym. – Odparł, po
czym tym samym ręcznikiem zaczął przecierać swoją czuprynę.
- Kochałeś go? – Kolejne pytanie.
Kang ostatni raz przeciągnął wilgotnym już
materiałem po swoich włosach. Zrzucił go na podłogę i objął młodszego ramionami
wokół szyi, zaś swoją klatką piersiową stykał się z jego plecami.
- Patrząc na to z upływem lat stwierdzam, że to było
zauroczenie, aniżeli miłość. Obaj byliśmy nastolatkami, to z nim przeżyłem swój
pierwszy raz, to on nauczył mnie tego, czego doznałeś dzisiaj. Nie zaprzeczę. –
kciukiem głaskał czerwoną plamę, znajdującą się tuż pod grdyką Haydena,
jednocześnie intensywnie wpatrując się w ich odbicie. – Ale powiem ci jeszcze
jedno, Hayden. Ty jesteś moją pierwszą miłością. Życiową miłością i za żadne
skarby nie chcę cię stracić.
Lavell uśmiechnął się lekko, odwracając przodem do
Briana, by objąć go najmocniej, jak potrafił. Doskonale wiedział, że mówił
prawdę. Cudowną, niepodważalną. Po tych czułościach przegonił starszego, chcąc
samemu ogarnąć łazienkę. Uczynił to najszybciej, jak mógł, aby zdążyć przed
zaśnięciem tego leniwego faceta.

- Hayden, śpisz już?
Blisko niezidentyfikowane mruknięcie wydobyło się z
ust młodszego.
- Rozmawiałem z mamą i… Wspólnie stwierdziliśmy, że
nie możesz mówić do niej po imieniu.
Chłopak rozbudził się i obrócił głowę w stronę
starszego na tyle, ile mógł.
- Dlaczego?
- Chce być twoją, naszą mamą.
Parę sekund minęło, nim przyswoił tę informację.
Uśmiechnął się znacznie, zacisnął powieki i przekręcił, twarz chowając w klatce
piersiowej Briana. Tyle okrutnych myśli przelatywało mu przez głowę, lecz
zostały szybko zniwelowane przez bicie serca Kanga.
Ranna pobudka była jedną z najprzyjemniejszych,
jakich do tej pory doświadczył. Oczywiście przyczepił się do tego okropnego
faceta, dlaczego wcześniej tak cudownie nie był budzony, tylko zrywany z łóżka
niczym więzień przez kata. W odpowiedzi dostał tylko wzruszenie ramion oraz
wysunięty język.
Wspaniałomyślnie Lavell postanowił przygotować
śniadanie, Brian miał mu tylko pomóc, ale nie dość, że obaj utrudniali sobie w
tamtej chwili egzystencję, to i biedne śniadanie w postaci czarnej jajecznicy
zostało ukarane. Kiedy mama Briana zeszła po kąpieli, ubrana oraz odrobinę
umalowana, niemalże patelnią wypędziła ich z kuchni informując, że umrą z głodu
w niedalekiej przyszłości, bo na razie ratuje ich szkolna stołówka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz