8.02.2017

Od Avry

   Wpatrywałam się uparcie we wskazówki zegara, tupiąc nerwowo nogą. No ile może trwać pięć minut?! Przysięgam, że w ostatnich minutach ostatniej lekcji czas zawsze zwalnia. A może to nauczyciele są jakimiś demonami i kontrolują jego upływ? Cokolwiek było tego powodem w końcu odpuściło, a cały budynek akademii wypełnił dźwięk ostatniego wtorkowego dzwonka. Część uczniów na spokojnie podniosła się ze swoich siedzeń, zaczęła pakować książki do toreb i plecaków, by po dłuższej chwili opuścić salę. Była tez druga część, która wybiegła z pomieszczenia jak stado dzikich mustangów, którym właśnie zwrócono wolność po kilku miesiącach trzymania w niewoli. I w tej części byłam właśnie ja. 
  Plany na dzisiejsze popołudnie w znacznej części zajmowało odrabianie lekcji na następny dzień, natomiast wieczór malował się w kolorach kolejnego wyścigu motocykli. Który nadal będę tylko oglądać. Dlaczego nie mogłam urodzić się wcześniej, mogłabym już przynajmniej zdawać prawo jazdy i byłabym o krok bliżej spełnienia mojego marzenia. Ale nie, musiałam urodzić się w grudniu. 
  Pogrążona w myślach, szłam przez korytarz żwawym krokiem, co chwila poprawiając torbę na ramieniu, która co kilka kroków mi się zsuwała. Ściągnęłam ramiona w przód, chcąc jakoś ukoić ból w kręgosłupie spowodowany sporą ilością książek, którą byłam zmuszona dziś nosić. To sprawiło, że materiałowy pasek ześlizgnął się z mojego ramienia, a wypełniona po brzegi książkami torba runęła prosto pod moje nogi. Zdążyłam ją złapać nim zetknęła się ze szkolną posadzką, jednak opadła wystarczająco nisko, bym się o nią potknęła. Z piskiem runęłam prosto przed siebie, nie będąc w stanie nawet wyciągnąć przed siebie rąk, które zaplątały mi się w pasek od torby. Ostatnie co zobaczyłam przed zaciśnięciem powiek, to czyjeś biodra. Potem nastała ciemność, a wraz z nią przyszedł ból na czole, po uderzeniu w coś twardego. Odbiłam się znowu w tył, ostatecznie lądując w pozycji siedzącej ze stopami po obu stronach bioder. Jęknęłam cicho i uniosłam spojrzenie w górę, by sprawdzić na kogo wpadłam, jednocześnie odruchowo pocierałam bolące miejsce. Szybko zorientowałam się, że runęłam wprost na dość rosłego chłopaka. Przez dłuższą chwilę mierzyliśmy się zdziwionymi spojrzeniami, a wciągu tych kilku krótkich sekund zapamiętałam dwie charakterystyczne rzeczy w jego wyglądzie. Po pierwsze, miał heterochromię, nie było to często spotykane, więc nietrudne do zapamiętania. Po drugie, tatuaż na szyi. Jako że sama od dawna chciałam sobie zrobić własny, od razu w mojej głowie pojawiła się chęć, by porozmawiać na jego temat z właścicielem. Ale czas mnie naglił, więc musiałam to przełożyć na inny dzień. 
  - Patrz jak chodzisz. - Mruknął, a jego twarz przyjęła raczej obojętny wyraz. 
  - Wybacz. - Uśmiechnęłam się szeroko, próbując wyplątać dłoń z materiału, przy okazji przysłuchując się śmiechom i komentarzom uczniów zebranych dookoła. Chłopak wyminął mnie bez słowa więcej, a ja już po chwili także ruszyłam w swoją stronę, za kierunek obierając swój pokój. 

~*~*~*~*~*~*~

   Nieco po dwudziestej pierwszej byłam już gotowa do wyjścia. Na szczęście udało mi się wyrobić z odrobieniem lekcji, bo obawiałam się, że nie zdążę zrobić wszystkiego  na czas, a zadań było naprawdę dużo. 
  Poprawiłam bluzę, przeglądając się w lustrze, kiedy po całym pokoju rozniósł się nieprzyjemny dla ucha stukot. Zerknęłam w stronę biurka, na którym leżał mój telefon z podświetlonym ekranem. Uśmiechnęłam się pod nosem, sięgając po urządzenie i jednym przesunięciem palca, odebrałam połączenie przychodzące z numeru zastrzeżonego. 
  - No co tam, Gabe? - Spytałam, przytrzymując telefon ramieniem i sięgając po adidasy. 
  - Pamiętasz adres? - Głos z pogranicza piśnięcia i chrumknięcia odezwał się w słuchawce, jak zawsze wywołując na mojej twarzy uśmiech rozbawienia. 
  - Pewnie, że pamiętam. - Prychnęłam, zawiązując sznurówki na kokardkę i chowając sterczące części materiału do środka buta. 
  - Okej. Z tego co mi wiadomo, na pewno będzie Azin Bardashi, nie jest to typ niebezpieczny, chociaż nietypowy, ale jego nie musisz się obawiać. - Przewróciłam oczami na tę uwagę. Gabe jak i cała reszta grupy, do której należał traktował mnie jak małą dziewczynkę, o którą trzeba się troszczyć i otaczać opieką, bo sama sobie nie poradzi. Momentami było to dla mnie uciążliwe, a przez większość czasu mnie to po prostu irytowało. - Co do reszty uczestników nie mam pewności, więc lepiej weź swojego Colta. 
  - Wiesz, że i tak bym go wzięła. - Warknęłam pod nosem, kiedy sznurówki drugiego buta nie chciały współpracować, a szyja zaczynała mnie już boleć od takiego wykręcania głowy. 
  - Nawet jakbym ci zabronił?
  - Pewnie. - Odetchnęłam z ulgą, mogąc się w końcu wyprostować. Przekręciłam głowę w druga stronę, podchodząc do szafy i z jej dna, spomiędzy zwiniętych ubrań wyciągając Colta M1911. Szybko zatknęłam broń za pasek spodni od strony pleców i zakryłam ją bluzą.
  - Uparta bardziej niż Karis. - Po głosie poznałam, że Gabe przewrócił oczami, co wywołało u mnie śmiech. 
  - Za to mnie uwielbiasz. - Po krótkim pożegnaniu, rozłączyłam się i opuściłam w pośpiechu pokój, zamykając go na klucz. 

~*~*~*~*~*~*~

   Na linii startu pojawiłam się jeszcze przed wszystkimi zawodnikami, niektórzy pojawiali się dopiero w ostatniej chwili, chcąc chyba zrobić efekt wow, który mało komu wychodził. Droga wylotowa z Amador była znakomitym miejscem na urządzenie wyścigu, długi odcinek prostej drogi, kawałek od miasta, policja raczej tu nie zaglądała. Po prostu miejsce stworzone do wyścigów. 
   Wyminęłam grupkę piszczących z podekscytowania dziewczyn, przewracając przy tym oczami i usiadłam na krawężniku, przyglądając się przybyłym już uczestnikom. Z tego co udało mi się zaobserwować, to większość z nich nie skończyła jeszcze szkoły lub była na ostatnim roku. Wydawało mi się, że niektórzy nawet chodzili ze mną do akademii, chociaż nigdy nie dałabym sobie za to uciąć ręki, nieszczególnie zwracałam uwagę na ludzi z otoczenia. 
   Przesunęłam wzrok na kolejnego uczestnika, mierząc go od stóp aż po głowę, a raczej szyję, na której zatrzymałam swoje spojrzenie. Początkowo otworzyłam szerzej oczy, jednak szybko je zmrużyłam, chcąc uważniej przyjrzeć się charakterystycznemu tatuażowi i upewnić się, że już dziś spotkałam się oko w oko z jego właścicielem. Bez najmniejszego namysłu podniosłam się z chodnika i powolnym krokiem ruszyłam w stronę interesującego mnie chłopaka. 
  - Kawasaki. - Powiedziałam, przeciągając delikatnie palcami po lusterku maszyny, jakby każde mocniejsze dotknięcie mogło wyrządzić jej ogromną krzywdę. Kątem oka dostrzegłam badawcze spojrzenie właściciela motocykla, jednak zupełnie je zignorowałam. - Piękny... 
   Nim zdążyłam coś dodać podszedł do nas barczysty mężczyzna z gęstą rudą brodą. Czarna skórzana kurtka nawet niezapięta opinała mocno jego ramiona i skrzypiała charakterystycznie przy każdym ruchu. 
  - Wy, dzieciaki, nie macie pojęcia co to znaczy piękna maszyna. - Przewróciłam oczami zirytowana. No oczywiście, harleyowiec... Więc to musiał być ten cały Azin. Nietypowy gość, co Gabe? - Pokaże wam, jak powinno się jeździć. 
  Odwrócił się i bardzo zadowolony z siebie, ruszył do swojego pojazdu, który stał spory kawałek od pozostałej reszty uczestników. A żeby przypadkiem się czymś nie zaraził. Odchrząknęłam, starając się opanować, chęć wyciągnięcia pistoletu i strzelenia w tył głowy mężczyźnie. Po chwili przeniosłam spojrzenie na chłopaka z tatuażem i odezwałam się poważnym głosem. 
  - Pokaż temu dupkowi, że my też potrafimy się ścigać. - Fuknęłam, krzyżując ręce na piersiach i spoglądając morderczym wzrokiem w stronę starszego mężczyzny.

David? Nie wiedziałam jak skończyć, wybacz ^-^'

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz